„Dumna jest pani z siebie?” Jak pracują strażnicy miejscy

fot. Patryk Salamon

Jedni kierowcy reagują agresją, inni powołują się na wpływy, ale przeważają ludzie, którzy rozumieją prace strażników miejskich. Wspólnie z funkcjonariuszami Straży Miejskiej Miasta Krakowa wybraliśmy się na patrol.

– Proszę zatrzymać się do kontroli drogowej – mówi przez okno radiowozu dowódca patrolu straży miejskiej zaledwie po trzech minutach od naszego wyjazdu. Młody mężczyzna na skrzyżowaniu ulic Kapelanka i Twardowskiego przeszedł na czerwonym świetle. – Wszedł nam prawie pod radiowóz. Tłumaczył, że spieszył się do pracy. Dostał mandat w wysokości stu złotych – mówi strażnik, z którym będziemy podróżować po dwóch dzielnicach: Dębnikach oraz Podgórzu.

Ulica Twardowskiego
Ulica Twardowskiego


Dumna jesteś z siebie?

Po 15 minutach jesteśmy na StarymPodgórzu, ale wcześniej przejechaliśmy przez Zabłocie. Młoda strażniczka miejska mówi, że jeszcze wrócimy w to miejsce. Jedziemy na ulicę Tarnowskiego (przecznica z ul. Limanowskiego).

Tam patrol straży miejskiej musi zmierzyć się ekipą budowlaną. Pierwsza blokada została nałożona na koło busa. Kierowca innego samochodu wychodzi z pobliskiej kamienicy i stwierdza, że „zaparkował tylko na chwilę”. Strażnicy mówią, że za to wykroczenie należy sięmandat.

Mężczyzna reaguje wyjątkowo nerwowo. – Pisz pan mandat! – mówi do strażnika, żeby po chwili rzucić do swoich kolegów z budowy: „To są zwykli frajerzy. Upier… sobie, że mandat muszą dać”. Po kilku sekundach odzywa się do funkcjonariusza: „Pisz to szybciej, bo nie mam czasu”. W sumie na tej ulicy strażnicy wystawili dwa mandaty karne za parkowanie na zakazie (po 100 złotych) oraz założyli blokadę.

Wsiadamy do radiowozu. Mężczyzna na pożegnanie zwraca się do strażniczki: – Dumna jest pani z siebie, że nałożyła mandat?


W samochodzie pytam się, czy takie nerwowe reakcję często się zdarzają. Strażnik: „Już jesteśmy przyzwyczajeni”. Strażniczka: „Nie było tak źle, choć czasami słyszymy – czy możemy wieczorem popatrzeć w lustro”.

Jedziemy na ulicę Lipową, której poświęcimy najwięcej czasu. Strażniczka mówi, że często muszą tutaj jeździć, bo zmieniła się organizacja ruchu, a kierowcy nie stosują się do znaków. – Kilka miesięcy wręczaliśmy informację, że wprowadzono tutaj strefę ograniczonego postoju. Nic to nie dało. Kiedyś trzeba przystąpić do nakładania mandatów – zaznacza.

Pierwsza blokada trafia na koło samochodu na jaworzyńskich rejestracjach. – Nie zwracamy uwagi na rejestracje. Teraz leasing każdy może sobie wziąć i mieć zarejestrowany pojazd w innej miejscowości. Nie jest tak, że „uparliśmy” się na kierowców spoza Krakowa – mówi strażnik.

Skuteczny wniosek do sądu

Kilka metrów dalej stoją dwa samochody najmu krótkoterminowego. – Wypisujemy notatki pod wniosek o ukaranie do sądu – mówi strażniczka. Pytam się, dlaczego nie nałożą blokady. – Operator udostępnia nam dane, kto ostatnio kierował samochodem, więc jeśli sprawca nie stawi się u nas, celem złożenia wyjaśnień, sprawa trafi do sądu– odpowiada strażnik.

Po 10 minutach na ulicy Lipowej bilans wynosi: jedna blokada i dwa wnioski do sądu. To nie koniec interwencji. Zaledwie 15 metrów dalej kobieta otrzymuje mandat za postój na chodniku bez pozostawienia 1,5 metra przejścia dla pieszych. Blokada na Lipowej trafia jeszcze na samochód na myślenickich blachach.

Zakładanie i ściąganie

Wracamy na ulicę Tarnowskiego, ponieważ nasz patrol otrzymał zgłoszenie, że kierowca samochodu czeka na ściągnięcie wcześniej założonej blokady. – Tutaj mamy do czynienia z panem, który nie chce dać dowodu, tylko trzyma go w ręce – mówi strażnik, który zakończył interwencję wystawiając stuzłotowy mandat.

Dyżurny straży miejskiej co chwilę wywołuje przez radio patrole do ściągnięcia blokad. „Na Kozłówce, za ile możecie być” – to pytanie akurat nie do nas, tylko innego patrolu który działa na terenie Dzielnicy Bieżanów-Prokocim. Jedziemy z ul. Tarnowskiego ponownie na Zabłocie, gdzie strażnicy zakładają dwie blokady.

Strażniczka miejska wyciąga smartfon i wpisuje kolejne numery rejestracyjne. – Ten ma, a tamten nie ma – enigmatycznie mówi do swojego kolegi. Co pani sprawdza w aplikacji? – Czy mają prawo tutaj parkować – odpowiada.

Zdarzają się dżentelmeni

„Ulica Ślusarska, za ile możecie być” – pyta się dyżurny, który stwierdza, że trzeba podjechać ściągnąć blokadę. Po dwóch minutach jesteśmy na miejscu. – Pan był wyjątkowo grzeczny. Ukłonił się. Wyjątkowo szarmancki – mówi strażniczka, który kończy wypisywać mandat karny w wysokości 100 złotych. – Bawię się w restaurację. Nie mam gdzie zaparkować – słyszymy, jak właściciel samochodu tłumaczy się strażniczce. Na sam koniec ponownie przeprasza za to, gdzie zaparkował.

Z Zabłocia jedziemy w okolice ronda Matecznego. Skręcamy z ul. Wadowickiej w ul. Rydlówka. – O, Volvo stoi na B-39 – mówi strażnik, który już z daleka uwidział biały samochód. Jesteśmy już na ul. Bonarka. – Mamy tą dużą blokadę na koło? – pyta się strażniczka. – Nie mamy. Spróbujemy tę drugą – odpowiada. Udało się.

Dostajemy wezwanie, aby kierować się na Lipową 3. Do ściągnięcia dwie blokady za jednym zamachem. – Teraz zwolniła się ta duża blokada – mówi strażniczka do swojego kolegi. Kolejne wezwanie: „Jedźcie na ulice Bonarka, do ściągnięcia blokady z Volvo”. Kierowca dostaje mandat za parkowanie w strefie poza miejscem wyznaczonym.

Awantura na Podwawelskim

Zmieniamy rejon i jedziemy na osiedle Podwawelskie. Na skrzyżowaniu ulic Wierzbowej i Komandosów stoi samochód dostawczy. Kurier pakuje paczki, które odebrał z pobliskiego sklepu. – Nie znalazłem miejsca do parkowania – tłumaczy strażnikom. Dostaje pouczenie, odjeżdża po kilku sekundach, aby zaparkować na miejscu, które zwolniło się chwilę temu.

Rutynowo strażnicy postanowili sprawdzić, czy samochód zaparkowany na miejscu przeznaczonym dla osób niepełnosprawnych ma za szybą obowiązkową kartę parkingową. Nie widzą. Robią zdjęcia, aby mieć ewentualny dowód.

Po kilku sekundach wychodzi ze sklepu mężczyzna. – Halo. Ja jestem po zawale – wykrzykuje do strażników. Tłumaczy, że nie ma karty parkingowej dla niepełnosprawnych. – Nie mam karty, bo nie dałem łapówki urzędnikom– to nie pierwsze zaskakujące i nerwowe tłumaczenie kierowcy.

Strażnicy proszą mężczyznę o podanie danych osobowych, ponieważ stwierdził, że nie ma przy sobie żadnych dokumentów. Na pytanie o imiona rodziców odpowiedział: „A co oni mają do tego. Już nie żyją”. Na pytanie o to, kiedy się urodził, mówi „dawno”. Jednak po chwili zaczyna zachowywać się normalnie i udostępnia dane niezbędne do weryfikacji w systemie.

Zobaczycie, zwolnią go

Strażnicy informują go, że muszą nałożyć mandat karny w wysokości 500 złotych. – Nie mogę zmniejszyć, ani zwiększyć – oznajmia funkcjonariusz. Kierowca wstępnie odmawia przyjęcia mandatu, co wiązałoby się ze skierowaniem sprawy do sądu. Zaczyna się wykłócać ze strażnikami.

W mało kulturalny sposób wykrzykuje do strażników: – Nie zajmuję żadnego miejsca dla niepełnosprawnego. Jakby chciał zaparkować, to widzę i wtedy odjadę.

Otrzymuje mandat w wysokości 500 zł i 5 punktów karnych. – Zobaczycie, lekarz z urzędu zostanie zwolniony, że nie dał mi karty. A wami zajmie się sam Majchrowski.Zaraz do niego zadzwonię – rzuca do strażników.

Po zakończonej interwencji, funkcjonariusze mówią, że ludzie w nerwach rzucają różne oskarżenia i powołują się na wyimaginowane wpływy. – Robimy swoje. Nic więcej – podkreślają.
News will be here