Jak trwoga to do Hugiego. Brzęczek: Nie musieliśmy się przepraszać

fot. Mateusz Kaleta/LoveKraków.pl
Dopiero w 11. meczu sezonu Jerzy Brzęczek postanowił dać szansę Dorowi Hugiemu, który po spadku z ekstraklasy dowiedział się, że nie jest potrzebny w nowej drużynie. W meczu z Ruchem Chorzów Izraelczyk pokazał, że może jej pomóc.
Dor Hugi nie grał w oficjalnych meczach od pożegnania z ekstraklasą, czyli rywalizacji z Wartą Poznań, do której doszło 21 maja. Przy Reymonta nie chcieli go zatrzymać i płacić wysokiego kontraktu. Piłkarz dostał jasny komunikat, że trener nie widzi go w drużynie i jak inni niechciani zawodnicy może sobie znaleźć nowy klub. Izraelczyk nie palił się do odejścia, co trochę nam o nim mówi, bo wielu piłkarzy woli grać niż siedzieć na trybunach.

W końcu jednak trener Jerzy Brzęczek, który nie ma w składzie skrzydłowych robiących furory, wyjął Hugiego z zamrażarki i wpuścił na boisko w 67. minucie meczu z Ruchem Chorzów. Rezerwowy zaczął występ od bardzo niecelnego strzału, ale z każdą akcją się rozkręcał. Na pewno nie zmarnował szansy, którą dostał od Brzęczka.

– Nie musieliśmy się przepraszać, ponieważ po zakończeniu poprzedniego sezonu Hugi miał przekazaną informację o naszym podejściu – zaczął trener, zapytany przez nas, czy "przeprosił się" z zawodnikiem i w końcu postanowił dać mu szanse, skoro klub płaci mu duże pieniądze.

– Został w klubie, ma ważny kontrakt, nie był w żaden sposób szykanowany i cały czas pracował. Wchodząc na boisko dał dobry impuls. Był blisko strzelenia gola, a w dwóch sytuacjach bardziej dokładne podania otworzyłyby partnerom drogę do bramki. Jego wejście było pozytywne, podobnie jak pozostałych zawodników, którzy dodali nam jakości w tym fragmencie meczu – podkreślił Brzęczek.

Brzęczek: Z jednej strony niedosyt, z drugiej ważny punkt

Trener Wisły podkreślił, że przed meczem było odczuwalne duże napięcie i motywacja, związane z przyjazdem lidera i trzema wcześniejszymi porażkami krakowskiej drużyny.  Pierwszą połowę i początek drugiej ocenił bardzo dobrze.

– Około 60. minuty straciliśmy kontrolę w środkowej strefie. Przeciwnik miał wiele stałych fragmentów, a my straciliśmy prowadzenie. Dokonane zmiany otworzyły nam sytuacje w końcówce. Z jednej strony pozostaje niedosyt, ale z drugiej to ważny punkt. Teraz czekają nas dwa tygodnie przerwy i pracy nad przygotowaniem się do ostatniej fazy jesieni – powiedział.

23 września Wiślaków czeka sparing z występującą w klasie okręgowej (szósty poziom) Rabą Dobczyce, która w tym roku obchodzi stulecie istnienia. Część piłkarzy opuści zespół i wyjedzie na zgrupowanie kadr narodowych (Mikołaj Biegański, Momo Cisse, Kacper Duda, Bartosz Talar), a niektórzy w ten i kolejny weekend mogą pomóc drużynie z Centralnej Ligi Juniorów (Kacper Skrobański, Piotr Starzyński).

Skrobacz: Przez 15-20 minut byliśmy zagubieni

Opiekun gości z Chorzowa był pod ogromnym wrażeniem dopingu kibiców Wisły i Ruchu, którzy usiedli obok siebie. – Życzyłbym sobie i myślę, że nie tylko ja, żeby takie spotkania w takiej otoczce zdarzały się jak najczęściej – powiedział Jarosław Skrobacz.

Przyznał, że jego zespół przez 15-20 minut grał słabo. Niebiescy wyglądali na zagubionych, przestraszonych i nie byli sobą. Wtedy Wisła wyglądała lepiej, ponieważ przyjezdni razili niedokładnością.

– Z każdą minutą było lepiej, a końcówka pierwszej połowy już należała do nas. Oczywiście niewykorzystany rzut karny boli. Nie chodzi tylko o to, że nie został wykorzystany, możemy być poirytowani sposobem wykonania. Po strzeleniu gola w drugiej połowie dążyliśmy do zwycięstwa. Nie wykorzystaliśmy okazji, ale momentami prezentowaliśmy się tak, jakbyśmy chcieli wyglądać. Remis na trudnym terenie przyjmujemy z pokorą – zakończył trener z Górnego Śląska.

 

News will be here