Kraków tkwi w szczegółach: Dom Pod Globusem

Jak często omijają nas tajemnice? Ile razy przeszliśmy koło kamienicy, nie dostrzegając nic oprócz brudnej fasady? Co kryją krakowskie mury? Niektóre z nich doskonale znacie. Na inne pewnie nigdy nie zwróciliście uwagi. Kryją się w nich historie, ludzie, przekleństwa, emocje, sentymenty. Warto zauważać szczegóły. Szczególnie w Krakowie.

Czytaj też pozostałe artykuły z cyklu "Kraków tkwi w szczegółach" >>

Jeśli spytać przypadkowego przechodnia o ulicę Długą, skojarzenia będą proste. Źle zaparkowane samochody, które blokują ruch tramwajowy, nie tak dawny, przeciągający się remont, może Kleparz albo salony sukien ślubnych. Jednak w miejscu, gdzie Długa krzyżuje się z Basztową, stoi niezwykły ciemnoczerwony budynek. Już z zewnątrz przyciąga uwagę ogromnym globusem umieszczonym wysoko ponad dachem, ale najciekawsze historie skrywa w swoim wnętrzu.

Dom Pod Globusem powstał na początku XX wieku. Miał posłużyć za siedzibę Izby Handlowo-Przemysłowej. Większość działek w tej okolicy należała do miasta, więc udało się załatwić nieodpłatne przekazanie na rzecz izby. Na drodze do rozpoczęcia prac budowlanych stał tylko jeden mały murowany dom Łysakowskich. Po negocjacjach odkupiono go razem z parcelą, a później zburzono, by zrobić miejsce pod nową kamienicę.

Budynek pełen symboli

Projekt stworzyło dwóch znanych krakowskich architektów – Tadeusz Stryjeński i Franciszek Mączyński. Pierwszemu zawdzięczamy takie budynki, jak gmachy Uniwersytetu Ekonomicznego i Poczty Głównej, a także Pałac Prasy. Drugi zaprojektował stary stadion Cracovii, Pałac Sztuki i salę w Jamie Michalika.

Izba przyjmowała wszystkie pomysły bez zastrzeżeń. Powstał więc dwupiętrowy ceglany budynek przepełniony symbolami. Od strony ulicy Długiej ozdabiają go dwie płaskorzeźby symbolizujące handel i przemysł. Nad nimi widać żaglowiec, który miał sugerować, że Kraków to miasto dalekosiężnych interesów. Z tego samego powodu na szczycie budynku umieszczono metalowy globus. Razem symbolizowały wysoką jakość i ogólnoświatowy zasięg tutejszego handlu. Od strony ulicy Basztowej na budynku widać też wieżę zegarową. O właściwe odmierzanie czasu zadbał zegarmistrz Sulikowski. W jego projekcie tarcza miała być oszklona i podświetlona, ale zleceniodawcy chcieli odrzucić pomysł ze względu na wysokie koszty. Z pomocą pośpieszył ówczesny prezydent, który obiecał pokrywać koszty iluminacji.


Wyspiański i kłopoty z cesarzem

W środku zbudowano wytworny hall, klatkę schodową, garderobę, bibliotekę, gabinety i biura, a także zdumiewającą salę posiedzeń. To właśnie ona sprawiła najwięcej kłopotów. Wnętrza upiększyć miał sam Wyspiański. Jego projekt spotkał się z aprobatą, a prace ruszyły pełną parą. Do czasu. Mistrz wymyślił bowiem, że salę powinno zdobić też jakieś szczególne malowidło. Zaproponował, by zaprezentować na nim Rynek i Kopiec Kościuszki. Izba po raz kolejny przyklasnęła pomysłom artysty, ale zażądała umieszczenia pod dziełem popiersia Franciszka Józefa. Wyspiański miał wtedy ironicznie wyznać, że nie uważa, by wspomniany cesarz mógł być elementem dekoracyjnym.

Zanim doszło jednak do potencjalnego stawiania popiersia, artysta zrezygnował z kontynuowania pracy, tłumacząc to stanem zdrowia. Jego następca, równie znany Józef Mehoffer, nie sprawiał już takich problemów i bez protestów umieścił Franciszka Józefa w sali. Dodatkowo zamiast malowidła wnętrze ozdobił jeden z najbardziej znanych obrazów artysty – "Poskromienie Żywiołów".

Partyjna pogarda dla zabytków

W 1918 roku kontrowersyjne popiersie usunięto, a cesarza zastąpił orzeł. W 1950 roku zmieniło się także przeznaczenie budynku. Dom Pod Globusem przestał reprezentować Izbę Przemysłowo-Handlową, a stał się siedzibą PZPR. To za jej kadencji z wnętrz wyrzucono wszystkie zabytkowe meble. Na szczęście od utylizacji uratował je profesor Karol Estreicher i to dzięki niemu mogły w latach 70. powrócić do Sali Reprezentacyjnej.

Dziś w budynku ma swoją siedzibę Wydawnictwo Literackie, a na parterze mieści się księgarnia. W związku z rozwojem komunikacji tramwajowej przebito także część murów, by pod powstałymi filarami ułatwić ludziom przejście. Codziennie setki osób pędzi tamtędy do pracy, szkoły i domu, zupełnie nie zwracając uwagi na budynek, który kiedyś był dumą tego miasta.

Fot: J. Smoter/LoveKrakow.pl