Krakowskie ulice. Koszmar językoznawców czy triumf tradycji?

ul. Serena Fenna fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Czy nazwiska niektórych patronów krakowskich ulic napisano z błędami? Wątpliwości pojawiają się szczególnie w przypadku zasłużonych dla miasta czy „sprawy polskiej” obcokrajowców.

O ile w przypadku patronów ulic o polskich nazwiskach urzędnicy wątpliwości (raczej, choć nie zawsze) nie mają, o tyle w przypadku tych obco brzmiących pod Wawelem panuje pełna dowolność. I nie ma znaczenia, czy mamy do czynienia z wąską uliczką w centrum, wylotówką na peryferiach, czy szeroką arterią łączącą dwie dzielnice.

Nie dalej jak miesiąc temu, internet zawojował wywiad profesora Jana Miodka dla Nowej Trybuny Opolskiej, w którym ów niezmordowany tropiciel lapsusów i strażnik czystości języka polskiego z charakterystyczną dla siebie emfazą apelował o odmienianie nazwisk. – Ludzie chodzą do Nowaka, przyglądają się Nowakowi, podchodzą do Widery, Pietraszki i Widerze albo Pietraszce coś dają. Ale jak teraz trzeba temu Nowakowi, Widerze albo Pietraszce dać dyplom, nagle następuje jakieś zdumiewające usztywnienie postaw gramatycznych i dyplom uznania jest „dla Jana Nowak". Ja to widzę na dyplomach, ja to widzę w dedykacjach uczniowskich, ja to widzę i słyszę w intencjach mszalnych! – przekonywał profesor.

Kraków tradycją stoi i basta

W Krakowie radni i urzędnicy pozostają impregnowani na wołania językowych celebrytów. Wszak krakowianie nie gęsi i swoje autorytety mają. A te w swoich rozważaniach są dużo ostrożniejsze, bo w mieście historia wciąż ma się dobrze.

Weźmy na przykład ulicę Sereno Fenn’a na Starym mieście. Postać to dla miasta zasłużona. Ów amerykański przemysłowiec i krezus ufundował w latach 20. ubiegłego wieku gmach YMCA przy ulicy Krowoderskiej. Stosując wykładnię profesora Miodka, w nazwie ulicy mielibyśmy aż dwa rażące błędy. Nie dość, że imię pozostało w mianowniku, to jego nazwisko pisane jest z kuriozalnym apostrofem.

Jak się okazuje nic bardziej mylnego. – Nie każde imię na „o” się odmienia. Zwyczajowo mówimy raczej o przygodach Cyrano De Bergeraca, a nie Cyrana de Bergeraca. Jest w takim stuprocentowym odmienianiu pewna nutka fanatyzmu. Kiedy czytamy Fenna, to na pewno jest to forma poprawna, pozostaje zapis czyli ten apostrof, który, gdy zajrzymy do bibliotek cyfrowych z przedwojenną prasą, był powszechnym wówczas sposobem zapisywania nazw obcych zakończonych na spółgłoskę. On był swego rodzaju separatorem obcego nazwiska i polskiej fleksji. Mamy tu tradycję, mimo zmieniania blach mamy odbicie zwyczaju ortograficznego z czasów, kiedy chciano uhonorować dobrodzieja YMKI – tłumaczy dr Artur Czesak, językoznawca, współautor strony dobryslownik.pl.

Doktrynerstwo vs. praktyka

Te same reguły, zdaniem Czesaka, obowiązują w przypadku ulicy Francesco Nullo – włoskiego pułkownika, bohatera Powstania Styczniowego i przyjaciela Giuseppe (nie Giuseppa) Garibaldiego. Doktrynerzy zapewne będą się upierać przy pisowni Francesca Nulla, jednak praktyka jest dużo bardziej złożona i dopuszcza nieodmienianie części albo obu elementów. – Nazwy ulic odzwierciedlają historię miasta i po części historię języka. Jeszcze niedawno gdzieś na alei Słowackiego widziałem tabliczkę z Juliuszem pisanym przez „j”. I ten Francesco Nullo odbija to, jak o tym bohaterze mówiono w drugiej połowie XIX wieku. Wtedy mniej chętnie odmieniano obce imiona i nazwiska. Niedawno przy okazji mundialowych emocji zastanawiano się, czy trzeba odmieniać Christiana Ronalda. Ja jestem po stronie opinii, że jeżeli jakiś zwyczaj odmieniania bądź nie, się utarł, to ten zwyczaj należy nie tyle uszanować i ubóstwić, ile po pierwsze zauważyć i przemyśleć – mówi. Dodaje, że działania radnych i urzędników powinny się cechować także zdrowym rozsądkiem. – Taka ulica Francesco Nullo jest zapisana w jakimś akcie prawnym i nie można jej sobie na życzenie naszego przekonania nakazać zmienić, nawet jeżeli domagają się tego miłośnicy języka polskiego. Już nie wspomnę o trywialnym wręcz argumencie, a mianowicie konieczności wymiany dowodów osobistych przez zamieszkałych tam obywateli – podkreśla.

Przyjaciel Bułgar

Pewną zagwozdką dla językoznawców jest Christo Botew – bułgarski wieszcz, przyjaciel Polaków. Jak mówią, w tym przypadku moglibyśmy na tabliczkach z nazwą ulicy dopatrzyć się błędu – Nigdy nie myślałem, o Christo Botewie. Teoretycznie powinno być Christa, przecież słowiańskie imiona odmieniamy, co więcej dawniejsze zwyczaje językowe pozwalały na podstawienie polskiego imienia. Byłem ostatnio w Podgórzu na ulicy Andrzeja Potebni, który dla Rosjan jest Andriejem, a dla Ukraińców Andrijem, a my mamy Andrzeja, ponieważ tak go sobie spolszczyliśmy jako przyjaciela sprawy polskiej. Ale wracając do meritum, powinno być Christa Botewa. Językoznawcy formy wątpliwe piszą z gwiazdką albo znakiem zapytania, ale urzędnicy takiej możliwości nie mają – żartuje Czesak.

Problem z inżynierem

Kłopotów dostarcza językoznawcom Izydor Stella-Sawicki. Wybitny inżynier, związany z Akademią Górniczo-Hutniczą, pierwszy powojenny rektor Politechniki Krakowskiej, którego zespół był odpowiedzialny za budowę m.in. hangaru lotniska w Czyżynach. – Tu sprawa jest trochę innego rodzaju. Trzeba by się dowiedzieć, czym jest cząstka „Stella”. Czy to herb, zawołanie tak jak szlacheckie Nałęcz to wtedy może być nieodmienione. Moim zdaniem Stella-Sawicki raczej powinien się odmieniać. Ale jest wytłumaczenie, dlaczego tego nie zrobiono. Gdybyśmy napisali „Stelli”, to ktoś mógłby pomyśleć, że ów człon jest nieodmieniony jak Nardelli czy Boticelli, oddziałuje nam tu ponownie zwyczaj językowy bardziej, niż słownikowe reguły poprawnościowe. Podobnie w przypadku Dunin-Wąsowicza. O Duninach słyszymy od najstarszych czasów polszczyzny, więc Dunina nie odmienić to mniejszy problem – wyjaśnia Czesak.

Językoznawca radzi, by w kwestiach spornych urzędnicy zasięgali rady językowych autorytetów i przestrzega przed prawdziwymi, a niestety powszechnymi błędami językowymi. Wskazuje, by unikać mówienia o „Krowodrzej Górce”, „Półwsiach Zwierzynieckich” i ulicy „Woroniczej”. Nieco łagodniej podchodzi natomiast do patrona jednego z rond. Jak mówi, zwrot „na Matecznym” tak wrósł ten rejon Podgórza, że można powiedzieć, iż stał się pewnym „językowym zwyczajem ludowym”, dopuszczalnym w codziennym użyciu, jednak w oficjalnym nazewnictwie radzi pamiętać o rondzie inżyniera Matecznego. Pod dłuższej refleksji wraca do sprawy ulicy Sereno Fenn’a. – Może jednak pozbylibyśmy się tego apostrofu. Trochę jednak trąci myszką. Ale przecież to takie krakowskie – kwituje.