Małysz dla LoveKraków.pl: Kraków jest zielony i tolerancyjny [Rozmowa]

Adam Małysz na gali z okazji 100-lecia PZN fot. Polski Związek Narciarski

Większość związków sportowych ma siedziby w Warszawie. Polski Związek Narciarski stanowi wyjątek i mieści się w Krakowie, a była gwiazda skoków, Adam Małysz, jest w nim dyrektorem. W rozmowie z LoveKraków.pl mówi, za co ceni Kraków i jak wygląda jego praca.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Większość związków sportowych ma siedziby w Warszawie. Polski Związek Narciarski od lat mieści się w Krakowie przy ulicy Mieszczańskiej. Lubi pan u nas przebywać?

Adam Małysz, były skoczek, dyrektor ds. skoków i kombinacji norweskiej w PZN: Nie lubię tłoku, ale zawsze powtarzałem, że jeżeli miałbym na stałe zamieszkać w większym mieście, to byłby to właśnie Kraków. Jest bardzo zielony, jest ładny. Smog, o którym się mówi, nie jest przyjazny, ale…

… od września jest zakaz palenia paliwami stałymi i jakość powietrza się poprawiła. Z kolei w okolicach pana rodzinnej Wisły taki zakaz nie obowiązuje i często pomiary są gorsze niż w Krakowie.

Naprawdę? To dziwne, bo ja w Wiśle tego nie widzę, choć wiem, że były takie momenty. W Krakowie wybrałbym jakieś miejsce na uboczu, ale z szybkim dostępem do centrum. Cenię sobie, że jest to miasto międzynarodowe i bardzo tolerancyjne.

Słychać też wszystkie języki.

Dokładnie. Idziesz i się zastanawiasz, skąd te osoby są.

Arkadiusz Głowacki, jeden z byłych wybitnych piłkarzy Wisły Kraków, po zakończeniu kariery został dyrektorem sportowym. Zmienił posadę na szefa skautów, ponieważ przerażała go papierkowa robota i dostawał białej gorączki. Pan ma na głowie sprawy formalne?

Narzuciłem swoje warunki dyrektorowania i zostały one przyjęte. Gdy prezes Apoloniusz Tajner poprosił mnie o przyjęcie funkcji, powiedziałem „tak”, ale chcę być dyrektorem nietypowym. Więcej przebywam z zawodnikami, jestem pośrednikiem między nimi a PZN.

Również między mediami a skoczkami.

W związku nie ma oficera medialnego i trochę wziąłem to na swoje barki. Co do papierów – za bardzo ich nie lubię. Formalności są ograniczone, ponieważ często wyjeżdżam z grupami i koordynuję ich pracę, więc rzadko jestem w Krakowie. Mamy komórki i komputery, więc wszystko można robić zdalnie.

Wielu mówi, że zastąpi pan prezesa Tajnera. Nie mówi pan „nie”?

Daleko pan wybiega. To bardzo trudne stanowisko, trzeba być na miejscu i wszystko koordynować. Do tego dochodzą imprezy i spotkania, czego nigdy za bardzo nie lubiłem. Wolę pracować, niż być osobą reprezentującą.

Prezesa częściej widujemy w garniturze. Pan lubi oficjalne stroje?

Od czasu do czasu fajnie założyć garnitur i krawat, by trochę odejść od stereotypów i dresów, które miałem praktycznie przez całe życie.

Został pan twarzą projektu „Milka. Sercem z Młodymi Skoczkami”. Co zyskają początkujący zawodnicy?

Od początku będą mieli większe szanse na rozwój, lepsze skoki. Dostaną sprzęt, pojadą na zgrupowania.