Jakub Drath, LoveKraków.pl: Kiedy rozmawialiśmy przed Wodną Masą Krytyczną na Bulwarze Rodła, powiedział Pan, że Wisła to nie rzeka. Co jest z nią nie tak?
Dr hab. Roman Żurek, prof. PAN: Owszem, Wisły już nie można nazwać rzeką. Nie tylko jej – zgodnie z rocznikiem statystycznym GUS, w Polsce praktycznie nie mamy już rzek. Na około 74 tys. kilometrów rzek, 43 tysiące to rzeki uregulowane. Jeżeli do tego dodamy wyniki ostatniego raportu WWF, które analizowały ogłoszenia przetargowe wojewódzkich Zarządów Melioracji i Urządzeń Wodnych administrujących mniejszymi rzekami to okaże się, że za pieniądze podatnika europejskiego skanalizowano już kolejne 20 tysięcy kilometrów – razem 63 000 km! Do tego dochodzi 3600 zbiorników wodnych nie wliczając stawów i ponad 18 tysięcy poprzecznych barier. A więc nie mamy już rzek – mamy kanały albo coś, co można nazwać stawem z wodą przepływową.
Czy w takim razie każdy rodzaj regulacji jest z Pana punktu widzenia niewłaściwy?
Każdy. Rzeka sama najlepiej wie, jak i którędy ma płynąć i ile ma nieść wody. Człowiek sobie tylko uzurpuje, w sposób zupełnie nieuprawniony, jakieś prawo do tego, żeby uczyć przyrodę, jak ma płynąć. Nie znaczy to, że w konkretnych sytuacjach nie możemy bronić swojego majątku. Ale należy wyważyć koszty.
Z drugiej strony wiele się mówi o otwieraniu miast na rzeki, sama Wodna Masa Krytyczna też podnosi to hasło. Jak miałoby to w praktyce wyglądać, skoro mielibyśmy odstąpić od regulacji?
Obecnie trendem jest deregulacja. Pozwala się rzece płynąć tak, jak sama chce. Rozbiera się te wszystkie krępujące opaski, narzuty kamienne, likwiduje się zbędną infrastrukturę betonową. Czyli jednym słowem – renaturalizuje się. Wyprowadza się zabudowę z dolin rzecznych i tworzy tzw. korytarze swobodnej migracji rzeki. Najlepszym przykładem jest tutaj Monachium, gdzie rozebrano bariery, które wyglądały podobnie do tego, co mamy w Krakowie, i zrobiono normalne brzegi. To znacznie lepsze rozwiązanie niż skuwanie rzeki betonami.
Jednak Bulwary przyciągają codziennie wielu mieszkańców. Pieszych, rolkarzy, rowerzystów. Bez infrastruktury byłoby trudniej.
Byłby to teren spacerowy. Ale proszę zwrócić uwagę, że wszystkie migracje zwierząt odbywają się generalnie dolinami rzek. Myśmy to całkowicie zablokowali, nie zostawiając nawet jednego brzegu, tak jak to jest w Warszawie. Tam prawy brzeg jest brzegiem zielonym, tam zwierzyna może przemigrować z południa na północ lub odwrotnie.
Warszawa podejmuje odwrotne decyzje i buduje bulwary.
To wynik po pierwsze nieuświadomienia ekologicznego społeczeństwa, a po drugie – lobby, które widzi w tym interesy. Teraz jest bardzo silne lobby żeglugowe, powstało nawet Ministerstwo Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, które próbuje przywrócić plan Gierka i skaskadyzować Wisłę, Odrę, Noteć i Bug. Planują wybudowanie ponad 30 progów na Wiśle, co się równa likwidacji rzeki. Tylko po co? Żaden przedsiębiorca niczego Wisłą nie wozi bo taniej i szybciej ma koleją lub samochodem. To marnowanie pieniędzy. Jeszcze przez 4 lata my podatnicy będziemy spłacać kredyt, nie licząc corocznych kosztów utrzymania w kwocie ok. 7,5 mln. Po stronie zysków kwota bliska zeru. To nieracjonalne. Polska broni się przed wprowadzeniem zasady zwrotu kosztów usług wodnych, co jest wymogiem prawnym. Obnażyłoby to nieracjonalność wielu decyzji.
A jak odniósłby się Pan do kwestii bezpieczeństwa? To jeden z głównych argumentów podnoszonych za regulacją.
Te wszystkie stopnie wodne zwiększają zagrożenie powodziowe, a nie zmniejszają. To jest okłamywanie społeczeństwa. Tak samo, jak okłamywano budując tzw. Drogę Wodną Górnej Wisły, która nie służy zadaniom, dla których była budowana. Rozbudowane instytucje zajmujące się melioracją nie mogą przecież powiedzieć, że są niepotrzebne. Dlatego wymyślają dziwne projekty, takie jak zbiornik w Świnnej Porębie, gdzie wydajemy 2,3 mld zł, podczas gdy to samo można zrobić sto razy taniej, budując poldery między Oświęcimiem a Skawiną. Towarzystwo na Rzecz Ziemi wyliczyło i udowodniło, że kilka takich polderów ma pojemność 60 mln m3 wody. To tyle samo, co Świnna Poręba. I obniżamy wysokość kulminacji fali powodziowej o ok. 50 cm! Bez likwidacji ciągłości Skawy.
Wróćmy do samego Krakowa i Bulwarów Wiślanych. Czy Pana zdaniem powinno tam być miejsce dla ścieżek, ławek czy latarni?
To jest kwestia dyskusyjna. W Krakowie zabudowa tak już się zagęściła i tak blisko doszła do linii brzegowej, że pole manewru jest bardzo małe. Ale na pewno należałoby otworzyć wszystkie wrota zapór, bo i tak nikt tam nie pływa a beneficjenci nie ponoszą kosztów utrzymania.
A w przypadku innych krakowskich rzek? Jest np. plan utworzenia Bulwarów Prądnika. Inwestować, czy nie?
Nie, bo zniszczymy piękną dolinę i tylko ją zabetonujemy. Zostawmy ten korytarz swobodnej migracji Prądnika, niech tam będą te piękne łęgi. Zresztą jest tam użytek ekologiczny.
Ale tu znów wracamy do kwestii udostępniania rzeki dla mieszkańców. Do tej pory słyszeliśmy, że jest tam mnóstwo śmieci, i kręci się podejrzane towarzystwo.
Ale to lepiej już iść na basen albo do aquaparku, a nie niszczyć bardzo ładnej, pstrągowej rzeki – zresztą też odciętej przy ulicy Jazowej starym przedwojennym jazem, którego nikt nie jest w stanie zlikwidować, bo beton to dla MZMiUW świętość. I nie da się przywrócić potoku do stanu pierwotnego tak żeby możliwa stała się migracja ryb. Na wiosnę widać, jak pstrągi uderzają głową w tę zaporę, próbując ją przeskoczyć. A poza tym, jaką wartość rekreacyjną ma taka rzeczka o szerokości trzech metrów i głębokości 20 centymetrów? Wystarczy, że nad brzegiem jest ścieżka, którą można się przespacerować. I wcale nie musi być asfaltowa.
Podsumowując, jak Kraków traktuje swoje rzeki? I gdzie ewentualnie jest pole do poprawy?
Pole do poprawy oczywiście jest, ale problem jest w starciu woli ludzi, którzy nic nie mogą, z instytucjami które przerabiają miliardy złotych. One z tego żyją i zawsze będą generowały takie pomysły, by mieć pieniądze na utrzymanie się. Można te pieniądze inaczej alokować – i też te instytucje zarobią robiąc coś naprawdę pożytecznego. Mamy schizofreniczną sytuację: za pieniądze UE realizujemy projekty udrażniające rzeki a za pieniądze z Banku Światowego zaczynamy finalizować likwidację polskich rzek.