Przez lata był stałym punktem krajobrazu: niebieski wózek z obwarzankami i starsza pani z serdecznym uśmiechem. Dziś pani Donata, emerytka z Krakowa, walczy nie tylko o klientów, ale o przetrwanie. Tuż obok jej skromnego stoiska wyrasta nowoczesna konkurencja – elegancki kiosk z „kraftowymi” obwarzankami i mrożoną kawą.
Przy skrzyżowaniu ulic Dietla i Starowiślnej, tam gdzie codziennie setki ludzi mijają się w pośpiechu, od lat stoi niepozorny, niebieski wózek. A przy nim – pani Donata. Emerytka, która od kilkunastu lat sprzedaje obwarzanki. Z solą, sezamem, makiem. I z serem. Taka krakowska klasyka. Codziennie od szóstej rano, bez względu na pogodę, bez względu na porę roku. Jej dzień kończy się wtedy, kiedy wózek pustoszeje, bywa, że dość późno.
Zaraz obok, w starym kiosku, trwają prace remontowe. Właśnie w nim powstaje nowy punkt sprzedaży – „obwarzanki kraftowe”. Nowoczesny lokal z obwarzankami podawanymi jak kanapki, z łososiem, autorskim sosem i kawą mrożoną. I choć brzmi to jak kolejny element rozwoju miejskiej gastronomii, dla pani Donaty może to oznaczać konkurencję.
– Myślałam, że dotrwam tu do ostatniej raty kredytu. Że jeszcze trochę postoję i będzie spokój – mówi. – Emerytura starcza mi na czynsz i prąd. Na gaz już nie – przyznaje ze szczerością.
W wózku mieści się około 80 obwarzanków. W wakacje sprzedaż dramatycznie spada – dzieci nie chodzą do szkoły, krakowianie wyjeżdżają, turyści omijają róg Starowiślnej i Dietla. A przecież właśnie wtedy przychodzą dodatkowe wydatki. – To najgorszy sezon – przyznaje pani Donata. – W roku szkolnym zna się klientów z twarzy. Około 30 osób regularnie kupuje. Ale w wakacje? Marniutko.
Nowoczesność kontra tradycja
Nowy punkt „kraftowych obwarzanków” reklamuje się jako powiew świeżości. Właściciel, Władysław, przekonuje: – Gastronomia się zmienia. Trzeba się otworzyć na nowe. Obok tradycyjnego wózka stanie nowoczesna budka z obwarzankami kanapkowymi, kraftowymi napojami i lodami. Chcę przyciągać krakusów – podkreśla.
I chociaż zapowiada, że nie zamierza konkurować bezpośrednio z panią Donatą – oferując inny produkt, w innej cenie – sam przyznaje, że obserwował ją z bliska: pytał, ile pracuje, ile sprzedaje.
Obiecuje też, że jeśli pani Donata straci dochody, on ją „zatrudni” albo „zrekompensuje straty”. – Gwarantuję 250 zł tygodniowo, jeśli nie będzie już mogła tu pracować – deklaruje.
Ale pani Donata chce robić to, co robi najlepiej. Sprzedawać obwarzanki. I być potrzebna.
Czy historia pani Donaty zakończy się cicho, bez pożegnania, jak znikająca ostatnia partia ciepłych obwarzanków?
W mailu do redakcji jedna z Czytelniczek napisała:
„Ta historia przejęła mnie tym bardziej, gdyż mieszkam w tej okolicy od urodzenia. Chciałabym, by takie obrazki były rzadkością. Choć wiem, że zmiany są nieuniknione, wierzę, że możemy pomóc pani Donacie przeżyć spokojnie najbliższe lata – bez strachu o jutro”.