Nie zdobyłbym się na żaden krok, który mógłby powstrzymać przebudowę „Szkieletora” [Rozmowa]

fot. Krzysztof Leśnodorski

Jest architektem wielu budynków usługowych, fabryk czy szpitali. Jak sam przyznaje, zawodowo czuje się spełniony. „Szkieletor” był jednak jego pierwszym projektem i towarzyszy mu przez całe życie. Krzysztof Leśnodorski, architekt z pracowni Studio Archi 5, opowiada w rozmowie z LoveKraków.pl m.in. o historii budowy do dziś niedokończonego biurowca, ówczesnych naciskach ze strony władzy, a także o swoich prawach autorskich do obiektu.

Łukasz Dankiewicz, LoveKraków.pl: Jak to się stało, że złożono Panu propozycję zaprojektowania słynnego „Szkieletora”?

Krzysztof Leśnodorski: Był to mój pierwszy projekt po studiach. Gdy ogłoszono konkurs na projekt budynku Naczelnej Organizacji Technicznej, Zdzisław Arct, z którym pracowałem na Politechnice Krakowskiej, zaproponował mi współpracę. Zdobyliśmy pierwszą nagrodę w konkursie, a w wyniku tego zlecenie na wykonanie projektu.

Budowa wystartowała już przed zakończeniem projektu.

Zgadza się, projekt został zakończony w 1975 roku. Przed jego ukończeniem ruszyła budowa, ale niestety została przerwana w 1979 roku. Najpierw była hossa ekonomiczna, dlatego padło hasło: Budujemy Manhattan w Krakowie. Projekt konkursowy był o 1/3 niższy od tego, co zostało zrealizowane. Wynikało to z nacisków urbanistycznych z podłożem jednoznacznie politycznym.

Ówczesna władza chciała pokazać się Europie?

Wtedy został rozstrzygnięty konkurs na nowe centrum Krakowa w obrębie ulic: Rakowickiej, Beliny-Prażmowskiego i ówczesnej Modrzewskiego. Otrzymaliśmy wytyczną z działającej w Krakowie Pracowni Urbanistycznej przy Wydziale Architektury Urzędu Miasta. Wynikało z niej, że należy budować jak najwyżej. W tej części miasta miał powstać las wieżowców, przy których budynek NOT-u był malutki.

O jak wysokich wieżowcach Pan mówi?

Miały mieć po ponad dwieście metrów. Koncepcja zagospodarowania terenu z cieniami wyraźnie pokazuje, jaki NOT jest malutki przy obiektach, które miały powstać. Niestety skończyły się pieniądze i przerwano budowę. Pamiętam, jak kupiono ścianę osłonową, widziałem to na własne oczy. Leżała na placu budowy w skrzyniach. Gdyby ją zamontowano, to przez lata wyglądałoby to jak budynek i nie stało się tym dramatycznym „Szkieletorem”.

Wytyczne urbanistyczne dla realizacji nowego Centrum Krakowa w latach 70. W niebieskim kółku zaznaczony "Szkieletor", który miał być pierwszym budynkiem w biurowej dzielnicy Krakowa.


Uważa Pan, że nazwa jest krzywdząca?

Nazwa jest pejoratywna, wolę używać określenie: konstrukcja biurowca NOT-u, ale tak się przyjęło i potrafię to zrozumieć. On straszy już kilkadziesiąt lat.

Po Internecie od lat krążą obrazki przedstawiające zdemolowaną panoramę Krakowa za milion lat i nienaruszoną konstrukcję „Szkieletora”.

No więc właśnie, może byłoby inaczej, gdyby ściana osłonowa została zamontowana. „Błękitek” też długo stał, zanim został wykończony, ale nie straszył, bo był obudowany. Nieważne czy był brzydki czy ładny, bo wyglądał jak budynek.

Pokrycie ściany mogłoby ułatwić znalezienie nowego inwestora?

Trudno mi powiedzieć. Przy kosztach wykończenia budynku sama ściana osłonowa nie była tak istotną pozycją. Po latach też nie spełniałaby wymaganych warunków, ale zmieniłaby wygląd biurowca.

Jak wyglądała sytuacja budynku NOT-u w kolejnych latach?

W 1986 roku zmarł Profesor Zdzisław Arct, przez co w kolejnych latach już sam dostałem szereg zleceń na zagospodarowanie obiektu. Pracując w latach 1989 – 2013 z różnymi partnerami opracowaliśmy rozmaite projekty - miał powstać trzygwiazdkowy hotel, biurowiec, centrum kongresowe. Zostałem nawet zaproszony do Wiednia, gdzie pracowałem przez kilka tygodni, żeby dla wykonawcy Marriotta zrobić adaptację budynku na hotel pięciogwiazdkowy. Tworzyłem projekty dla Francuzów, Austriaków, kilku polskich firm, ale żadne rozwiązanie nie doczekało się realizacji. W pewnym momencie był sporządzony nawet cały kontrakt inwestycyjny, ale sprawa się rozleciała.

Mieszkańcy sprzeciwiali się biurowcom w centrum?

Były różne głosy krytyczne, że w odległości 10 minut piechotą od Plant postawiono taki wieżowiec, który bez względu na to jak wygląda, nie pasuje absolutnie do panoramy Starego Miasta.

Pana zdaniem lokalizacja była słuszna?

Ja nie mam nic przeciwko wieżowcom ale nie w tej lokalizacji. Spójrzmy na Paryż, cała dzielnica wieżowców znajduje się kilkanaście kilometrów od Luwru.

U nas dzielnicą biurową staje się Prądnik Czerwony.

Jest cały szereg rozmaitych miejsc, ale nie tutaj… Niestety wynikało to z planu perspektywicznego rozwoju centrum miasta, a to miał być przecież początek. Mogłem być przeciwko budowaniu czegoś takiego wysokiego tuż przy jednym z najpiękniejszych Starych Miast na świecie, ale takie były wtedy idee planistyczne i urbanistyczne. Trzeba było się temu podporządkować.

Ostatecznie jednak projekt kontynuowała inna pracownia projektowa.

Liczyłem, że jeżeli coś się będzie działo, to dalsze prace wrócą do naszej pracowni, która nadal istnieje i działa. Niestety kolejny inwestor, który kupił teren, zlecił projekt do Berlina. Wiem na ten temat tylko tyle, co wyczytałem w gazetach. Co się dzieje obecnie z projektem? Nie wiem.

Jak wygląda sytuacja Pańskich praw autorskich do tego projektu?

Została zbudowana konstrukcja, ale wynika ona z koncepcji przestrzennej i projektu architektonicznego i to co dziś widzimy to częściowa realizacja idei zawartej w tym projekcie. Moje stanowisko jest jednoznaczne. Uważam, że mam prawa autorskie do tego budynku. Został wybudowany według koncepcji konkursowej i ukończonego projektu realizacyjnego. Razem z prof. Arctem jesteśmy jego autorami. Jak mi powiedziano, w momencie wystąpienia na drogę sądową o prawa autorskie, wszelkie działania inwestycyjne zostałyby wstrzymane do wyroku sądu. Ta sprawa mogłaby trwać kilka lat.

Ale Pan tego nie zrobi?

Nie. Jako architekt i autor budynku oraz jako krakowianin chciałbym aby wreszcie coś z tą budowlą się stało. Albo konstrukcję rozebrać albo przebudować, ale żeby przestało to straszyć. Ja podchodzę do sprawy praw autorskich nie jak do walki, tylko do realizacji zasad etyki zawodowej. Niestety nic z tego nie wynika, nawet się ze mną w żadnej formie nie skontaktowano. Liczyłem na etyczne zachowanie moich kolegów, z którymi się znam od kilkudziesięciu lat, tym bardziej sprawa jest dla mnie niezwykła. Trudno, tak bywa. Jedno jest pewne: nie zdobyłbym się na żaden krok, który mógłby wstrzymać tę inwestycję. Zależy mi na tym by ktokolwiek i w jakikolwiek sposób skończył ten obiekt i to możliwie jak najszybciej. Natomiast nie jestem przekonany czy powinno się to odbyć tak całkowicie bez mojego udziału.

Nadal pozostaje Pan wykładowcą akademickim. Studenci pytają?

Ileż było robionych dyplomów na ten temat, co prawda nie u mnie. Z moich dyplomantów żaden się nigdy do tego nie przymierzał, ale przekazywałem materiały i rysunki innym, żeby można było jakieś studialne prace na ten temat robić.

Budynek NOT-u to Pana pierwszy projekt i mimo wielu sukcesów ciągnie się za Panem przez całą karierę. Jest Pan tym już zmęczony?

Jestem zmęczony przede wszystkim tym, że to był mój pierwszy duży projekt i został nazywany, nie bez racji, „Szkieletorem”. Niestety muszę się z tym pogodzić, bo on tak wygląda. Jako krakowianin chciałbym, żeby to coś zniknęło w takiej czy innej formie. Jest to przecież niezwykle wartościowy teren. Projekt ciągnie się za mną całe moje życie. Na swoje szczęście niezależnie od pracy na uczelni równocześnie pracuję twórczo, zawodowo. Niezależnie od opracowań koncepcyjnych czy studialnych kilkadziesiąt moich projektów zostało zrealizowanych - powstały obiekty usługowe, szpitale, fabryki. Może to nie zabrzmi elegancko, ale zawodowo czuję się spełniony.

Jak się Panu podoba nowy projekt?

Widziałem tylko zdjęcie w gazecie. Trudno powiedzieć, bo to może wynikać ze wszystkich zaszłości, ale ten projekt mi się nie podoba. Może czarno-biała fotka wizualizacji, którą widziałem nie oddaje idei projektu.

Przebudowa wystartowała. Wierzy Pan, że tym razem się uda?

Nie wiem jak mocno jest zaawansowany ten projekt. Takie inwestycje jeszcze ciągle się projektuje, a to budowa w tym czasie już idzie choć dokumentacja nie jest finalnie ukończona. Tym bardziej, że konstrukcja już stoi. Słyszałem, że są protesty okolicznych mieszkańców. W tamtych czasach kiedy to było budowane  nikt się na żadne protesty nie oglądał. Obecnie sąsiedzi mają coś do powiedzenia, a czy ta sprawa została rozstrzygnięta sądowo, to nie wiem. W moim przekonaniu jest to jedyne co mogłoby powstrzymać tę inwestycję.