Niektórzy studenci mają niepotrzebne kompleksy [Rozmowa]

Edyta Sander fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

University Relations, czyli współpraca między korporacjami i uczelniami przyszła do Polski zza granicy parę lat temu. Mimo początkowych trudności, obecnie ma się już bardzo dobrze. Edyta Sander z firmy MJCC zajmującej się doradztwem i działaniami na rzecz budowania marki pracodawcy, opowiada w rozmowie z LoveKraków.pl o tym zjawisku.

Łukasz Dankiewicz, LoveKraków.pl: Jak zaczęła się Pani praca z University Relations?

Edyta Sander: Rozpoczęłam swoją karierę zawodową, pracując na uczelni. Początkowo była to koordynacja praktyk zagranicznych dla studentów, którym zapewnialiśmy na nie wyjazdy, zgodne z ich kierunkiem studiów. Wtedy zobaczyłam, jakie możliwości dają uczelnie za granicą i chciałam wprowadzić to u nas. Zaczęłam pełnić obowiązki kierownika biura karier i współpracować z korporacjami. Miałam też krótki epizod w firmie rekruterskiej, dzięki czemu zobaczyłam, jak wygląda ten proces od środka. Pracę w University Relations rozpoczęłam w jednej z krakowskich korporacji, gdzie byłam odpowiedzialna za nawiązywanie współpracy z uczelniami.

Nie było to raczej popularne stanowisko.

Było bardzo popularne, ale za granicą. W Polsce ten obszar dopiero raczkował, był to rok 2012. Firmy zaczęły się poważniej zajmować współpracą z uczelniami, ale zwykle nie miały ku temu dedykowanej osoby. Ja organizowałam wydarzenia na uczelniach, współpracowałam z katedrami i profesorami. Chciałam, aby stali się oni ambasadorami takich firm. W swojej pracy chciałam połączyć zarówno interesy uczelni, jak i korporacji. W ciągu roku robiliśmy około 100 spotkań na uczelniach.

Jak na przestrzeni tych trzech lat ocenia Pani tę współpracę?

Sytuacja się poprawiła, dawniej firmy ograniczały się do takich działań jak targi pracy albo pojedyncze szkolenia. Uczelnie wykazywały inicjatywę, wysyłały tysiące maili z zaproszeniami, były jedyną stroną, która w te relacje inwestowała. Teraz sytuacja się odmieniła. To głównie firmy starają się dotrzeć do placówek edukacyjnych i trafić do studentów. Przyczyna jest prosta: mają tam wielu kandydatów w jednym miejscu i łatwo jest do nich dotrzeć. Coraz więcej jest takich firm,które starają się dbać o własne relacje ze środowiskiem akademickim. Na początku jedynie kilka aktywnie działało na uczelniach, teraz w Krakowie jest ich już kilkadziesiąt. Zauważyli też, że warto jest zaufać zewnętrznym, niezależnym konsultantom.

Obecnie uczelnie przeżywają kryzys. Czy współpracując z firmami chcą zwiększyć wartość wyższego wykształcenia?

Są tego dwie przyczyny. Pierwsza jest taka, że są wymogi ministerialne, które muszą zostać spełnione, a współpraca edukacji z biznesem jest jednym z ważniejszych elementów akredytacji uczelni. Druga to absolwenci. Było wiele osób, które kończyły uczelnie i nie miały pracy, więc uczelniom zależało na jak największej liczbie firm, by pomóc studentom. Ocena konkretnego uniwersytetu powinna zależeć, i coraz częściej zależy od tego, jakie szanse na rynku pracy mają jego absolwenci.

Jakich studentów spotykała Pani najczęściej?

Pracując w biurze karier, zauważyłam, że są trzy typy studentów. Tacy, którzy nie potrzebują doradztwa zawodowego, bo są bardzo aktywni i ambitni. Druga grupa nie wie, gdzie się rozwijać, ale ma świadomość istnienia instytucji, które mogą pomóc: oni trafiają do biura karier. Trzecia to  ta, która nie wierzy w swoje możliwości. Uczelnie i doradcy zawodowi starają się ich zmotywować i przekonać, że się nadają do pracy. Z doświadczenia wiem, że jest grupa kandydatów, którzy nie aplikują do pracy, bo się boją. Kiedy w poprzedniej firmie wraz z Grodzkim Urzędem Pracy organizowaliśmy giełdę pracodawcy, przychodziło wiele osób, które znały firmę, zakres działalności i jej oczekiwania, a na moje pytanie, dlaczego nie zdecydowały się aplikować, odpowiadały: „Bo ja się nie nadaję”. Mówili, że są z małej miejscowości i że sobie nie poradzą, albo że są za starzy, czy kończyli studia zaoczne. Tymczasem bardzo wiele osób po tych wydarzeniach dostawało pracę. Czasami trzeba wyjść i zaangażować osoby mniej aktywne.

Opłaca się to też pracodawcom – obecnie trudno o wykwalifikowanego pracownika.

To jest też wynik programów nauczania. Niektórzy profesorowie próbują to zmienić, zapraszając ludzi biznesu. Niestety, większość odnosi się tylko do sylabusa. Bardzo fajnie dzieje się za granicą, gdzie studenci na drugim stopniu studiów w ostatnim semestrze piszą tylko prace magisterską i pracują, mam nadzieję, że dojdzie to tez do Polski. Wtedy student może korzystać z materiałów pracodawcy i wykorzystać je w pracy magisterskiej.

Jak współpraca na linii korporacje-uczelnie będzie się rozwijać?

Mam nadzieje ze powstaną kierunki specjalne, bardziej praktyczne, gdzie przedstawiciele biznesu będą prowadzić wykłady i pokazywać studentom, jak faktycznie wygląda dzień pracy w konkretnym obszarze. Myślę, że uda się nam przekonać starszych profesorów do dużych firm.

Zauważa Pani niechęć?

Zdarzają się osoby, które są negatywnie nastawione do korporacji. Nie widzą, jeszcze możliwości rozwoju, jakie dają one studentom.. Zajęcia praktyczne powinny być aktualizowane co roku. Sama na  finansach i rachunkowości spotkałam sięz tym, że materiały były nieaktualne. Zmienia się i prawo, i schematy działania, więc dobrze by było, gdyby i firmy, i uczelnie nad tym pracowały.

Podsumowując: kiedy studenci powinni planować swoją karierę zawodową?

Zdecydowanie polecam szukania pracy czy stażu już na studiach. Drodzy studenci, nie czekajcie do ostatniego roku. Im więcej rozmów rekrutacyjnych zaliczycie, tym bardziej będziecie przygotowani do kolejnej. Więc nawet jeśli się nie udaje, traktujcie to jako pozytyw i wyciągnijcie z tego wnioski, bo to wam  pomoże w przyszłości.