„Pasażer musi być zaopiekowany”. Jak pasjonatka lotnictwa zmieniła Kraków Airport

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Był rok 1994. Wyciągnęła książkę telefoniczną, wybrała numer na krakowskie lotnisko. Nie wiedziała, co chce robić, wiedziała, że chce tam pracować. Jolanta Rokosz, wieloletnia kierownik terminalu, twórczyni Centrum Edukacji Lotniczej, po 30 latach żegna się z Kraków Airport.

Lotnictwo było w jej życiu już od małego. Harcerstwo? Jasne, ale drużyna lotnicza. I choć Jolanta Rokosz miała wtedy zaledwie pięć lat, już wiedziała, że ten świat ją pochłonie. W Szczepie Gwiaździsty Szlak zdobyła wszystkie stopnie, tworzyła kolejne konstrukcje modelarskie, zdobywała wiedzę, a jej pasja nie tylko nie gasła, ale coraz bardziej się wzmacniała.

– To był bardzo ważny etap w moim życiu – mówi dziś, dodając, że harcerstwo pozwoliło jej też rozwinąć kreatywność, umiejętność pracy w zespole i dodało sporo odwagi w podejmowaniu decyzji.

A odwaga była potrzebna, bo zawsze inspirowały ją zajęcia z pozoru nieosiągalne dla przeciętnego człowieka. Nic więc dziwnego, że po wieloletniej przygodzie z harcerstwem kolejnym krokiem było przystąpienie do pierwszego w Polsce klubu balonowego. Były lata 80., a dzięki balonowi Jolanta Rokosz mogła po raz pierwszy wznieść się w przestworza, jednocześnie ucząc się obsługi sprzętu w powietrzu.

Telefon, który odmienił życie

Czy chciała zostać pilotem? Oczywiście. Życie ułożyło się jednak inaczej. Pani Jolanta wyjechała z Polski i dopiero po powrocie i intensywnych latach pracy za granicą stwierdziła, że czas wrócić do swojej wielkiej pasji. Był rok 1994. Wzięła książkę telefoniczną, znalazła numer na krakowskie lotnisko. Zadzwoniła w ciemno. Nie wiedziała, co dokładnie chce robić, czy kogoś poszukują, jakie są tam działy i potrzeby. Wiedziała, że na pewno chce tam pracować.

Udało się. Pani Jolanta dostała pracę na pierwszym stanowisku, potem kolejnym, potem jeszcze kolejnym i na lotnisku w Balicach już została. Była stewardessą portu, sekretarką, referentem do spraw kadrowych, a każda nowa rola wciągała ją jeszcze bardziej. Zwłaszcza że mogła obserwować, jak z roku na rok przeobraża się krakowski port lotniczy. A było na co patrzeć – dość powiedzieć, że kiedy zaczynała, na płycie lotniska były ledwie trzy stanowiska postojowe, a liczba obsługiwanych pasażerów wynosiła 120 tysięcy rocznie. Dziś to już 35 stanowisk i milion pasażerów w ciągu każdego miesiąca. W sobotę prezes Kraków Airport powitał pasażera nr 6 mln w tym roku.

– Patrzyłam zafascynowana nie tylko, jak rozwija się lotnisko, ale też jak zmieniają się standardy obsługi pasażera. Bo to one zawsze były dla mnie najważniejsze – opowiada pani Jolanta.

Pasażer poczeka, ale wiedza to klucz

I podkreśla, że od początku zależało jej, by na lotnisku każdy pasażer czuł się dobrze i był naprawdę zaopiekowany. To dlatego, kiedy została kierownikiem terminala pasażerskiego, sprawdzała wszystko po kolei – stawała w każdej kolejce, przechodziła wszystkie kontrole, każdą procedurę sprawdzała na własnej skórze. Z takich doświadczeń zrodził się w jej głowie pomysł na program „Need Help”, w ramach którego od 2007 r. na Kraków Airport można spotkać pracowników pomagających pasażerom

– Pamiętam, jak przechodziłam ze swoją przepustką przez terminal. Bez przerwy ktoś mnie zatrzymywał, o coś pytał, zagadywał, potrzebował pomocy. Ktoś miał odwołany samolot, ktoś inny opóźnienie, ktoś nie wiedział gdzie i jak się odprawić. Sytuacja stała się jeszcze trudniejsza, gdy weszliśmy do strefy Schengen, a na lotnisku pojawili się pierwsi niskokosztowi przewoźnicy, a co za tym idzie tłumy podróżnych, którzy nie zawsze radzili sobie z różnego rodzaju procedurami – opowiada pani Jolanta.

Tłumy trzeba było więc jakoś ogarnąć. Zwłaszcza że jak mówi pani Jolanta, informacja to klucz. – Nawet największy tłum da się opanować, jeśli przekaże się mu wiedzę. I ten tłum będzie spokojnie czekał w kolejce i cztery godziny, ale on musi wiedzieć, dlaczego tak jest i że za te cztery godziny odleci – podkreśla.

Do programu „Need Help” zaangażowała studentów, którzy w ten sposób mogli odbyć praktyki. Jak zaznacza pani Jolanta, takie spotkania z pasażerami to dla nich prawdziwa szkoła życia. Ale studenci zdają się zadowoleni. Program okazał się wielkim sukcesem, jest stale rozwijany, a jego twórczyni nie kryje, że jest z tego rozwoju niezmiernie dumna. A część pracujących dziś na lotnisku kierowników i menedżerów zaczynało właśnie od takich praktyk.

Nie każdy pasażer to aniołek

Na koncie pani Jolanty są też potężne zmiany jakie zaszły w lotniskowej informacji. Jak przyznaje, przejęła ją w swoje ręce w 2011 r., bo po prostu nie odpowiadał jej standard obsługi klientów.

– Nie chciałam, by sprowadzało się to do instrukcji jak wyszukać jakąś informację na stronie w internecie. Nie wszyscy sobie przecież z tym radzą, do tego dochodzą zmieniające się procedury u części przewoźników, zaburzenia w ruchu lotniczym, niektórzy pasażerowie podróżują rzadko i trudno się im w tym wszystkim zorientować – tłumaczy pani Jolanta.

I dodaje: – Teraz nasza informacja lotniskowa należy do najlepszych w Polsce, dzwonią do nas nawet pasażerowie innych portów lotniczych. I dobrze, jesteśmy po to, by pomagać.

Oczywiście nie każdy pasażer to aniołek, a przez lata pracy w terminalu trudnych podróżnych pani Jolanta spotkała sporo. Choćby tak zwanych weekendersów, którzy do Krakowa przylatują na kilka dni, żeby poszaleć. Rozmowa z wieloma z nich bywała trudna, zdarzało się, że nie słuchali, nie stosowali się do poleceń, a trzeba sobie było z nimi jakoś poradzić.

– Sposób na nich jest jeden: wiedza – uśmiecha się pani Jolanta. – Kiedy spokojnie wytłumaczy się im co, jak i dlaczego jest tak, a nie inaczej, ostatecznie możemy nawet usłyszeć podziękowanie.

Nowe wyzwanie – przekonać zarząd

Po 15 latach pracy na terminalu pani Jolanta stwierdziła jednak, że czas na nowe wyzwania. A że od lat odbierała telefony od szkół chcących przyjść na lotnisko z wycieczką, pomyślała, że trzeba tę potrzebę edukacji i zabawy wśród samolotów jakoś zagospodarować. Zaczęło się od organizacji wycieczek i… teatrzyku kukiełkowego. I choć kukiełki na lotnisku mogą brzmieć zaskakująco, oba pomysły okazały się strzałem w dziesiątkę. Popularność inicjatyw rosła, zainteresowanie było ogromne, a w końcu zaczęło przekraczać możliwości pani Jolanty i jej pracowników.

Tak w jej głowie zrodził się pomysł na stworzenie Centrum Edukacji Lotniczej, czegoś, czego w Polsce jeszcze nie było (i nie ma zresztą do dziś). Łatwo jednak nie było. Bo na lotnisku, jak w każdej tego typu instytucji, największe nakłady przeznaczane są na inwestycje w rozwój operacyjny, edukacja znajduje się gdzieś na końcu listy priorytetów. I choć pani Jolanta zdawała sobie z tego sprawę, nie zamierzała się poddawać. Opracowała koncepcję, poszła do zarządu, powiedziała jaki ma plan, jak można wykorzystać to, co już w zasobach lotniska jest i jak chciałaby to zrobić. Znów się udało. Dostała zielone światło i zaczęła działać. A dzięki temu, że w głowie obmyśliła już wszystko, poszło w iście ekspresowym tempie – Centrum Edukacji Lotniczej udało się stworzyć w zaledwie trzy miesiące.

Jak to możliwe?

– Pomieszczenia CEL były zastępczym terminalem VIP-owskim, zorganizowanym tu na czas rozbudowy terminalu głównego. Udało nam się więc je przejąć, udekorować, wykleić ściany, wstawić drobne meble i wyposażyć tym, co było na stanie. Przejęliśmy więc różne stare urządzenia, wycofane check-iny i lady informacji, wszystko co się dało, by nie zwiększać kosztów – tłumaczy pani Jolanta.

Z pingwinkiem dla młodych i seniorów

Szybko okazało się, jak potrzebne było to miejsce. W ciągu zaledwie kilku dni od otwarcia wyprzedały się wszystkie dostępne terminy. – To pokazało, jak ogromne jest zainteresowanie lotnictwem – cieszy się pani Jolanta.

Jednocześnie też spowodowało, że zespół pani Jolanty, już kierowniczki CEL, musiał uwijać się jak w ukropie. Pracy był ogrom, chętnych do odwiedzin mnóstwo, a miejsce wciąż trzeba było dopracowywać i rozwijać. W Centrum „pracuje” każda ściana, wszędzie jest coś do poczytania, obejrzenia, pobawienia się. Wszystkim zajmują się pracownicy CEL, tworząc kolejne sale i dekoracje, pozyskując kolejne sprzęty i gadżety, tworząc własne animacje i dostępne w sklepiku pamiątki, pocztówki, kubki, kalendarze. Wszystko oczywiście pod czujnym okiem (i z czynnym udziałem) pani Jolanty. To także ona wpadła na pomysł symbolu Centrum Edukacji Lotniczej – małego pingwinka, którego zaprojektował jej syn.

– Dzięki nauce w naszym centrum w końcu spełni swoje marzenie i odleci – uśmiecha się.

Dziś Centrum ma już ponad 25 produktów edukacyjnych kierowanych do różnych grup wiekowych, także grup branżowych i seniorów, których pani Jolanta również chce dopieszczać. – W naszym centrum można się oswoić z lataniem, przekonać się na własnych, spokojnych warunkach jak działa lotnisko, jak wygląda podróż samolotem. Chciałabym, by uczyły się tego nie tylko młodsze pokolenia, ale też, by osoby starsze korzystały z ogromnych możliwości jakie dziś mamy. Świat jest otwarty i dostępny, nie ma co się bać odpraw i lotniskowych procedur, warto podróżować – tłumaczy twórczyni CEL.

Nie ukrywa przy tym, że Centrum traktuje jak swoje dziecko. Z dumą opowiada o kolejnych inicjatywach, zdobytych sprzętach i eksponatach, a także stałym rozwoju CEL. Ostatni nabytek to kolejna jej wielka duma – w CEL pojawił się bowiem ostatnio symulator lotu Airbusa A320, dzięki któremu każdy może usiąść w kokpicie i poczuć się jak prawdziwy pilot.

– Ja po prostu chciałabym, by każdy czuł się tu dobrze, znalazł dla siebie coś ciekawego i mógł zapałać pasją do lotnictwa tak jak ja – opowiada.

Pojawienie się symulatora i przypadające właśnie 60. urodziny krakowskiego lotniska stały się dla pani Jolanty okazją, by po 30 latach zakończyć pracę i udać się na zasłużoną emeryturę. Za dużo odpoczywać jednak nie zamierza. Przyznaje, że ma sporo planów, a wśród nich na pewno nie zabraknie podróży.

– Z perspektywy 30 lat pracy na lotnisku mogę powiedzieć, że nie było ani jednego dnia, bym się tu nudziła. Lotnictwo jest nieprzewidywalne, a ja to lubię – mówi. – Dla mnie to na pewno nie koniec tej przygody, pasję do lotnictwa będę rozwijać dalej.