Przed ME w rugby 7. Natalia Pamięta: Każda z nas ma chłodną głowę i nie da się rozłożyć presji na łopatki

Natalia Pamięta w walce z rywalką fot. materiały prasowe
Po wygranej w pierwszym turnieju w Lizbonie reprezentacja Polski wyrasta na jednego z głównych faworytów do zdobycia mistrzostwa Europy w rugby 7 kobiet. Szczególnie że finałowy turniej odbędzie się w Krakowie. Jednak Natalia Pamięta, jedna z liderek biało-czerwonych, studzi nieco głowy kibiców i zapewnia, że ona i jej koleżanki podchodzą do tego z dużą pokorą.
Dotarło do Was, że wygrałyście turniej mistrzostw Europy?

Natalia Pamięta: Chyba jeszcze nie (śmiech). Choć wydaje mi się, że bardziej do nas nie dociera, że wygrałyśmy z wicemistrzyniami olimpijskimi!    

No właśnie, przed turniejem bardzo realnie podchodziłyście do całej sprawy i pokonania Francji raczej nikt nie zakładał. Ale jednak się udało!

Jechałyśmy do Lizbony z nastawieniem, że znamy swoje miejsce w szeregu. Miałyśmy z tyłu głowy, że raczej nie dojdziemy do finału, bo tam zwycięzca grupy od razu wskakiwał do finału. A wiedziałyśmy, z kim przyjdzie nam się mierzyć i zakładałyśmy, że dla nas największym osiągnięciem będzie brązowy medal. No ale ogromnie się zaskoczyłyśmy.

Po wygranej z Francją byłyście przekonane, że finał jest wasz?

Może nie przekonane, bo zawsze staramy się być pokorne w tym, co robimy, ale zdawałyśmy sobie sprawę, że mamy ogromną szansę na finał. Szansę, którą trzeba wykorzystać. Nie miałyśmy nigdy okazji, by zdobyć złoto. Każda z nas była skoncentrowana i zmobilizowana. Wiedziałyśmy, czego chcemy i trzeba było po to sięgnąć! Wygrana w pierwszym, najważniejszym meczu, dodała nam wiatru w żagle. To był klucz.    



W najważniejszych spotkaniach musiałyście sobie radzić bez kapitan drużyny Karoliny Jaszczyszyn. Było bardzo ciężko?

Mentalnie tak, choć to, że Karolina nie mogła być z nami na turnieju w Hiszpanii, przed mistrzostwami Europy, pozwoliło nam zachować względny spokój. Wiedziałyśmy, co robić, gdy jej nie ma na boisku, chociaż nie ukrywam, że było trudno, bo ona jest na boisku dowódcą, ciągnie nas za sobą i sporo bierze na swoje barki. Jednak jej brak w Benidormie nauczył nas trochę odpowiedzialności i tego, że każda musi nieco tego ciężaru na siebie wziąć.    

Przed wami drugi turniej mistrzostw Europy, który zostanie rozegrany w Krakowie. Nie uciekniecie od roli faworytek...  

To prawda, ale wcale nie jedziemy do Krakowa z przekonaniem, że na pewno będziemy miały złoty medal. Trzeba pamiętać, że mecz meczowi nierówny, i po prostu wyjść na boisko i grać swoje. Zachować spokój, postawić sobie cel i do niego dążyć.    

Bilety na mecze ME w Krakowie można kupować TUTAJ ->>>

Występ na swoim stadionie, przed znajomymi i rodziną, to dla was dodatkowa motywacja czy może rodzaj presji?    

To jest nagroda za tę całą pracę, którą w to włożyłyśmy. Nie ma mowy o żadnej presji. Jedyną presją, jaką ktokolwiek może nam narzucić to ta, którą narzucamy sobie same. Jesteśmy amatorską drużyną i nikt nie powinien wymagać od nas więcej, niż same od siebie wymagamy. Tak że fakt, że rodzina będzie nas wspierać, to tylko i wyłącznie będzie dla nas nagroda.    

Mimo tego, co mówisz, fani i tak będą oczekiwać powtórki z Lizbony.  

Na pewno od oczekiwań kibiców nie uciekniemy, ale myślę, że każda z nas ma chłodną głowę i nie da się rozłożyć presji na łopatki. Wiemy, co mamy zrobić. Będziemy starać się powtórzyć to, co było w Lizbonie. A resztę zweryfikuje boisko.    

A jak oceniasz grupowe rywalki? Tym razem w grupie czeka Was m.in. starcie z bardzo mocną Irlandią.  

Tak, Irlandia to zdecydowanie jedna z najlepszych drużyn w naszej grupie. W Lizbonie nie były w szczytowej formie, zabrakło im kilku kluczowych zawodniczek, np. Amee-Leigh Murphy-Crowe robiącej ogromną różnicę. To prawdziwa petarda! Zobaczymy, w jakim składzie przyjadą do Krakowa i w jakiej będą dyspozycji.
News will be here