Od trzech ciosów nożem zginął 43-letni Bartłomiej K., za zabójstwo którego odpowiada przed krakowskim sądem jego wujek Józef B. W środę na rozprawie zeznania składała Justyna A., która znalazła ciężko rannego na drodze i wezwała pomoc.
25-latka farmaceutka opisywała, że jechała autem przez Klimontów, pod Krakowem, gdy na jezdni zauważyła mężczyznę leżącego na brzuchu. Był bez butów i górnej części odzieży, więc dostrzegła, że miał rany kłute na plecach, mówił bełkotliwie.
Kobieta poczuła od niego woń alkoholu. Gdy się na moment podniósł zauważyła także ranę brzucha i, jak to określiła, „wydostające się rzez ranę narządy wewnętrzne”.
– Zbliżyła się wtedy znana mi ze szkoły kobieta, podała mi swój telefon, a ja wezwałam pomoc – relacjonował świadek. Nie widziała w żadnego ostrego narzędzia jak i sprawcy ataku na rannego. Wykluczyła, by sam sobie zadał rany na plecach. Po chwili pojawiła się policja i dwie karetki. Okazało się, że w pobliskim domu może być nożownik i policjanci tam go faktycznie znaleźli. On także miał obrażenia ciała i trzy rany klatki piersiowej. Przeżył krwawy incydent, ranny Bartłomiej K. zmarł w szpitalu.
Sąd okazywał jeszcze świadkowi pobrane z depozytu ubrania rannego, spodnie i skarpety. Potem przesłuchał policjanta w sprawie zabezpieczenia tych dowodów rzeczowych, bo w pewnym momencie śledztwa okazało się, że pomylono ubrania sprawcy z odzieżą ofiary. To wymagało wyjaśnień.
Do zbrodni doszło w Klimontowie pod Krakowem. Bartłomiej K. mieszkał w domu z oskarżonym, który był jego wujkiem mieli osobne wejścia, czasem razem pili alkohol, bywało że się kłócili, ale ostatnia awantura z 12 sierpnia ubiegłego roku skończyła się tragicznie.
Generalnie od lat trwał spór o ten dom między Józefem B. i jego siostrą, której matka przekazała tę nieruchomość. Konflikt przybrał na sile, gdy w budynku zamieszkał syn kobiety, Bartłomiej K.
Cios w brzuch, dwa w plecy
Zdaniem prokuratury podczas kłótni Józef B. zadał siostrzeńcowi cios nożem klatkę piersiową, a gdy ranny rzucił się do ucieczki sprawca uderzył go jeszcze dwa razy nożem w plecy. Nietrzeźwi uczestnicy zajścia wybiegli na podwórko, ranny 43-latek upadł na drogę w okolicach miejscowej piekarni.
Funkcjonariusze weszli do domu Józefa B., leżał na łóżku, a obok był zakrwawiony nóż o ostrzu o długości 26 cm. Mundurowym powiedział, że zabił Bartłomieja K. To samo mówił członkom rodziny, którzy zjawili się na miejscu tragedii i odrażał się, że teraz sam siebie zabije.
Przed prokuratorem nie przyznał się do winy. Twierdził, że to pokrzywdzony pierwszy stał się agresywny, atakował go w kuchni widelcem, garnkiem i jakimś ostrym przedmiotem.
Bronił się przed agresorem?
– Nie wytrzymałem i ciachnąłem go wtedy nożem – nie krył oskarżony. Dodał, że nie pamięta czy dodatkowo uderzył Bartłomieja K. nożem w plecy, był w tamtej chwili zdenerwowany. Biegli potwierdzili, że działał w warunkach ograniczonej poczytalności.
Oskarżycielami posiłkowymi na procesie są rodzice zmarłego, w tym siostra oskarżonego. Sprawcy grozi dożywocie.