Chiński wirus zapalenia płuc jest na razie bardziej medialnym, aniżeli rzeczywistym zagrożeniem, choć w przypadku ryzyka epidemii lepiej dmuchać na zimne. O skutkach masowych histerii i o tym, jak unikać zarażenia wszelkimi innymi wirusami, rozmawiamy z internistką, mikrobiolog, serolog i pulmonolog dr n. med. Anną Prokop-Staszecką.
„Chiński” koronawirus jest teraz odmieniany przez wszystkie przypadki. Słusznie? Bo w XXI wieku przeżyliśmy już kilka medialnych „epidemii”.
Dr n. med. Anna Prokop-Staszecka: 40 lat jestem lekarzem i żyję... Jestem przeciwnikiem straszenia ludzi. Z jednej strony dobrze, że Chińczycy poważnie podeszli do problemu, bo ryzyko epidemii przy dzisiejszym rozwoju transportu jest naprawdę duże. Proszę przypomnieć sobie „hiszpankę” (pandemia grypy z lat 1918-1919 – red.), która zabiła kilkadziesiąt milionów ludzi.
To wydarzyło się dlatego, że zaniedbano pierwsze przypadki chorych, o których wiedziano. Stąd dobrze oceniam działania chińskich władz.
Nie podoba mi się natomiast to, że dziennikarze zrobili z tego temat zastępczy. Ile co roku osób zabija rak płuc? 23 tysiące. I o tym nikt nie pisze. A jeden przypadek osoby z podejrzeniem wirusa w Niemczech jest non stop wałkowany.
Znane są mechanizmy zbiorowej histerii. Jak postępować z osobą, która zgłasza objawy takie, jak te opisane w komunikacie Głównego Inspektora Sanitarnego? I jak to zrobić z rozsądkiem?
Po pierwsze, trzeba zbadać, czy to nie jest zwykła grypa. Zanim zostaną podjęte działania izolacyjne, musi zostać też przeprowadzony wywiad i w nim musi się pojawić kontakt z kimś z Wuhan. Nie może być tak, że ktoś przeleciał się z Krakowa do Warszawy i już jest zarażony. Tak właśnie było podczas epidemii SARS, kiedy ludzie zatkali szpitale, uważając, że są zarażeni.
Wchodzimy też w sezon grypowy. Lekarze mają już jakieś informacje na temat zachorowalności?
10-12 lat temu prowadziłam badania nad grypą. Oczekiwaliśmy największej liczby przypadków od listopada do stycznia, a zaczęło się w marcu. Grypa jest nieprzewidywalna. Nie wiemy też, jaki jest poziom wyszczepienia wśród populacji. Wiem natomiast, że w niektórych szpitalach, na oddziałach, gdzie rozpoznano grypę, zamknięte są już odwiedziny. Chodzi o to, aby odizolować chorych. To na razie jedno z najlepszych i najpewniejszych działań.
A jak jeszcze możemy się uchronić przed chorobą?
Tak naprawdę trzy czwarte sukcesu zależy od nas. Powinniśmy się trzymać z daleka od gorączkujących i kaszlących ludzi. Tak przy okazji, to do szpitali przychodzą chorzy, którzy demonstrują kaszel na personelu czy sąsiadach… Zresztą od nich też wiele zależy – wystarczy, że będą zasłaniać usta i minimalizować rozprzestrzenianie się kropelek.
Drugą ważną rzeczą jest częste mycie rąk. Nie trzeba do tego żadnych środków dezynfekujących – wystarczy zwykłe mydło.
Szczepić się czy nie?
To zależy. Bezwzględnie powinny się zaszczepić osoby po 65. roku życia i ci, którzy cierpią na choroby przewlekłe. Niestety, w związku z tym, że dużo się mówi o domniemanej szkodliwości szczepionek, wiele osób odmawia szczepienia. Stąd poziom wyszczepienia nie jest zadowalający.