Rozmowa na dzień dobry. Pozbycie się nielegalnych reklam nie wystarczy

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Poprawki radnych mogą wypaczyć sens uchwały krajobrazowej – komentuje Jakub Pogorzelski, założyciel facebookowego profilu ŁADny Kraków, poświęconego walce z chaosem reklamowym w Krakowie.

Jakub Drath, LoveKraków.pl: Radni nie przegłosowali wczoraj uchwały krajobrazowej. Myśli Pan, że w lutym się uda?

Jakub Pogorzelski, założyciel profilu ŁADny Kraków: Myślę, że uda się przegłosować uchwałę, ale obawiam się, że będzie to wersja zliberalizowana, do której zostaną przegłosowane chaotyczne poprawki, które spowodują, że być może cała idea tej uchwały będzie wypaczona.

Wobec projektu podczas dyskusji rady miasta pojawiło się sporo zarzutów. Np. taki, że mieszkańcy bloków, z których znikną reklamy, zapłacą więcej za czynsz.

Oczywiście, że jeśli na jakimś bloku wisi reklama i zostanie zdjęta, to dochody wspólnoty zmaleją. Czy to będzie miało wpływ na czynsz? Nie wiem, ale wiem, że pewnie ponad 90 procent wspólnot nie ma na swoim terenie reklam i jakoś sobie radzą. Więc jeśli niewielka część bloków będzie musiała zdjąć bilbordy, to tragedii nie będzie.

A co z możliwością obchodzenia przepisów? Myśli Pan, że na ulicach pojawią się teraz bilbordy na przyczepach albo fikcyjne wydarzenia plenerowe?

Trzeba liczyć się z taką ewentualnością. Ale uważam, że nie jesteśmy teraz w stanie przewidzieć wszystkich potencjalnych prób obejścia przepisów. Na pewno takie będą, ale powinniśmy dać tej uchwale trochę pożyć. I tak też mówił w swoim wystąpieniu – bardzo dobrym zresztą i merytorycznym – pan wiceprezydent Jerzy Muzyk. Trzeba zobaczyć, jak branża reklamowa zareaguje i wówczas starać się uszczelnić przepisy tam, gdzie rzeczywiście wystąpi problem, a nie tam, gdzie może nam się dziś wydawać, że się pojawi.

Pojawił się też pomysł, by najpierw zająć się tymi reklamami, które już teraz są nielegalne. O jakim procencie mówimy? I czy to by wystarczyło?

Trudne pytanie, ponieważ nie mamy informacji, a co najwyżej szacunki. Ja na podstawie własnego doświadczenia szacuję, że reklamy legalne stanowią może ok. 20 procent wszystkich, które są w Krakowie. Ale to nie rozwiązałoby problemu o tyle, że często mówimy o nośnikach, które były sytuowane w latach 90. Były zgłoszone, według ówcześnie obowiązujących, bardziej liberalnych niż dzisiejsze przepisów. Dla przykładu: część bilbordów z Góry Borkowskiej, czyli ze słynnego już skrzyżowania Zawiłej i Zakopiańskiej, posiada zgłoszenie i stoi tam legalnie. Ale chyba nie chcielibyśmy zostawić tam takiego bałaganu.

Miasto zapowiada, że przygotuje kompendium dla mieszkańców i przedsiębiorców. Nie uważa Pan, że brakuje informacji już na tym etapie? Na radnych naciskają firmy reklamowe, a mieszkańcy nie, bo trudno się wczytać w wielostronicowy druk.

To prawda, uchwała w dostępnej dziś formie istotnie może być trudna do zrozumienia dla przeciętnego mieszkańca czy przedsiębiorcy. Sam czytałem ją kilkanaście razy i wcale nie mam pewności, że wyłapałem wszystko, co powinienem. Ale na tym etapie można byłoby przedstawić tylko ogólne założenia, bo wszystko okaże się dopiero na lutowej sesji. Wtedy będzie wiadomo, czy i co zostało z pierwotnego projektu i co powinno się znaleźć w takim przewodniku.