Sarapata odchodzi po cichu, ale nie można za nią zamknąć drzwi [KOMENTARZ]

Marzec 2018 roku. Sarapata i Paul Bragiel idą do prezydenta fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Marzena Sarapata po ponad dwóch latach złożyła dymisję, ale nie można powiedzieć „do widzenia” i jak gdyby nigdy nic zamknąć drzwi. Zanim zamek zostanie przekręcony, nowi właściciele klubu, a gdy będzie trzeba także odpowiednie służby, powinni dokładnie prześwietlić wszystkie decyzje od sierpnia 2016 roku.

Nie trzeba bardzo przystawiać ucha do ściany, by usłyszeć wiele różnych historii. Ile z nich jest prawdziwych? Trudno dziś przesądzać. Skoro jednak w niecałe 2,5 roku Wisła pod rządami TS-u i Marzeny Sarapaty tak bardzo zwiększyła długi – zamiast małymi kroczkami próbować topić te odziedziczone po Tele-Fonice – to należy dokładnie sprawdzić kto, co i jak robił.

Oczywiste błędy zostały popełnione przy zarządzaniu drużyną. W maju 2017 roku prezes mówi w „Przeglądzie Sportowym”, że wielka Wisła była zarządzana życzeniowo. – Nie wydaje się więcej pieniędzy, niż się ma – słusznie zauważyła, komentując losy Białej Gwiazdy w erze Bogusława Cupiała. Szkoda tylko, że razem ze swoimi współpracownikami popełniała te same błędy.

Rok temu zwolniła Kiko Ramireza, bo Joan Carrillo miał być lepszy i dobrze sprawdzony. Pozwoliła na budowanie bardzo szerokiej kadry, na którą Wisły nie było stać. Prz Reymonta zaczęli marzyć o pucharach, zamiast skupić się na prostowaniu przeszłości. Efekt? Losy klubu jeszcze bardziej się poplątały i powstał węzeł, który prawie udusił 13-krotnego mistrza kraju.

W tym wszystkim było za mało pokory, a za dużo marzeń. Oczywiście, w styczniu część kibiców przyklaskiwała, gdy prezes mówiła o kolejnym kroku w drodze na szczyt. Kibic to lubi i marzy, ale osoba na tym stanowisku musi mieć chłodną głowę.

Z Marzeną Sarapatą wielu wiązało duże nadzieje. Na początku otwarta i bardziej dostępna, niż jej poprzednicy, dała się lubić. Pewnie też z tego powodu na chwilę czujność straciliśmy także my, dziennikarze. Tym bardziej duże jest rozczarowanie, bo się okazało, że daliśmy się nabrać.

Przez część swoich rządów Sarapaty było pełno na spotkaniach z kibicami i w mediach społecznościowych. Rzadko odmawiała wywiadów. Kiedy jednak na jaw zaczęły wychodzić coraz większe problemy, publicznie była niedostępna. Straciła resztki wiarygodności. Nie chcieli z nią rozmawiać ani ludzie prezydenta, ani małopolscy biznemseni zainteresowani przejęciem klubu.

Nie przyszła na klubową Wigilię, nie można było jej też spotkać z nowymi potencjalnymi właścicielami. W piątek pamiątkową tablicę Zdenkowi Ondraskowi wręczał Kazimierz Kmiecik. Skompromitowany zarząd nie chciał się wystawić na strumień gwizdów i wyzwisk.

Marzena Sarapata odchodzi po cichu – jej dymisji oczekują także w Towarzystwie Sportowym – ale nie można powiedzieć „do widzenia” i jak gdyby nigdy nic zamknąć drzwi. Zanim zamek zostanie przekręcony, nowi właściciele klubu, a gdy będzie trzeba także odpowiednie służby, powinni dokładnie prześwietlić wszystkie decyzje od sierpnia 2016 roku.