– Budowa ośrodka rehabilitacyjnego dla dzikusów w naszym mieście jest konieczna – przekonuje w rozmowie z portalem LoveKraków lekarz weterynarii Karolina Ptak.
– System pomocy dla dzikich zwierząt jest w Polsce niewydolny. Fundacje, stowarzyszenia, w minimalnym stopniu wspierane finansowo przez regionalne dyrekcje ochrony środowiska, same sobie nie poradzą. Z roku na rok dzikusów potrzebujących leczenia i rehabilitacji przybywa. Miasto musi wybudować specjalistyczny ośrodek. Mam nadzieję, że nowe władze Krakowa podejdą na poważnie do tematu i doprowadzą w końcu do powstania obiektu – mówi nam lekarz weterynarii Karolina Ptak, która na co dzień pomaga dzikim zwierzętom.
Małe ssaki
Vetikę założyła w 2013 roku. To specjalistyczna przychodnia, która działa w Krakowie. Trafiają tam zwierzęta egzotyczne, wśród nich m.in. gekony, kameleony czy legwany. Jednak lista stworzeń, którym kilkunastoosobowy zespół Karoliny Ptak niesie pomoc, jest znacznie dłuższa. Znajdują się na niej również króliki, papugi, żółwie, węże, żaby czy ryby. – Większość naszych pacjentów to króliki oraz gryzonie – dopowiada Ptak.
Vetika nie jest jedynym dziełem naszej rozmówczyni, która w tym samym czasie powołała również do życia Fundację Akcja dla Dzikich Zwierząt. „Trafiają do nas głównie ptaki i małe ssaki (jeże, nietoperze, wiewiórki, zające). Najczęstszymi przyczynami przywiezienia ich do ośrodka są potrącenia przez pojazdy, zatrucia, pogryzienia przez psy lub koty, kolizje z szybami i liniami energetycznymi, postrzały. Czasami zmagają się z chorobą lub są po prostu osłabione czy osierocone. Rocznie przyjmujemy ponad 1000 zwierząt. Dzięki leczeniu dostają szansę powrotu na wolność” – czytamy na stronie Vetiki. Tam, obok zwierząt egzotycznych, pomoc otrzymują dzikusy.
– Prowadzimy ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt, który utrzymujemy głównie z funduszy, które przekazują nam darczyńcy – mówi dla LoveKraków.pl Ptak. Jej pacjenci trafiają do ośrodka nie tylko z samego Krakowa, ale również z okolic Zakopanego, Rzeszowa, a czasami z województwa świętokrzyskiego. – To chyba pokazuje, że takich miejsc jak wasze nie jest zbyt dużo w naszym kraju? – dopytujemy. – Dokładnie. Systemowo pomoc dla dzikich zwierząt nie istnieje. Nie ma dobrych przepisów prawnych, które by ją regulowały. Większość ośrodków to oddolne inicjatywy, takie jak moja, gdzie grupa zapaleńców niesie pomoc dzikim zwierzętom. Z tej pomocy rodzi się pasja, która niestety z biegiem lat potrafi wyniszczyć, ponieważ z dzikusami, które potrzebują leczenia i rehabilitacji, jest jak z kulą śnieżną: z roku na roku jest ich coraz więcej, a wsparcie ze strony państwa jest dla ośrodków znikoma – dodaje.
Twierdzi, że przepisy dają możliwość, by ośrodki takie jak Akcja dla Dzikich Zwierząt były wspierane finansowo przez regionalne dyrekcje ochrony środowiska, ale... – Kluczowe jest tutaj słowo, że mogą to robić. W ciągu 12 lat naszej działalności udało się pozyskać częściowe finansowanie tylko raz, w ubiegłym roku. W tym roku napisałam wniosek o dofinansowanie, ale odpowiedź była już niestety odmowna – mówi nam Ptak.
Lisy, kuny, bobry
Teraz jest szczyt sezonu lęgowego, więc do Vetiki najwięcej trafia ptaków. – Codziennie przyjmujemy pisklaki, podloty, oseski. Spośród tych ostatnich trafiają do nas m.in. małe jeże i małe wiewiórki. Tak będzie w lipcu, sierpniu i wrześniu – zapewnia. Vetika pomaga małym zwierzętom, tymczasem leczenia i rehabilitacji potrzebują również te większe, takie jak sarny, lisy itp. Póki co otrzymują pomoc w ośrodku rehabilitacyjnym, który mieści się w Tomaszowicach, ale jedno takie miejsce w rejonie Krakowa to zbyt mało, by sprostać rosnącym potrzebom. Dlatego konieczne jest, żeby miasto w końcu wybudowało planowany od lat ośrodek rehabilitacji dzikich zwierząt. – Trafiałyby do niego te same zwierzaki, które przyjmujemy w Vetice, a do tego również lisy, kuny, bobry, a także sarny, których w Krakowie jest bardzo dużo – twierdzi Ptak.
Z miasta rzut beretem jest do Puszczy Niepołomickiej, więc może się zdarzyć, że wśród pacjentów trafią się również łosie, jednak w ich przypadku rehabilitacja niejednokrotnie może być niemożliwa. – Niestety, zwierzęta kopytne, które biorą udział w kolizjach drogowych, najczęściej mają rozległe obrażenia i trzeba poddać takie stworzenia eutanazji. Niemniej, w koncepcji miejskiego ośrodka, którą pomagałyśmy opracować z Joanną Wójcik, były także przewidziane woliery np. dla łosi – mówi.
Jakie zwierzęta nie będą trafiać do ośrodka? Choćby dziki, których w Krakowie jest obecnie bardzo dużo. – Nie będą niestety przyjmowane w ośrodku, ponieważ obowiązują przepisy dotyczące Afrykańskiego Pomoru Świń. Uniemożliwiają jakąkolwiek pomoc dzikom. Nie można ich nawet przemieszczać – twierdzi twórczyni Vetiki. Do leczenia nie będą też trafiać przedstawiciele IGO: inwazyjnych gatunków obcych. Chodzi o nutrie, jenoty, szopy pracze oraz norki.
Ptak przypomina, że jeszcze jakiś czas temu rozważano utworzenie ośrodka rehabilitacji dzikich zwierząt w Lasach Tynieckich, ale niestety lokalizacja została oprotestowana. – Dzikusy potrzebują spokoju. Dlatego Lasy Tynieckie to była dobra lokalizacja, ale niestety miasto o nią nie zawalczyło. Krakowscy urzędnicy wystraszyli się protestów mieszkańców, które wynikały trochę z rozgrywek politycznych, a trochę z ludzkich lęków, które bardzo często mają swoje źródło w zwyczajnej niewiedzy – przekonuje Karolina Ptak.
Nie jest tajemnicą, że budowie ośrodka rehabilitacyjnego dla dzikich zwierząt sprzeciwiał się radny miejski Prawa i Sprawiedliwości Marek Sobieraj. Nagłaśniali ten fakt aktywiści, wśród nich Tomasz Fiszer ze Stowarzyszenia Nasza Olszanica. – Na terenie Tyńca jest grupa osób, skupiona wokół radnego Marka Sobieraja, którzy protestują, wykorzystując nieprawdziwe argumenty, jak np. zniszczenie lasu, możliwość wypuszczania dzików i wilków po rehabilitacji w Lasach Tynieckich, możliwe zanieczyszczenie środowiska przez realizację i eksploatację inwestycji – mówił „Gazecie Krakowskiej”.
Radny Marek Sobieraj odpowiadał, że jest całkowicie przeciwny powstaniu tej inwestycji gdziekolwiek w mieście i za sprawą środków krakowian. Przekonywał, że lepiej nawiązać współpracę z Uniwersytetem Rolniczym, niż żeby miasto realizowało własny obiekt.
Co z brzydkim zapachem?
Planowany miejski ośrodek to będzie miejsce tymczasowego przebywania zwierząt: wyłącznie na czas leczenia i rehabilitacji. – Później będą one wypuszczane. Mieszkańcy nie muszą obawiać się chorób zakaźnych, hałasu, brzydkiego zapachu itp. Te zwierzęta praktycznie nie wydają żadnych głośnych odgłosów. Będzie trochę skrzeczeń krukowatych. Ośrodek ma być odizolowany, oddalony od domostw – przekonuje nasza rozmówczyni.

I zapewnia, że nie będą tam przyjmowane niebezpieczne zwierzęta, które mogą uciec. – A wilki? – dopytujemy. – Oczywiście wilk może się trafić. Liczebność tego drapieżnika rośnie. Wilki zbliżają się do siedzib ludzkich, ponieważ migrują i znajdują sobie nowe tereny. Widok wilka zaczyna być w miarę powszechny, co jest wspaniałą wiadomością. Natomiast nie będzie żadnym zagrożeniem dla ludzi. Miejski ośrodek będzie miejscem, które nie będzie dostępne dla osób z zewnątrz – dodaje Karolina Ptak.
Zwierzęta w większości będą wypuszczane w miejscu ich znalezienia. Jeśli chodzi o ptaki, niektóre będą mogły wrócić do środowiska również w pobliżu ośrodka. – Trzeba tłumaczyć ludziom, że inwestycja nie będzie dla nich uciążliwa. Zwierzęta przyjmowane w ośrodku nie będą stwarzały żadnego zagrożenia dla ludzi. Cóż jest strasznego w widoku odchowywanych wiewiórek, ratowanego jeża albo ratowanego kosa? – zastanawia się. Gdy kończymy rozmowę, Karolina Ptak mówi, że pokaże nam swoich małych pacjentów. Spod stołu wyciąga nakryte czymś pudełko. Kiedy odsłania zawartość, naszym oczom ukazują się trzy pisklęta jerzyków. Wypadły z gniazda i potrzebowały pomocy.
Cel publiczny
Urzędnicy póki co nie odpowiedzili na nasze pytanie, na jakim etapie jest realizacja inwestycji. Jak przekazała nam radna Eliza Dydyńska-Czesak z Krakowa dla Mieszkańców, temat ośrodka rehabilitacyjnego dla dzikich zwierząt zdominował dyskusję podczas sesji Rady Dzielnicy XVIII Nowa Huta. Okazuje się, że dotychczas dla gruntów w Nowej Hucie została wydana decyzja o lokalizacji celu publicznego. Określa ona, co może powstać na danym terenie. Nie jest to oczywiście jeszcze pozwolenie na budowę. Działki, o których mowa, należą do ArcelorMittal Poland. Strona urzędowa twierdzi, że jest wola ich sprzedaży miastu. W tegorocznym budżecie zabezpieczono fundusze na wykup.
Do tematu wrócimy.