W Zabrzu bez punktów i bez grilla. Przełamanie Wisły po golu Frydrycha

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Trzeci gol Michala Frydrycha i czyste konto. Wisła wywiozła z Zabrza trzy ważne punkty po wygranej 1:0.

Trener Adrian Gula po raz pierwszy od zatrudnienia w Wiśle był zmuszony przeprowadzić rewolucję kadrową. Zmusiły go do tego różne czynniki: kontuzje, kartki, słaba forma czy zmęczenie po dalekich wojażach z reprezentacją. W bramce stanął Mikołaj Biegański, co było pokłosiem obniżki formy Pawła Kieszka i gola, którego dwa tygodnie temu sprezentował Piastowi Gliwice. Młody zawodnik spisywał się bez zarzutu i w trzecim występie w ekstraklasie zachował pierwsze czyste konto. W doliczonym czasie pierwszej połowy były gracz Skry Częstochowa miał sporo szczęścia, gdy z pola karnego Jesus Jimenez przeniósł piłkę nad poprzeczką.

Nowa pozycja i trzeci gol w sezonie Michala Frydrycha

Miejsce na środku obrony Wisły stracił Michal Frydrych, choć stracił to za duże słowo. Czech został przesunięty na pozycję defensywnego pomocnika, z której obsadą miał problem trener Gula. Wisła przekonała się, ile znaczy dla niej nieobecny z powodu urazu (i kartek) Aschraf El Mahdioui. Frydrych nie czuł się komfortowo, miał słabsze momenty i brakowało mu szybkości, ale potrafił też wygrać kilka pojedynków. Najważniejsze, z odrobiną szczęścia, zrobił w  50. minucie. Oddał strzał sprzed pola karnego, po drodze piłka odbiła się od obrońcy Górnika i rzucający się w lewo Grzegorz Sandomierski nie mógł zmienić swojego położenia i sięgnąć futbolówki. W tym momencie Wisła zakończyła serię trzech spotkań bez strzelonego gola, a także – jak się później okazało – wróciła na zwycięską ścieżkę. 

REKLAMA
REKLAMA


Powrót Urygi

Miejsce Czecha na środku obrony zajął Alan Uryga, który w oficjalnym spotkaniu Wisły wystąpił po 1595 dniach przerwy. Choć długo nie grał z powodu kontuzji, przypomniał o swojej groźnej broni, jaką jest  odpowiedni wyskok i uderzenie głową. Piłka uderzona przez niego po dośrodkowaniu z rzutu rożnego przeleciała minimalnie obok słupka, za co Sandomierski miał wiele pretensji do kolegów. Dla 27-letniego Urygi był to już 101. mecz dla Wisły, ale wciąż czeka na pierwsze trafienie… W barwach płockiej Wisły, po odejściu z Krakowa, szło mu pod bramką przeciwnika znacznie lepiej. Jego powrót po długiej przerwie trzeba jednak ocenić bardzo pozytywnie, ponieważ dobrze kierował defensywą gości.



Na początku meczu zdecydowanie najlepszą okazję na otwarcie wyniku miał Piotr Starzyński. Skrzydłowy nie skorzystał jednak z prezentu Piotra Krawczyka i w sytuacji sam na sam trafił w dużo bardziej doświadczonego bramkarza. Pierwszej bramki w ekstraklasie nie doczekał się w sobotę Lukas Podolski. Mistrz świata znów nie dał rady wpisać się na listę strzelców, choć po przerwie znalazł się w sytuacji, którą mógł wykończyć znacznie lepiej.

Bez punktów, bez grilla

Zmieniona kadrowo Wisła wróciła z Zabrze z trzema cennymi punktami, które nie tylko poprawiły jej pozycję w tabeli, ale powinny znacząco podnieść morale po mało udanym wrześniu. Górnikowi nie udało się wygrać drugiego spotkania z rzędu. Po przerwie podopieczni Jana Urbana nie potrafili znaleźć pomysłu na ataki i nie udało im się wyrównać. Kibice gospodarzy opuszczali stadion w złych humorach, nie otrzymają również zaproszenia na... grilla przygotowanego przez drużynę. By zachęcić fanów do odwiedzenia stadionu przy okazji spotkania z Białą Gwiazdą i głośnego dopingu, piłkarze ogłosili challenge. Jeżeli padłby rekord frekwencji na stadionie im. Ernesta Pohla w tym sezonie, zespół zaprosiłby kibiców na wspólne biesiadowanie. Kiełbaski z rusztu od Jimeneza czy Podolskiego jednak nie będzie – gospodarze nawet nie zbliżyli się do liczby ponad 18,5 tysiąca kibiców.

Górnik Zabrze – Wisła Kraków 0:1 (0:0)

Bramka: Frydrych (50.).

Górnik: Sandomierski – Wiśniewski, Janicki, Gryszkiewicz – Dadok, Kubica (78. Wojtuszek), Manneh, Janża – Krawczyk (71. Nowak), Podolski, Jimenez.

Wisła: Biegański – Szota, Uryga, Sadlok, Hanousek – Frydrych, Żukow – Starzyński (87. Yeboah), Skvarka, Młyński – Forbes (69. Kliment).

Żółta kartka: Gryszkiewicz.

Sędziował Bartosz Frankowski (Toruń).