We wtorek czekają nas spotkania 2. kolejki fazy grupowej Ligi Mistrzów. A my przypominamy przy tej okazji mecz Wisły w europejskich pucharach sprzed dokładnie 15 lat. 28 września 2000 roku krakowianie w niesamowitych okolicznościach odrobili straty z wyjazdu i wyeliminowali Real Saragosssa w Pucharze UEFA.
Chcieli tylko rehablitacji
O dwumeczu Białej Gwiazdy z Realem Saragossa w I rundzie Pucharu UEFA można napisać książkę. Spotkanie w Hiszpanii rozpoczęło się dla podopiecznych trenera Oresta Lenczyka kapitalnie, bo od gola Radosława Kałużnego. Były to jednak miłe złego początki, bo do końca bramki strzelali już tylko rywale i to aż cztery.
Rewanż przy Reymonta miał być tylko formalnością. Stadion Wisły nie był jeszcze wyposażony w jupitery i mecz rozegrany został wczesnym popołudniem. Wynik pierwszego meczu i niesprzyjająca pora drugiego sprawiły, że na trybunach zasiadło około siedem tysięcy kibiców.
– Zespół z Saragossy grał dobrze, w pierwszej połowie praktycznie nie istnieliśmy i często nie wiedzieliśmy co się dzieje. Na boisko wyszliśmy tylko po to, by zrehabilitować się w oczach kibiców – wspominał po latach dla wislakrakow.com Kazimierz Moskal, dziś pierwszy trener Wisły Kraków.
Do przerwy nie udało się nawet zrehabilitować. Wydawało się, że nadzieje najwierniejszych kibiców, którzy skrycie wierzyli w awans, zostały im odebrane – szybko piłkę do własnej bramki wpakował 23-letni wówczas Marcin Baszczyński. – To jeden z tych meczów, które będę pamiętać do końca życia. Dla młodego zawodnika, dopiero wchodzącego do europejskiej piłki, samobój był ogromnym ciosem – wspomina były zawodnik klubu z ul. Reymonta. A to nie był koniec jego złej passy…
Lenczyk nic nie mówił
W przerwie trener Orest Lenczyk nic nie mówił, tylko postawił wszystko na jedną kartę i zrobił trzy zmiany. Wisła potrzebowała czterech goli, by doprowadzić do dogrywki. Pierwszego zdobył Kelechi Iheanacho i było to jedyne trafienie tego zawodnika dla Wisły. Później trafił Tomasz Frankowski, następnie Kazimierz Moskal i ponownie Frankowski na 4:1. – W dogrywce byliśmy potwornie zmęczeni, sporo sił zostawiliśmy na murawie w drugiej połowie. Choć ledwo chodziliśmy, daliśmy radę – mówi Marcin Baszczyński.
W serii jedenastek krakowianie wygrali 4:3. Euforia opanowała stadion i jego okolice, ale nie do końca po meczu zadowolony był Marcin Baszczyński. Do samobója z pierwszej połowy dołożył zmarnowany rzut karny. – Strzeliłem lekko. Bramkarz nie miał trudności z obroną, a ja zakląłem pod nosem – przypomina sobie Marcin Baszczyński. Jego występu przeciwko Hiszpanom nie można jednak całkowicie spisać na straty, bo w 118. minucie uratował Wisłę wybiciem piłki z linii bramkowej.
Program wtorkowych meczów Ligi Mistrzów (godzina 20:45):
Grupa E: BATE - Roma, Barcelona - Bayer
Grupa F: Arsenal - Olympiakos, Bayern - Dinamo
Grupa G: Porto - Chelsea, Maccabi - Dynamo
Grupa H: Lyon - Valencia, Zenit - Gent