W pierwszym od 26 lat meczu Wisły Kraków na drugim poziomie nie brakowało twardej gry i żółtych kartek, jednak głodni zwycięstwa kibice gospodarzy nie zobaczyli ani jednego gola. Sędzia dwa razy musiał przerwać spotkanie z powodu skandalicznego zachowania widzów z sektora C. Potwierdziło się, że I liga to nie bułka z masłem.
Wielu kibiców gospodarzy (gości nie było z powodu zamkniętej trybuny na czas remontu przed Igrzyskami Europejskimi), którzy w sobotę wybrali się na stadion, nie pamiętało ostatniego występu Białej Gwiazdy w dawnej II, a obecnie I lidze. 12 czerwca 1996 roku pewni awansu Wiślacy pokonali przy Reymonta Jezioraka Iława 4:2. Wtedy na trybunach było siedem tysięcy widzów, teraz klub sprzedał na inauguracyjny mecz z Sandecją 15 811 wejściówek – więcej niż na początek i koniec minionego sezonu, który zakończył się spadkiem. Gospodarze pobili frekwencyjny rekord otwarcia w I lidze, ale najważniejszego – trzech punktów – nie udało się zdobyć.
Powody do dumy i wstydu
Najbardziej zagorzali fani, którzy zasiadają w sektorze C, wywiesili transparent, którym oznajmili, że choć piłkarze są w I lidze, to kibice wciąż gwarantują poziom ekstraklasy. Tak rzeczywiście było – z pozytywnymi i gorszącymi obrazkami. Z jednej strony trybuny bardzo żyły i przez większość spotkania dopingowały podopiecznych Jerzego Brzęczka. Z drugiej – mecz rozpoczął się z opóźnieniem, a tuż po pierwszym gwizdku Tomasza Wajdy został przerwany na kilka minut z powodu serpentyn rzucanych na murawę i odpalonych rac na trybunie za bramką. Niektórym to nie wystarczyło i wybijali zespoły z rytmu także w drugiej połowie. Jedną z serpentyn oberwał bramkarz gości – Dawid Pietrzkiewicz.
Bez skandowania nazwisk
Spiker Wisły Marcin Cupał poinformował w piątek, że na razie z oprawy meczu znika skandowanie nazwisk piłkarzy przy prezentowaniu składu i celebracji po strzelonym golu. Na to nowy zespół musi sobie zapracować. Na razie zawodnikom mają wystarczyć brawa w czasie wychodzenia na rozgrzewkę i doping przez 90 minut. Kilkanaście tysięcy osób rzeczywiście nie ryknęło 11 razy, gdy spiker wymieniał kolejnych członków podstawowego składu. Okazji do świętowania gola nie było, bo po przerwie Wiślacy nie wykorzystali kilku okazji (w pierwszej połowie mecz był słabszy pod tym względem w wykonaniu obu zespołów). Najlepszą w 72. minucie zmarnował nowy kapitan Wisły – Igor Łasicki, który trafił w poprzeczkę. Wcześniej kilka razy gorąco było też polu karnym Mikołaja Biegańskiego. Choćby wtedy, gdy Adi Mehremić fatalnie zagrał piłkę głową i młody bramkarz musiał gasić pożar. Przypomniały się wtedy błędy krakowian z poprzedniego sezonu.
Pierwszy mecz sezonu pokazał, jak wymagająca jest I lidga. Że to nie będzie bułka z masłem, a droga do ekstraklasy może nie mieć statusu ekspresowej. Im dłużej trwała rywalizacja i wynik się nie zmieniał, tym częściej trybuny skandowały „Wisła grać, k... m...”, a tuż przed końcem „Co wy robicie, wy naszą Wisłę hańbicie”. Spadek wciąż mocno boli, a nowy sezon nie przyniósł tak wyczekiwanego zwycięstwa lub choć widocznej poprawy w grze. Schodzących do szatni Wiślaków żegnały gwizdy.
Wisła Kraków – Sandecja Nowy Sącz 0:0
Wisła: Biegański – Jaroch, Łasicki, Mehremić, Wachowiak – Jelić Balta, Fazlagić (61. Basha) – Żyro, Duda (74. Pereira), Starzyński (61. Cisse)– Fernandez.
Sandecja: Pietrzkiewicz – Kosakiewicz, Szufryn, Nekić, Słaby – Fall, Walski – Kapica (61. Toporkiewicz), Sovsić (61. Merebaszwili), Chmiel (82. Gach) – Wróbel (61. Gabrych).
Żółte kartki: Duda, Pereira, Mehremić – Nekić, Szufryn, Wróbel, Kosakiewicz, Fall.
Sędziował Tomasz Wajda (Żywiec).