– Staram się żyć z przekonaniem, że mój powrót nastąpi jak najszybciej. Chcę zrobić wszystko, by nie mieć do siebie pretensji, że mogłem dać coś więcej. Gdybym powiedział, że ten sezon jest już stracony, to motywacja do rehabilitacji byłaby zupełnie inna – mówi zawodnik Białej Gwiazdy.
Michał Knura, LoveKraków.pl: Czy po zderzeniu z przeciwnikiem od razu poczuł pan, że to coś poważnego?
Igor Sapała: Byłem przekonany, że to zwykłe stłuczenie, które piłkarze mają po wielu spotkaniach. Odczuwałem ból, ale w czasie meczów jest wysoka adrenalina, i nadal grałem. Ból nie ustąpił do rana, więc pojechałem na rezonans i spełnił się taki trochę czarny scenariusz.
Rozumiem, że zmiana w 75. minucie spotkania nie była spowodowana urazem?
Nie, zejście z boiska kwadrans przed końcem było wcześniej ustalone z trenerem. Nie byłem jeszcze w tak dobrej formie fizycznej, by na dużej intensywności rozegrać całe spotkanie.
Jak doszło do, jak już wiemy, kompresyjnego złamania kości strzałkowej?
Informacja brzmi dość groźnie, natomiast to nie jest nie wiadomo jak dramatyczna kontuzja. Zderzyliśmy się mocno kolanami i było to na tyle precyzyjne, że ułamał się kawałek kości. Wykonuję ćwiczenia, które nie obciążają nogi. Jest rowerek, siłownia. Ważne są też zabiegi przyspieszające regenerację i zrastanie się kości. Jestem na dobrej drodze do tego, by jak najszybciej wrócić do gry.
Mówi pan o tym sezonie? Trener Radosław Sobolewski nie krył, że może być o to trudno.
Nie dam sobie uciąć ręki, bo nie wiadomo, jak organizm zareaguje. Staram się jednak żyć z przekonaniem, że wrócę jak najszybciej. Chcę zrobić wszystko, by nie mieć do siebie pretensji, że mogłem dać coś więcej. Gdybym powiedział, że ten sezon jest już stracony, to motywacja do rehabilitacji byłaby zupełnie inna. Wierzę, że jeszcze pomogę drużynie w walce o ekstraklasę, że ten uraz nie skreśli mnie całkowicie do ostatniej kolejki.
Gdzie oglądał pan mecz z GKS-em Katowice?
W domu przed telewizorem, dobrze się patrzyło na grę Wisły. Nie chcę, by ktoś odebrał to jako przejaw pychy, ale dominowaliśmy, było widać różnicę klasy. Wynik 3:1 jest całkowicie zasłużony.
Jak pan ocenia sytuację z faulem na Luisie Fernandezie? Wiele osób mówi, że obrońcy GKS-u należała się czerwona kartka. Sędzia nie pokazał nawet żółtej.
Uważam, że powinno nastąpić wykluczenie zawodnika GKS-u. Niektórzy twierdzą, że nie zrobił tego celowo, stało się to przez przypadek. Moim zdaniem w takich sytuacjach nie powinno to mieć znaczenia, bo to był brutalny faul. Bartosz Jaroszek przebiegł po Luisie, natomiast ostateczną decyzję podejmują sędziowie. Mamy nadzieję, że podobne zdarzenia nie będą miały już miejsca, a towarzyszyć będzie wyłącznie boiskowa walka oparta na zasadach fair play.
Widać, że zwycięstwa napędzają Wisłę i w zespole jest świetna atmosfera. W sobotę będzie kolejne z GKS-em Tychy?
Chciałbym się podzielić jedną myślą, która towarzyszy mi od pierwszych treningów w klubie. Ich intensywność i poziom jest bardzo wysoki. Nie odczuwam różnicy między tym, co teraz jest w Wiśle, a wcześniejszymi zajęciami w ekstraklasowym Rakowie Częstochowa. Mamy zawodników z dużymi umiejętnościami i bardzo dobrze przygotowanych fizycznie. Chcieliśmy zacząć rundę wiosenną od serii zwycięstw, by to nas napędziło i na nowo pozwoliło uwierzyć w awans. Kibice wykupują wszystkie dostępne bilety kilka dni przed meczem, bo widzą, że teraz nasza gra ma ręce i nogi.