Derby na odległość. Dystans i czas nie zmniejszają emocji

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Słowo „derby” wciąż wywołuje u nich gęsią skórkę i skok adrenaliny. Choć nie grają już w Cracovii i Wiśle, czas płynie nieubłaganie i są kilka tysięcy kilometrów od Krakowa, wciąż żywo są zainteresowani „Świętą Wojną”. Kolejna już w niedzielę o godzinie 17.30 na stadionie Wisły.

Byli zawodnicy Cracovii i Wisły nie zapominają o najważniejszym meczu rundy dla środkowiska skupionego wokół ich byłych klubów. Na odległość starają się wesprzeć starych kumpli, którzy nie zmienili jeszcze barw i przypomnieć się kibicom.

Nikogo nie dziwiły więc wpisy w mediach społecznościowych Pawła Jaroszyńskiego czy Bartosza Kapustki. „Kapi” jedne z derbów oglądał na laptopie w hotelowej restauracji. Było warto, Cracovia zwyciężyła 2:1.



Ale tym meczem żyją także obcokrajowcy. W marcu tego roku o kolegach pamiętał Zdenek Ondraszek, który gra teraz w Stanach Zjednoczonych.

Inny stranieri wspomina: – Występy przeciwko Cracovii były oszałamiające – nie kryje Hiszpan Jesus Imaz.

Dziś jest gwiazdą Jagiellonii, ale niedawno biegał po murawie w koszulce Wisły. W dwóch spotkaniach przeciwko Cracovii wcielił się w rolę kata Pasów, strzelając im cztery gole.



Słowak Erik Jendriszek odszedł z Cracovii dwa lata temu, ale wciąż jest na bieżąco z tym, co dzieje się przy ulicy Kałuży. Gdy w środę wieczorem powiedzieliśmy mu, że jego kolega Tomas Vestenicky właśnie zdobył gola w Pucharze Polski, wcale nie był zaskoczony. 

– Wiem, śledzę mecz – zakomunikował nam z greckiego Wolos.

W niedzielę nie usiądzie przed telewizorem, by zobaczyć derby, bo tego samego popołudnia jego drużyna gra w Ksanti. – Na pewno poszukam skrótu spotkania. Jestem na bieżąco niemal z każdym meczem w sezonie, więc tego nie mógłbym sobie odpuścić. Cały czas mam w Krakowie przyjaciół, nie tylko słowackich piłkarzy. Myślę, że to będzie dobry sezon dla Cracovii – mówi. 



Jego były klub nie ma ostatnio dobrej passy z lokalną rywalką. Cztery z rzędu porażki są dużą rysą na wizerunku Michała Probierza. Doprowadził drużynę do eliminacji europejskich pucharów, a teraz bije się o podium, ale „Świętą Wojnę” wygrał tylko raz – gdy był szkoleniowcem Wisły.

Rafał Pietrzak latem został wytransferowany z Wisły do Belgii. Wywalczył sobie miejsce w pierwszym składzie Royal Excel Mouscron, ale ostatnio miał pecha.

Jendriszkowi przeciwko Wiśle nie szło najgorzej. Choć w derbach nie wpisał się na listę strzelców, w pięciu meczach przegrał tylko raz.

– Wydawało się, że mięsień czworogłowy jest tylko zbity, ale na badaniach wyszło, że są pozrywane włókna. Nie wiem, czy będę gotowy na sobotę – przyznał kilka dni temu.

Na pewno będzie gotowy na mecz Wisła-Cracovia, który obejrzy w nowym mieszkaniu. – Pierwsze tygodnie po transferze spędziłem w hotelu. Niedawno się przeprowadziłem i kończę załatwiać internet, by nie było problemów ze śledzeniem meczu – uśmiecha się. 

Pietrzak z kolei łapał się za głowę, gdy widział, co wyprawia 36-letni Paweł Brożek, współlider klasyfikacji strzelców.

– Mój trener pytał się, czy znam dobrego napastnika. Powiedziałem, że tak, choć nie jest młody – śmieje się Pietrzak.







News will be here

Aktualności

Pokaż więcej