Krzysztof Mączyński: Chciałbym być przykładem [Rozmowa]

fot. YouTube

W niedzielę polska piłka nożna odniosła wielki sukces. Reprezentacja pokonała na Stadionie Narodowym Irlandię i zagwarantowała sobie miejsce w przyszłorocznych mistrzostwach Europy. Jednym z architektów awansu był wychowanek Wisły Kraków, Krzysztof Mączyński, który w niedzielnym spotkaniu zaliczył asystę przy bramce decydującej o losach awansu. Po końcowym gwizdku porozmawialiśmy z nim na temat meczu z Irlandią i zakończonych sukcesem eliminacji.

Adam Delimat, LoveKraków.pl: Na początek gratulacje z okazji awansu. Chyba spory kamień spadł Wam z serca po tym meczu?

Krzysztof Mączyński: Zrobiliśmy to, co do nas należało. Powtarzaliśmy, że będziemy się bili do samego końca i pokazaliśmy to jako zespół. Każdy z nas stanął na wysokości zadania, zagrał na najwyższym poziomie pod względem wolicjonalnym. Walka toczyła się przecież do samego końca. Osiągnęliśmy to, co chcieliśmy i cieszmy się. Myślę, że każdy kibic w Polsce może być z nas zadowolony.

Mecz z Irlandią był wyjątkowo trudny, miał szczególny ciężar gatunkowy.

Oczywiście, są analizy, ale przygotowywaliśmy się do tego meczu jak do każdego innego. My skupiamy się na tym, co do nas należy. To, o czym mówiło się w mediach mogło na niektórych trochę ciążyć, ale myślę, że jako doświadczeni zawodnicy wywiązaliśmy się dobrze z naszej roli.

Dobrze weszliście w ten mecz, ale szybko po golu na 1:0 straciliście bramkę. Potem rozpoczęła się wymiana ciosów - chyba trochę niepotrzebna?

To prawda, po pierwsze nie powinniśmy dopuścić do tych sytuacji. Zdawaliśmy sobie sprawę, że druga bramka dla Irlandczyków skomplikuje nam mocno sprawę, więc do końca musieliśmy być bardzo ostrożni. Na szczęście wszystko skończyło się happy endem, więc teraz nie ma sensu gdybać. Dzisiaj cieszmy się z tego, co osiągnęliśmy, bo dla każdego kibica jest to najważniejsze.

Była w tym meczu Twoja asysta, była kołyska - wszystko zgodnie z planem.

Czekałem na tę kołyskę, czekałem i nie mogłem się doczekać. Cieszę się, że nastąpiło to akurat w takim meczu, na koniec eliminacji. Tak zupełnie poważnie, ostatni tydzień w moim życiu był naprawdę fantastyczny. Na świat przyszła moja córka, teraz udało nam się zrobić awans. Cóż więcej można sobie życzyć? Przypadku nie było również jeśli chodzi o imię córeczki. Żona wybrała Wiktorię, a ja musiałem się podporządkować.

Paradoksalnie może to lepiej, że awans zapewniliście sobie dopiero dzisiaj? Feta na Stadionie Narodowym była niezwykle efektowna.

To było potwierdzenie, podsumowanie tej ciężkiej pracy, którą włożyliśmy w te eliminacje. Wygraliśmy i daliśmy radość naszym kibicom. Co do planów na świętowanie, przede wszystkim muszę zobaczyć bramki z wczorajszego meczu na Wiśle, bo niestety nie mogło mnie tam być (chodzi o charytatywny mecz pomiędzy Wisłą Kraków a jej legendami - przyp.red.). Na pewno było świetnie, a najważniejsze, że wygrała Wisła!

Te eliminacje to również ważny punkt w Twojej karierze. Wywalczyłeś sobie miejsce w kadrze, potem je ustabilizowałeś, teraz trzeba tę pozycję utrzymać do finałów we Francji. Ponadto pokazałeś selekcjonerowi, że jesteś zawodnikiem wszechstronnym, co również jest sporym atutem.

Nie wolno nam się zachłysnąć tym, co już osiągnęliśmy. Trzeba ciągle pracować, bo za darmo nikt powołania nie wyśle. Można to osiągnąć tylko ogromnym nakładem pracy i wydaje mi się, że akurat ja jestem tego najlepszym przykładem. Mam nadzieję, że zmotywuję również młodszych zawodników, którzy ciężką pracą mogą osiągnąć naprawdę dużo. Co do pozycji, trenerowi Nawałce się nie odmawia, zawsze trzeba wykonywać jego polecenia. Każdy występ z orzełkiem na piersi to marzenie każdego zawodnika, a dla mnie osobiście wielki zaszczyt.

News will be here