Mariusz Bryksy o przyszłości cen mieszkań: „W Krakowie to się nie zatrzyma, będziemy świadkami szaleństwa”

Zdjęcie przykładowe fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Nikt nie myśli o stymulacji podaży, bo politycy nie chcą być kojarzeni ze wspieraniem branży deweloperskiej. W zamian pompowany jest popyt, a kolejne programy rządowe uszczęśliwiają jedynie banki i… deweloperów. Klientów niekoniecznie.

Przez ostatnie 10 lat w Krakowie powstało ponad 91 tysięcy mieszkań. Oznacza to, że co roku średnio powstawało ok. 9 tys. nowych lokali. Obecnie ten trend upadł. Z danych zaprezentowanych przez Kazimierza Kirejczyka z JLL Polska, być może w tym roku uda się sprzedać 8,8 tys. mieszkań.

Obecne ceny przekraczają 16 tys. zł za metr kwadratowy. Najnowsze dane mówią o cenie ofertowej sięgającej 16,9 tys. zł za mkw., natomiast uśredniona kwota to ok. 16,4 tys. złotych. Skąd takie dane? – Z pomocą Bezpiecznego Kredytu 2% ludzie zabrali najtańsze mieszkania – mówi Kirejczyk.

Eksperci powtarzają, że sytuacja Krakowa jest zła. Nie ma gruntów, a zapas pozwoleń się kurczy. – Zgodnie z zasadami logiki, nie powinno być tak, że atakuje się każdego dewelopera za każdą inwestycję, a jednocześnie ma się pretensje, że mało się buduje, a ceny rosną. Ale w Krakowie można – twierdzi specjalista JLL Polska.

Co w 2024 roku? Mieszkanie na start z mizernym skutkiem

W drugiej połowie roku ma ruszyć kolejny program – Mieszkanie na start. Dr Jacek Furga z centrum Amron uważa, że będzie to kopia działań BK2%. Wyjątkiem jest zaostrzenie limitów co do singli, którzy mocno zdominowali poprzedni program.

– Skutki dla beneficjentów, czyli mieszkania, będą równie mizernie jak przy BK2%. Pamiętam, że minister Buda mówił, że ten program pomoże spełniać marzenia. Chciałbym znaleźć kogoś, kto faktycznie spełnił swoje marzenie mieszkaniowe, a nie wziął, co mógł. Wyniki dla sektora bankowego będą dobre, dla deweloperskiego jeszcze lepsze. Zapłacą podatnicy – twierdzi dr Furga.

– 30 proc. beneficjentów tego programu miało zdolność kredytową. Wspieraliśmy osoby, które mogły w każdej chwili wziąć kredyt na zasadach komercyjnych – dodał prof. Waldemar Rogowski

W Krakowie to się nie zatrzyma, będziemy świadkami szaleństwa – uważa Mariusz Bryksy, wiceprezes Stowarzyszenia Budowniczych Domów i Mieszkań. Dodaje, że sytuacja jest zabawna z punktu widzenia deweloperów, bo powinni zatrzymać sprzedaż na ok. trzy miesiące i poczekać na wzrost cen. – A one będą rosły. W Krakowie nie da się kupić ziemi. To ewenement na skalę kraju. Cieszę się, że mamy oddział w Rzeszowie, bo możemy tam normalnie działać – stwierdza współwłaściciel spółki Bryksy.

– Jeśli nie uruchomimy mechanizmów zwiększających podaż, nie uelastycznimy procedur, to w Krakowie wylądujemy z „dwójką” z przodu. To działa tak, jak na stacjach benzynowych. Ceny rosną i patrzy się na reakcję klientów. To takie gotowanie żaby – mówi prof. Waldemar Rogowski ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie.

– Deweloperzy robią tylko to, co każdy podmiot komercyjny powinien robić – maksymalizować ceny. Dlaczego mają kogoś słuchać i budować? – stwierdza.

„Nikt nie myśli o wsparciu deweloperów”

Marcin Krasoń z portalu Otodom.pl również daleki jest od zachwalania nowego programu rządowego. – To nic innego, jak transferowanie pieniędzy z kieszeni wszystkich Polaków do wyróżnionej grupy. Nikt nie myśli o stymulacji podaży, bo z tego nie ma „kiełbasy”. Chociaż program BK2% nie przyniósł nikomu korzyści – nawet rządowi, bo ten musiał oddać władzę – podkreśla ekspert. Według Krasonia, politycy nie chcą wspierać deweloperów, bo „obok bankowców są odbierani najgorzej”.

Zdaniem dra Krzysztofa Olszewskiego z NBP, ceny są również wypadkową niezwykłego rozwoju infrastruktury. – Na to potrzeba betonu i stali. Fabryki mają ograniczone moce przerobowe, tak samo ograniczona jest liczba fachowców. To wszystko ma wpływ na ceny – uważa.

Apel do nowych władz Krakowa

Mariusz Bryksy liczy na nowe rozdanie w Krakowie. Chciałby, aby działania władz miasta nie były populistyczne. – Należy mądrze uchwalać plany miejscowe. Nie myśleć tylko o tym, by wszędzie stawiać jak najwięcej zieleni. W centrum trzeba budować gęsto, a nie dawać wymogi 50 proc. powierzchni biologicznie czynnej i zakaz garaży podziemnych. Pytanie, czy władze będą mieć na tyle odwagi, by takiemu taniemu populizmowi nie ulegać? Ja na to liczę – podkreślił.

– Ze zdziwieniem słucham kandydatów, którzy licytują się, kto bardziej nie lubi deweloperów – dodał dr Jacek Furga.

– Mamy jako kraj problem systemowy. Miasta są budowane od Sasa do Lasa. Rozbudowujemy miasta na polach ogromnym kosztem, a później ludzie stoją w korkach. Jakby się zastanowili, to woleliby kupić droższe, ale bliżej centrum – uważa Marcin Krasoń.

Zdaniem prof. Rogowskiego, należy zrewitalizować obszary poprzemysłowe. Jak dodaje Kazimierz Kirejczyk, bez pomocy legislacji propodażowej, nie będzie możliwe rozwiązanie obecnych problemów.

Co z popytem?

Z rynku pracy docierają coraz głośniejsze sygnały o redukcji zatrudnienia w międzynarodowych korporacjach. Może się więc okazać, że problem popytu rozwiąże się sam. To nie jest jednak zbyt optymistyczny scenariusz.

– Mimo wszystko, jakimś cudem, nadal inwestuje się w to popularne miejsce. Tu ludzie zawsze będą chcieli mieszkać – mówi Mariusz Bryksy.

– Być może za 10 lat sytuacja się zmieni. Włodarze miast już teraz muszą myśleć i analizować to, jakie są zawody przyszłości. Muszą wiedzieć, kto będzie chciał kupować mieszkania – dodał prof. Rogowski.

 

Dyskusja odbyła się w ramach 9. Konferencji Nowe Wyzwania Rynku Mieszkaniowego, organizowanego przez Stowarzyszenie Budowniczych Domów i Mieszkań, której portal LoveKraków.pl był patronem medialnym.