"Nie jestem perspektywiczny, Cracovia ma dziś inne priorytety" [Rozmowa]

fot. LoveKraków.pl

– Pamiętam, jak Kapustka przychodził na pierwsze treningi. Taki niepozorny chłopaczek. Od razu było jednak widać, że ma w sobie to „coś” – mówi Krzysztof Pilarz, odchodzący z Cracovii bramkarz. W okresie jego gry w Krakowie rozbłysła między innymi gwiazda wspomnianego piłkarza.

Michał Knura, LoveKraków.pl: Nie żal opuszczać zespołu, który będzie na wiosnę walczył o podium, a może nawet o mistrzostwo?

Krzysztof Pilarz: Na pewno żal, bo obok Marcina Budzińskiego byłem w Cracovii piłkarzem z największym stażem. Zostawię w Krakowie ogrom wspomnień i dobrych kolegów. Na pocieszenie mogę sobie powiedzieć, że z Krakowa do Niecieczy jest bardzo blisko.

Na jak długo wiąże się pan z beniaminkiem?

Plan jest taki, by podpisać umowę do końca sezonu, z opcją przedłużenia na dłuższy okres.

Pan chciał odejść z Cracovii czy klub dawał sygnały, że nie wiąże już z panem przyszłości?

W czerwcu kończył mi się kontrakt, a nikt nie podjął ze mną rozmów na temat nowej umowy. Nie ma co ukrywać, że w tym stuknie mi 36 lat. Nie jestem perspektywicznym zawodnikiem, a taki zespół - na lata - buduje teraz Cracovia. Klub ma dziś inne priorytety, jak zatrzymanie Denissa Rakelsa, a nie Krzysztofa Pilarza (śmiech).  Myślę jednak, że wypełniłbym kontrakt z Pasami do końca, ale pojawiła się propozycja z Niecieczy.

Zadzwonił trener Piotr Mandrysz?

Tak. Przemyślałem propozycję i przystałem na nią. Z trenerem Mandryszem znamy się jeszcze z czasów RKS-u Radomsko. On tam kończył grać i zostawał trenerem, a ja wchodziłem w dorosłą piłkę.

Stare czasy.

Oj tak, polska piłka od tego czasu zmieniła się nie do poznania. Nowe stadiony, wszystko poszło do przodu. Ja w Radomsku nie miałem szans na grę, bo rywalizowałem między innymi z Adamem Matyskiem. Z trenerem się jednak znamy i miło mi, że o mnie pamiętał.

Brak gry w ostatnim czasie bardzo panu ciążył?

Pozycja bramkarza jest specyficzna, może występować tylko jeden. Proszę jednak pamiętać, że nie idę do Niecieczy jako pewniak do pierwszego składu, tylko będę musiał je sobie wywalczyć. Przede mną nowe wyzwania i nie zamierzam narzekać, że zmieniam klub.

W Cracovii był pan ważną postacią.

Nie ukrywam, że rola kapitana mi pasowała, cieszyłem się z niej. Opaskę dostałem od trenera Podolińskiego, bo byłem jednym ze starszych zawodników. Zresztą starałem się cementować zespół już wcześniej, kiedy szefem był Sławek Szeliga. Z racji wieku miałem posłuch w szatni.

I jak koledzy pana pożegnali?

Po SMS-ach i telefonach od nich jest mi bardzo miło. Na wielkie pożegnania nie ma oczywiście teraz czasu, bo Cracovia i Nieciecza niedługo zaczynają obozy w Hiszpanii.

Jedni i drudzy pod Alicante.

Dokładnie. Na pewno zajrzę do szatni Cracovii.

Co pan zapamięta z okresu gry w Krakowie?

Tych wspomnień - lepszych i gorszych - jest wiele, trudno wskazać kilka najważniejszych. Na pewno szalony był sezon w I lidze, kiedy awansowaliśmy do ekstraklasy w ostatnim meczu. Wielkie emocje towarzyszyły również derbowym meczom.

W czasie pana gry rozwinął się również Bartosz Kapustka.

Pamiętam, jak przychodził na pierwsze treningi, taki niepozorny chłopaczek. Od razu było jednak widać, że ma w sobie to „coś”. Ja dziś jestem bliżej końca kariery, a on pewnie pojedzie na mistrzostwa Europy do Francji. Życzę mu dużej kariery, bo na nią ciężko pracuje i jest skromnym człowiekiem.

Cracovia bez pana wywalczy puchary?

Myślę, że tak. Sytuacja zespołu ustabilizowała się za trenera Zielińskiego i jest naprawdę bardzo dobrze. Klub rozwija się dwukierunkowo – buduje mocny zespół, ale nie zapomina o młodzieży. Mam tu na myśli plany powstania bazy treningowej w Rącznej.

Czego panu życzyć?

Zdrowia. Jak dalej będzie dopisywało, to jeszcze kilka lat pogram. Stadion i baza w Niecieczy mi się podobają, więc nic tylko grać.