Przyjechali do Krakowa, bo chcą uratować tysiące miejsc pracy

Europejski Kongres Mobilności Pracy fot. materiały organizatora

400 tysięcy miejsc pracy w Polsce i nawet milion w całej Unii Europejskiej. Tyle stanowisk w branży usługowej będzie zagrożonych, jeśli wejdą w życie zapowiadane zmiany dotyczące delegowania pracowników. Sprzeciwiają się im firmy usługowe z tzw. Nowej Unii, które zastanawiają się nad rozwiązaniem problemu w czasie Europejskiego Kongresu Mobilności Pracy, który trwa w Krakowie.

Prawdopodobnie zmiany dotyczące delegowanych pracowników, czyli wykonujących zadania w innym kraju niż siedziba pracodawcy, zostaną ogłoszone w pierwszym kwartale 2017 roku. Nowy kształt dyrektywy zwiększy koszty polskich przedsiębiorstw świadczących usługi np. dla Francji czy Niemiec nawet o 30%.

Zmiany zakładają wyrównanie stawek do tych, które obowiązują w miejscu delegacji, a także wszelkich przepisów wynikających z lokalnego prawa pracy. Doliczając do tego koszty, które ponosi pracodawca w związku z wyjazdem pracownika takie jak np. nocleg czy wyżywienie, może to spowodować ogromne problemy finansowe firm.

– Koszty dodatkowe delegowania, które pracodawcy ponoszą, to około 30%. To oznacza, że jeśli doprowadzimy do sytuacji, w której wyrównamy wynagrodzenia za taką samą pracę w tym samym miejscu, polskie firmy będą niekonkurencyjne, bo one zawsze będą miały dodatkowe koszty, żeby w ogóle wysłać pracownika za granicę – mówi dr Marcin Kiełbasa z Inicjatywy Mobilności Pracy.

Zagrożone są przede wszystkim firmy inżynieryjne, budownicze, ICT, BPO i transportowe. To właśnie te ostatnie budzą największe zastrzeżenia. Kierowcy kursujący po Europie bywają nawet w kliku krajach jednego dnia, więc nie wiadomo jak byłoby naliczane ich wynagrodzenie w poszczególnych państwach.

Nie wiadomo, ile firm z Małopolski mogłoby ucierpieć na skutek zmian. Organizatorzy sprawdzili, że w województwie kujawsko-pomorskim może to być nawet 18 tysięcy firm. Bezpieczne szacunki pozwalają założyć, że w naszym województwie może być to nawet dwa razy więcej.

Nie pomogła tzw. żółta kartka

Zmianom sprzeciwiają się firmy z tzw. Nowej Unii. Oprócz Polski to między innymi Bułgaria, Czechy, Dania, Chorwacja, Węgry czy Słowacja. W tej sprawie uruchomiono nawet procedurę tzw. żółtej kartki. Chociaż przez siedem lat istnienia została ona wykorzystana dopiero po raz trzeci, a po raz pierwszy została całkowicie zignorowana przez Brukselę.

– Robimy wszystko co możemy, parlamenty 11 państw członkowskich sprzeciwiły się temu poprzez procedurę tzw. żółtej kartki. Każdy z nich wydał tzw. uzasadnioną opinię. To powoduje, że Komisja powinna ponownie poddać analizie ten projekt. Niestety głos parlamentów został zignorowany – mówi Agnieszka Wołoszyn, zastępca dyrektora Departamentu Prawa Pracy w MPiPS.

Teraz uczestnicy Europejskiego Kongresu Mobilności przez dwa dni debatują na tym, jak przekonać odpowiedzialną za wprowadzenie zmian komisarz Marianne Thyssen. Jak zwraca uwagę Stefan Schwarz, prezes i współzałożyciel Inicjatywy Mobilności Pracy, do Komisji Europejskiej nie docierają nawet wyniki przeprowadzanych na tę okazję badań – Zignorowała też wyniki badań, w tym swoich własnych, które pokazują, że w tej chwili nasi pracownicy wcale nie są tańsi i nie zabierają lokalnym specjalistom pracy – tłumaczy Schwarz.