Zakupy przez Internet. Epidemia motorem rozwoju

fot. pixabay.com

Rynek zakupów spożywczych online bardzo prężnie się rozwija w dobie epidemii koronawirusa, choć czas oczekiwania na dostawę wynosi co najmniej kilka tygodni.

W Krakowie od wielu lat działa Tesco ze swoją usługą e-zakupów czy Carrefour dowożący zakupy złożone w wirtualnym koszyku. Poza tym zakupy spożywcze przez Internet zrobimy w supermarkecie Piotr i Paweł albo możemy skorzystać z usług Szopi.pl, które ponadto zrobi nam zakupy w Biedronce, Lidlu czy Auchanie.

Choć sektor e-zakupów to nadal niszowy rynek – zaledwie 1–2 proc. sprzedaży produktów spożywczych w ogóle – to obecnie czas oczekiwania na dostawę wynosi kilka tygodni. Na stronach usługodawców możemy zarezerwować zamówienie nawet trzy tygodnie do przodu, ale mimo to terminy są już niedostępne.

Nowe terminy dostaw są w miarę możliwości dodawane, więc czasami można trafić na „wolne okienko”. – Pracujemy nad dostosowaniem się do nowej rzeczywistości. Przepraszamy za brak dogodnych terminów. Sytuacja jest bardzo dynamiczna i przerosła nas nieco – tłumaczy Carrefour.

Tesco podkreśla, że to nie problem wynikający tylko ze zwiększonej liczby zamówień, ale również z zastosowania procedur przeciwwirusowych. Sklep informuje, że ograniczono liczbę sztuk niektórych produktów, jakie pojedynczy klient może zamówić. Do tego wprowadzono wyłączność uiszczania płatności online, zrezygnowano ze zwrotów tzw. zamienników bezpośrednio u dostawcy czy zastosowano specjalne procedury dla osób objętych kwarantanną.

Więcej dostaw bez potrzeby poszerzania floty

Fundusz INNOventure, spółka córka Krakowskiego Parku Technologicznego, inwestuje m.in. w start-up Open Routing, który zajmuje się optymalizacją dostaw na rynku e-zakupów. – Jesteśmy w stanie podnieść wydajność floty u danego dostawcy o 15–20 proc. przez to, że sprawdzamy dostępność terminu w momencie składania zamówienia przez klienta dla jego bardzo konkretnego adresu dostawy – mówi Witold Ferenc, założyciel Open Routing oraz Frisco.pl.

Były prezes Frisco wyjaśnia, że wyróżniamy dwa typy klientów, których trzeba selekcjonować, inaczej struktura zamówień byłaby kompletnie przypadkowa i niewydajna. Pierwszy typ to klienci okazjonalni, kupujący rzadko, bądź korzystający z samych promocji, druga grupa natomiast to stali klienci z dużymi koszykami. – Zupełnie racjonalnym posunięciem ze strony sklepu jest nagradzanie tej drugiej grupy klientów i oferowanie im więcej możliwości np. terminów dostaw – dodaje.

– W momencie składania zamówienia, na podstawie automatycznej segmentacji i reguł, które ustala sklep, nasz silnik umożliwia filtrowanie tych klientów w czasie rzeczywistym. Lepiej obrazuje to analogia klubu nocnego, przy którym stoją panowie na bramkach i selekcjonują – my jesteśmy właśnie takim selekcjonerem.

Epidemia motorem rozwoju

Według Ferenca e-zakupy to zaledwie 1–2 proc. udziału w rynku zakupów spożywczych w ogóle, choć prognozuje, że wkrótce wzrośnie to do nawet 10 proc. – Gdy już się wszystko uspokoi, zniknie panika i pandemia, to ludzie zaczną kupować normalnie w sklepach, ale mimo to rynek e-zakupów i tak pozostanie na poziomie 2–3 proc. udziału w rynku.

W każdej branży w końcu następuje przełomowy moment, wyjaśnia prezes Open Routing. – W telefonach takim momentem był iPhone, na rynku samochodowym takim momentem jest Tesla, a dla rynku e-zakupów aktualnie jest ta epidemia. Ludzie zobaczyli, że to jest bezpieczniejsze i wygodniejsze – „po co ja do tych sklepów brudnych tyle lat jeździłem?” – pytają klienci.