Piotr Obidziński ma uprawnienia kapitańskie i tysiące godzin spędzonych na morzu. Od stycznia ratuje przed sztormami Wisłę Kraków. 3 lipca został wiceprezesem zarządu pełniącym obowiązki prezesa. Sytuacja klubu wciąż jest trudna.
Michał Knura, LoveKraków.pl: Były prokurent, nowy wiceprezes zarządu pełniący obowiązki prezesa. Trochę to skomplikowane.
Piotr Obidziński: Formalnie trochę się zmienia, ale realnie niewiele. Przedłużyłem po prostu z Wisłą kontrakt pod kątem prowadzenia bieżących spraw spółki i dalszej restrukturyzacji.
Na jakich warunkach?
Mam na uwadze trudną sytuację finansową, dlatego znaczna część mojego wynagrodzenia jest odroczona na przyszłość i zależna od sukcesów. Teraz mam za bardzo nie obciążać klubu i mieć środki na utrzymanie rodziny i życie w Krakowie. Dostaję 25 procent mojej ostatniej pensji, którą otrzymywałem, pracując w innym miejscu, przed Wisłą.
Wahał się pan?
Nikt nie musiał mnie przekonywać. Mamy wspaniały zespół w radzie nadzorczej, coraz bardziej profesjonalnie działających pracowników klubu i życzliwe otoczenie. Niech pan sobie wyobrazi, że właśnie udało mi się odroczyć spłatę kilkuset tysięcy złotych dla jednego wierzyciela; i to do czasu pojawienia się zysków z nowej polityki transferowej, która weszła w życie.
Będą jeszcze wzmocnienia? Kibice trochę się niecierpliwią.
Rynek transferowy jest bardzo podobny do turystyki – wygrywa first minute i last minute. Pozyskaliśmy szybko trzech zawodników, reszta dojdzie później, bo „trzymamy ciśnienie”. Między first i last minute płaci się najwięcej, a my czekamy na dobry moment. A rynek chce się zaangażować we wspólne przedsięwzięcie inwestycyjne, rozwój działu sportowego i nową, przejrzystą politykę transferową.
Jakich zawodników szukacie?
Obronę mamy skompletowaną, jest kilku zawodników na różne pozycje, trener ma wybór. Rozglądamy się za piłkarzami od pomocy w górę – ósemką i dziesiątką, skrzydłowymi.
Ważnych umów nie mają Paweł Brożek i Jakub Błaszczykowski. Z czego to wynika? Pytam przede wszystkim o Kubę.
Czekamy na dopracowanie szczegółów. Chcemy, aby Kuba przedstawił swoją wizję.
Czyli jeszcze tego nie zrobił?
Widzimy bilbordy, a to jest jakaś deklaracja z jego strony. To, na co wszyscy kibice czekają, wydarzy się. Potrzebujemy na to jeszcze chwili.
Ma zarabiać więcej, czy znowu symboliczne 500 złotych?
Zajmuję się kontraktami piłkarzy, ale w tym konkretnym przypadku jestem trochę z boku. Ten temat koordynuje rada nadzorcza, ja mogę wykorzystać siły na inne sprawy, w tym rozmowy z rynkiem.
Dwa inne nazwiska: Mateusz Lis i Rafał Pietrzak.
W przypadku obu piłkarzy sprawa jest otwarta i może się zakończyć różnie. Trwają rozmowy z klubami, które zainteresowały się naszym bramkarzem. Rafał jest bez kontraktu, lecz wciąż rozmawiamy na temat jego przyszłości. Sprawa nieco się przeciąga, ale – nawet jeśli odejdzie, aby spróbować swoich sił za granicą – to obronę mamy zabezpieczoną.
Inwestorzy wciąż podchodzą do klubu z dystansem?
Są sceptyczni, bo długi są duże, sytuacja z miastem nie jest łatwa i nie do końca jasna, tak jak z niektórymi innymi wierzycielami. Ci inwestorzy, którzy wykazują zainteresowanie, nie gwarantują przetrwania Wisły. Nie są w stanie pokazać, że zrobią coś lepiej od trójki obecnych właścicieli.
Wciąż rozmawiacie z miastem?
Niedawno podpisaliśmy umowę na dzierżawę stadionu na starych warunkach. Jednak cały czas stoję na stanowisku, że ceny powinny być zależne od frekwencji. Wtedy wszystkim będzie zależało na pełnym i zadbanym obiekcie.
W środę radni będą głosować nad uchwałą do prezydenta między innymi w sprawie waszych zaległości i propozycji ich rozłożenia na raty. Na lipcową transzę z ekstraklasy zabezpieczoną cesją chyba nie macie co liczyć? Nie zdążycie się porozumieć.
Zyskaliśmy kilka miesięcy na dojście do porozumienia. Według nowych ustaleń pieniądze do klubów mają wpłynąć nie w lipcu, a w październiku. Jeszcze raz chciałem podkreślić, że propozycje – reklamowa i obligacyjna – są bardzo korzystne dla miasta i jego budżetu. Dla nas również, bo musimy robić wszystko by – nomenklatury żeglarskiej – jacht „Wisła Kraków” nie był zalewany z góry przez wierzytelności.
W którą stronę płynie i czy wciąż przecieka?
Nie przecieka. Nie ma dziur, ale wciąż jest zalany wodą. Pokład unosi się równo z powierzchnią wody. Spłaciliśmy kilka milionów długów dzięki temu, że włączyliśmy odpowiednie pompy – sprzedajemy karnety i skyboxy, oszczędzamy i zarabiamy – ale te pompy mają swoją wydajność. Nie możemy dopuścić, by przyszedł sztorm i zalało nas z góry. Tym motywujemy nasze działania, by jak najwięcej zobowiązań rozłożyć na raty, nawet z odsetkami. Przy dzisiejszych zyskach wystarczy nam 8 lat.
Dziennikarze zamiast „prezes” często zamiennie używają słowa „sternik”. Do pana to określenie pasuje idealnie, bo w wolnym czasie zajmuje się żeglarstwem.
Może być sternik. Nomenklatura żeglarska jest mi bliska. I na pewno nie jestem włodarzem, bo to bardzo urzędnicze i „sztywne” określenie, a my tu jesteśmy „agile”.
Przed Panem kolejne wyzwania, nie tylko związane z Wisłą.
W czerwcu – wraz z załogą, którą współtworzę – byliśmy najlepsi w Żeglarskim Pucharze Trójmiasta, w lipcu wygraliśmy Nord Cup – to w Polsce. W sierpniu będziemy walczyć w mistrzostwach Europy w szwedzkim Oxelosund. Liczę, że znajdę trzy dni, żeby tam polecieć i wystartować.
Razem z przyjaciółmi płyniemy czterdziestostopowym, karbonowym jachtem Scamp 27. W Polsce, w tej klasie, nie ma obecnie szybszego. Mamy półprofesjonalny zespół – pasjonatów, jak ja, i ludzi, którzy żyją z żeglarstwa. Chcemy się pokazać w Europie z dobrej strony.
Praca na pokładzie uczy dyscypliny i odpowiedzialności za innych. Jakie ma pan zadania?
Mimo że mam uprawnienia kapitańskie i kilka tysięcy godzin na morzu na wszystkich kontynentach, to na Scampie jestem „tylko” masztowym. Dzięki dużym zasięgom ramion i sile mogę sprawnie stawiać przednie żagle – latawce. Każdy musi robić to, w czym jest najlepszy.