„Coś ty zrobił!”. Lenczyk ostrzegał Surmę [Rozmowa]

Łukasz Surma jako trener pracował m.in. w Garbarni fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Teraz trochę go rozumiem... Trener musi mieć skórę twardszą niż piłkarz – mówi Łukasz Surma, który pod koniec marca przestał prowadzić Stal Stalowa Wola, walczącą z Wieczystą Kraków o awans do III ligi.

To druga część rozmowy z byłym szkoleniowcem m.in. Soły Oświęcim i Garbarni Kraków. W pierwszej rekordzista ekstraklasy analizował mecz Ruchu Chorzów z Wisłą Kraków. Teraz skupiamy się na jego ostatniej pracy w Stalowej Woli i wnioskach z pierwszych lat kariery trenerskiej.

Michał Knura, LoveKraków.pl: 21 marca odszedł pan ze Stali, która traciła do Wieczystej tylko punkt. Jak pan to przyjął?

Łukasz Surma: Obecnie w tym klubie nie wchodzi w grę inne miejsce niż pierwsze. Było to dla mnie nowe doświadczenie, bo musiałem zwyciężać w każdym meczu. Piłkarze i trenerzy wiedzą, że nie zawsze jest to możliwe, czasem potrzeba czasu. Musiałem wygrywać i wygrywałem, ale widocznie za mało.

W tym samym czasie pana los podzielił Dariusz Marzec z Wieczystej. W obu klubach jest mocne parcie na awans.

Po tym doświadczeniu będę bardziej odporny na różne rzeczy. Cieszę się, że byłem poddany takiej presji, bo to inna praca niż z drużyną środka tabeli. Zimą przeprowadziliśmy pięć transferów i liczyłem, że drużyna może się rozkręcać. Niektórzy piłkarze nie byli przyzwyczajeni do kibiców tłumnie przychodzących na mecze III ligi i oczekiwań. Brałem pod uwagę, że dla nowych początek może być trudny, ale to jeden z tych klubów, w których nie ma czasu na budowanie.

To czasem zniechęca do tego zawodu?

Cały czas ciągnie mnie do piłki, choć Orest Lenczyk kiedyś powiedział mi: „coś ty zrobił idąc w trenerkę!”. Teraz trochę go rozumiem... Trener musi mieć skórę twardszą niż piłkarz. Grając, przeżywałem porażki, ale od wtorku/środy myślało się już o następnym meczu. Trening fizyczny powodował spadek stresu. Trener po przegranej nie ma racji przez cały tydzień. Wszyscy są od niego mądrzejsi: kibice, dziennikarze, zarząd. Wiedzą, jakie trzeba było podjąć decyzje, co zrobić, ale wszystko już po meczu.

Bill Shankly mówił: „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz”.

Trener jest w tym trochę samotny, musi wygrać następne spotkanie, a wtedy ponownie otwierają się przed nim wszystkie drzwi. Nieraz musiałem się ugryźć w język, gdy słyszałem, co niektórzy do mnie mówią. Byłem jednak twarzą wyniku i musiałem siedzieć cicho. To trudne, trzeba się tego uczyć. U piłkarza są inne emocje.

Jak pan wykorzystuje wolny czas? Między pracą w Garbarni Kraków a Piaście Żmigród nauczył się pan gotować dobre obiady!

Synowie grają w piłkę i są w wieku przejściowym. Będę miał dla nich więcej czasu.

News will be here