Czerwony dywan dla dewelopera [Komentarz]

Budowa fot. Archiwum

„Miasto nie musi robić wszystkiego, by przyciągać inwestorów budujących wątpliwej jakości mieszkaniówkę” – piszą w sprawie planowania przestrzennego w Krakowie Jakub Kucharczuk i Karol Wałachowski z Klubu Jagiellońskiego. Poniżej pełna treść komentarza.

Od wielu lat polskie miasta borykają się z chaotycznym planowaniem przestrzennym, które psuje kolejne dzielnice i uniemożliwia zrównoważony rozwój. Gęsta i niefunkcjonalna zabudowa, słaby dostęp do zieleni i transportu publicznego, czy wreszcie brak infrastruktury publicznej – wszystko to powoduje, że już niedługo przyjdzie nam zapłacić za brak rozsądku deweloperów i urzędników. O ile brak skrupułów i maksymalizacja zysków u prywatnych inwestorów nie może dziwić, to już nieudolność miejskich urzędników jak i słabość prawa uchwalanego w sejmie powinniśmy ganić.

Szczególny przypadek

Szczególnym przypadkiem chaosu przestrzennego w Polsce jest Kraków. To właśnie w drugim największym mieście w Polsce, które w XXI wieku zaliczyło olbrzymi skok rozwojowy, polityka przestrzenna budzi ogromne kontrowersje. Trudno się temu dziwić – niejasne powiązania urzędników z deweloperami, cyniczna narracja prezydenta Majchrowskiego oraz kolejne dysfunkcjonalne osiedla – wszystko to powoduje, że mieszkańcy Krakowa czują się niechcianym produktem ubocznym rozwoju miasta.

Co na to wszystko prezydent i najważniejsi urzędnicy? Narracja od wielu lat jest taka sama: złe przepisy wiążące ręce decydentom, krótkowzroczność mieszkańców, którzy nie chcą, aby miasto się rozwijało oraz niczym nieuzasadniona wrogość do deweloperów, którym przecież tak samo jak prezydentowi zależy na rozwoju miasta. Ciężko się dziwić, że w Krakowie powstają kolejne osiedla, tak samo chaotyczne zaplanowane i bez dostępu do podstawowych usług, które potęgują lokalne problemy z transportem (są miesiące tj. październik, kiedy miasto staje się transportowo niewydolne) czy drastycznie pogarszają komfort życia mieszkańców (zarówno nowych jak i tych mieszkających w okolicach nowego osiedla wcześniej). Zagrodzone przejścia, brak miejsc parkingowych, brak miejsc w przychodniach czy przedszkolach – wszystko to codzienność mieszkańców Krakowa, którzy mieszkają na intensywnie zabudowanych w ostatnich latach osiedlach.

Sprytne wymówki

Żeby zrozumieć bezsilność mieszkańców Krakowa oraz stopień bezczelności urzędników i deweloperów trzeba prześledzić wiele przypadków zabudowy Krakowa z ostatnich kilkunastu lat. Ruczaj, Czyżyny, Wrocławska – to tylko najbardziej ekstremalne przypadki pokazujące skalę problemów, które dotkną mieszkańców miasta w najbliższych latach. Skomplikowanie sprawy powodowało, że przez wiele lat prezydent Majchrowski, które cechuje się niezwykłą mądrością polityczną, zręcznie zbywał problem zrzucając winę czy to na wadliwe prawodawstwo czy też na polityków na szczeblu centralnym, którzy z klucza partyjnego dyskryminowali interesy mieszkańców Krakowa. Są to oczywiście sprytne i po części prawdziwe wymówki – nie mają one jednak wiele wspólnego z problemem chaosu przestrzennego, za który w Krakowie winę ponoszą przede wszystkim lokalni decydenci.

Chaos przestrzenny stał się w ostatnich miesiącach w Krakowie ważniejszym medialnie tematem niż smog, a urzędnicy zaczynają dostrzegać, że nie zamiotą problemu pod dywan. Co ciekawe, mechanizm w obydwu przypadkach był podobny. Wiele lat żmudnej pracy lokalnych aktywistów zwracających uwagi na nawarstwiające się patologie oraz negatywne konsekwencje przyniosło skutek – temat został zauważony przez najważniejsze lokalne media, a także polityków opozycji, którzy niewątpliwe będą chcieli przed nadchodzącymi wyborami na tym temacie jak najwięcej ugrać. Wzmożone zainteresowanie szybko przyniosło skutek – na łamach Onetu lokalni dziennikarze opublikowali kompleksową analizę krakowskiego chaosu przestrzennego wykazując szereg zaniedbań urzędniczych oraz bezkarność deweloperów budujących urągające wszelkim standardom planistycznym osiedla.

Działanie na granicy prawa, angażowanie przedstawicieli Rady i Urzędu Miasta, czy wreszcie wydawanie Warunków Zabudowy (wuzetka) na kilka dni przed terminem uchwalenia Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego (MPZP), który uniemożliwiłby inwestycję - to tylko niektóre zagrania z repertuaru deweloperów i urzędników opisane we wspomnianym artykule. Finalnie inwestorzy tego typu działania, na granicy lub przekraczające przepisy prawa, wliczają w koszty inwestycji. W rozwijającym się Krakowie inwestycje interesują ich w końcu tylko do momentu sprzedaży mieszkań. Z powstałymi problemami zmagać muszą się zwykli mieszkańcy.

Kto ważniejszy?

Prezydent Majchrowski na ostatnie wydarzenia zareagował dokładnie tak jak można się było spodziewać - w wywiadzie oświadczył, że nie rozumie zarzutów mieszkańców, a on sam często wręcz spotyka się ze skargami deweloperów, którzy deklarują mu, że są w Krakowie szykanowani. Ciężko więc spodziewać się jakiejkolwiek refleksji. Tym bardziej, że wiceprezydent Elżbieta Koterba odpowiedzialna za rozwój miasta (!) nadal realizuje swoją przedwyborczą obietnicę, czyli skrócenie czasu wydawania Warunków Zabudowy (Wuzetek), które to w Krakowie są symbolem chaosu. Niestety nie idzie to w parze z uchwalaniem MPZP, które mogłyby pomóc w nierównej walce z chaosem (aczkolwiek były już w Krakowie przypadki, kiedy to urzędnicy na życzenie dewelopera chcieli zmieniać żmudnie wypracowane plany zagospodarowania).

Oczywiście obietnice Pani prezydent o przyspieszeniu wydawania decyzji o zabudowie mogłyby być godne pochwały – każdy przecież chciałby, żeby urzędnicy pracowali sprawniej. Niestety, wiele decyzji wydawanych jest co najmniej w kontrowersyjnych okolicznościach, a często po czasie są kwestionowane przez tych samych urzędników, którzy je wydali. W takiej sytuacji obietnice o przyspieszeniu procesu, który źle funkcjonuje świadczą jedynie o tym kto jest dla urzędników ważniejszy – deweloperzy oczekujący na decyzję czy Krakowianie mieszkający w pobliżu danej inwestycji.

Brakuje dalekowzrocznego planowania

Planowanie przestrzenne jest dla każdego miasta kluczową polityką. Wpływa ona na wszystkie systemy funkcjonowania miasta: komunikację, edukację, ochronę zdrowia, jakość życia, etc. Przestrzeń należy projektować na bardzo długi okres. Układy urbanistyczne w krajach demokratycznych są niezwykle ciężkie do zmiany, a skutki decyzji przeznaczenia każdego skrawka gruntów będą odczuwane przez następne pokolenia. Efekty skutecznego planowania naszych przodków obserwujemy na co dzień. Dzięki decyzji podjętej w XIX wieku o stworzeniu krakowskich Plant przez Feliksa Radwańskiego i Floriana Straszewskiego wszyscy mieszkańcy mogą cieszyć się miejscem wypoczynku.

Niestety w działaniach krakowskich urzędników z ostatnich lat próżno szukać dalekowzrocznego planowania. Mimo, że niewątpliwe prezydent Majchrowski zrobił dla Krakowa wiele i pomógł miastu wskoczyć na wyższy poziom rozwoju to jego urbanistyczne dziedzictwo miasta z czasów jego “panowania” wygląda nędznie i przez wiele lat będzie negatywnie oddziaływać na funkcjonowanie całego miasta.

Czerwony dywan dla deweloperów

Kompletnie niezrozumiała jest miejska polityka rozkładania czerwonego dywanów przed deweloperami. Kraków jest jednym z niewielu polskich miast z dużym potencjałem do rozwoju i ciągle zwiększającą się liczbą mieszkańców. Miasto nie musi robić wszystkiego, by przyciągać inwestorów budujących wątpliwej jakości mieszkaniówkę. W obecnej sytuacji to deweloperzy mają dużo więcej interesów w tym, by budować w Krakowie i korzystać z jego potencjału. Najważniejszym celem Magistratu powinno więc być jak najstaranniejsze planowanie rozwoju miasta, by struktura urbanistyczna nie była blokadą w rozwoju w następnych dekadach. Mimo, że wielu problemów już nie zdążymy naprawić, wciąż mamy czas aby przekonać urzędników, że interes mieszkańców powinien być dla nich ważniejszy niż interes deweloperów. Musimy jednak zacząć interesować się własnym miastem!

 

Jakub Kucharczuk – student, społecznik, cyklista, Klub Jagielloński

 

Karol Wałachowski – ekonomista, krakus z wyboru, Klub Jagielloński