Uderzenie w krakowskich kupców. „To nie załatwi problemu”

fot. Krzysztof Kalinowski

Urząd miasta zaproponował zwiększenie liczby koncesji na sprzedaż lżejszych alkoholi, kosztem tych mocniejszych. Zdaniem krakowskich przedsiębiorców jest to złe rozwiązanie, które uderzy w ich biznes i może się zakończyć bankructwem.

W Krakowie obowiązuje limit 4,5 tys. punktów sprzedających alkohol w detalu. Z zależności od zawartości alkoholu, pozwolenia dzielą się na trzy kategorie – A, B i C i do każdej z nich przyporządkowane jest po 1,5 tys. pozwoleń. Wkrótce w mieście zacznie brakować koncesji na sprzedaż alkoholi powyżej 4,5 proc. do 18 proc. Podobna sytuacja jest z pozwoleniami nas sprzedaż trunków na miejscu (bary, puby, restauracje), tyle że limity wyczerpują się na kategorie A (głownie piwo).

Urząd miasta zaproponował, by nie zmieniać globalnej liczby pozwoleń, tylko zwiększyć te – nazwijmy je – na wino, kosztem tych na wódkę czy whisky. Krakowscy przedsiębiorcy uważają, że to chybiony pomysł.

Pandemia namieszała

Liczba koncesji została ustalona sześć lat temu. I – jak przekonują przedsiębiorcy, z którymi rozmawialiśmy – nie byłoby problemu, gdyby nie pandemia. – Byłyby jeszcze ze trzy lata spokoju, ale w czasie pandemii restauracje, żeby przetrwać, zaczęły w detalu handlować swoimi winami. To zadziałało i nadal je sprzedają. Restauratorzy wybrali więc pozwolenia na sprzedaż detaliczną i stąd braki – tłumaczy nam jeden z właścicieli sklepów, który woli pozostać anonimowy.

Biznesmen uważa, że rozwiązaniem nie jest żonglowanie liczbami w ramach dostępnej puli, tylko zwiększenie limitów o 100 lub 200 dla całego Krakowa. – W innym przypadku wyczerpie się liczba na mocniejsze alkohole, a 100 więcej na wina nie uratuje sytuacji. To się bardzo szybko rozejdzie. Po co burzyć tak wielki projekt, który wypracowaliśmy lata temu – przekonuje.

Przedsiębiorca przypomina, że mieszkańców przybywa, rosną nowe osiedla, a w nich sklepy, powstają nowe stacje benzynowe. – A co będzie z nami, starymi kupcami? Jak mam dalej prowadzić sklep – przerzucić się na sprzedaż gruszek? Ta propozycja bije w nas – w krakowskich kupców – podkreśla.

Zadanie miasta

Anna Latocha z biura prasowego urzędu miasta tłumaczy, że zaproponowane rozwiązanie wyszło od Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych w Krakowie. – Prezydent przychylił się do tej propozycji, ponieważ taka korekta maksymalnej liczby zezwoleń nie spowoduje zwiększenia ogólnej sumy możliwych do wydania zezwoleń (4500), a pozwala na to obecny stan wykorzystania limitu – mówi Latocha.

Urzędnicy uważają, że dzięki takiej zmianie, może zmienić się struktura spożywania alkoholu. I powołując się na ustawę o wychowaniu w trzeźwości, przypominają, że  „organy administracji rządowej i jednostek samorządu terytorialnego są obowiązane do podejmowania działań zmierzających do ograniczania spożycia napojów alkoholowych oraz zmiany struktury ich spożywania, inicjowania i wspierania przedsięwzięć mających na celu zmianę obyczajów w zakresie sposobu spożywania tych napojów”.

– Celem kształtowania struktury spożycia jest takie ustalanie maksymalnej liczby zezwoleń, aby w strukturze konsumpcji alkoholu przeważały napoje o niższej zawartości alkoholu, np. piwo, wino, w stosunku do napojów spirytusowych – stwierdza Anna Latocha.

Z raportu „Zwrot w modelach konsumpcji, 2. edycja raportu Alkohol w Polsce”, który powstał na zlecenie Pracodawców RP, wynika, że co prawda ilość wypijanego alkoholu zmniejszyła się, ale jednocześnie zmieniła się struktura jego spożycia w Polsce. Z opracowania wynika, że udział napojów spirytusowych jest najwyższy od 30 lat (39,2 proc.), udział wina to 8,3 proc., a piwa 52,5 proc. (najmniejszy od 20 lat).

– Owszem, nawyki czy zachowania zakupowe w kontekście alkoholu zmieniają się i poprawiają u Polaków. To bardzo dobrze, ale to nie może oznaczać, że w mieście nie będzie można kupić za chwilę w sklepie dobrej whisky czy wódki. Nie udawajmy, że jesteśmy kimś innym, niż jesteśmy. Jestem przekonany, że ci sami urzędnicy czy politycy, którzy chcą ograniczać miejsca ze sprzedażą alkoholu, równie chętnie piją drinka czy kieliszek wina w domu albo u znajomych. To już nie są czasy patologii, zresztą przecież te miały być wykluczone dzięki nocnej prohibicji. Lokalna przedsiębiorczość potrzebuje impulsów rozwojowych, a nie ograniczania – komentuje Janusz Kowalski, prezes Małopolskiej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości.

„Chcemy się zająć biznesem”

– Miasto się rozrasta – mamy ponad 800 tys. mieszkańców, 150 tys. studentów i 100 tys. Ukraińców. Powstają nowe mieszkania i powierzchnie pod sklepy. Nie może być tak, że całe życie zastanawiamy się, czy będziemy mieć koncesję, czy nie. Powinno się zwiększyć liczbę pozwoleń tam, gdzie brakuje, a nie zabierać czy ograniczać. Jako kongregacja kupiecka jesteśmy przeciwni temu pomysłowi i będziemy walczyć o zwiększenie liczby koncesji – mówi Wiesław Jopek, prezes Krakowskiego Kongregacji Kupieckiej.

Prezes Jopek twierdzi, że miasto zna stanowisko KKK i obecnie trwają rozmowy z radnymi miejskimi, aby nie poparli projektu prezydenckiego, tylko postanowili o zwiększeniu liczby pozwoleń. – Chcemy się zajmować biznesem, a nie ciągłym boksowaniem się z urzędem miasta – podkreśla Wiesław Jopek.

– Zwiększenie ogólnej sumy możliwych do wydania zezwoleń z 4500 na 5500 mogłoby nie uzyskać poparcia w Radzie Miasta Krakowa, chociażby ze względu na pojawiające się czasem głosy, że w Krakowie jest za dużo punktów sprzedaży w przeliczeniu na liczbę mieszkańców. Oczywiście radni miejscy mogą zaproponować inne rozwiązanie w formie poprawek do projektu uchwały – stwierdza Anna Latocha z krakowskiego magistratu.

– Utrudnianie działalności sklepom czy restauracjom poprzez dalsze ograniczania możliwości handlu to głupota. Nie stać Krakowa na nią. Sklepów będzie przybywać, a krakowianie będą chcieli w nich kupić czasami chleb i wędlinę, a czasami piwo, whisky czy wino – stwierdza Janusz Kowalski.