News LoveKraków.pl

Krakowski sąd nie wyda wyroku przeciwko byłej prezes Wisły Kraków

Oskarżeni fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Proces byłego zarządu Wisły Kraków nie zakończy się w krakowskim sądzie. Oficjalnie, wszystko przez zawód głównej oskarżonej Marzeny S.-C.

Między początkiem śledztwa a pierwszą rozprawą byłego zarządu piłkarskiej spółki minęło ponad sześć lat. Wydawać się mogło, że teraz – pomimo skomplikowanej natury sprawy – będzie ona zmierzała do zakończenia i rozliczenia oskarżonych. Nic bardziej mylnego. Okazuje się, że krakowski sąd nie wyda wyroku.

– Sąd Okręgowy w Krakowie ze względu na dobro wymiaru sprawiedliwości – w związku z tym, że jedna z oskarżonych wykonuje zawód radcy prawnego w okręgu krakowskim – zwrócił się do Sądu Najwyższego o rozważenie możliwości przekazania przedmiotowej sprawy do rozpoznania innemu sądowi równorzędnemu – poinformował sędzia Maciej Czajka, rzecznik prasowy SO w Krakowie.

Wniosek został wysłany w połowie kwietnia tego roku. Dziś Sąd Najwyższy poinformował nas, że 26 czerwca postanowiono o przeniesieniu postępowania do Sądu Okręgowego w Katowicach.

Wiceprezes częściowo przyznał się do winy

Na ławie oskarżonych w jednej z najgłośniejszych spraw w historii krakowskiego sportu zasiada były zarząd Wisły, członkowie rady nadzorczej i inne osoby decyzyjne, a także (najprawdopodobniej już była) żona jednego z liderów gangu. Są to była prezes Marzena S.-C., wiceprezesi: Damian D. i Robert Sz., Daniel G., a także Manuel J. i Anna M. Jeden z oskarżonych zmarł we wrześniu 2024 roku.

Prokuratura zarzuca im działanie w ramach zorganizowanej grupy przestępczej, która miała wyprowadzać pieniądze z klubu, podpisywać fikcyjne umowy i narażać Wisłę na gigantyczne straty finansowe. Według śledczych straty klubu sięgają ponad 9 milionów złotych, a dodatkowo ponad 800 tysięcy złotych miało trafić bezpośrednio do członków gangu powiązanego ze środowiskiem pseudokibiców.

Prokuratura ustaliła, że podpisywali niekorzystne umowy sponsoringowe i marketingowe oraz z firmami powiązanymi z kibicowską grupą Sharks, której członkowie mieli później przeznaczać pieniądze między innymi na działalność przestępczą. Śledczy zwracają również uwagę, że były zarząd przez długi czas nie zgłaszał upadłości Wisły, choć klub był niewypłacalny, a zaległości wobec zawodników i kontrahentów rosły (szkody mają sięgać 28 mln złotych). Oskarżonym grożą kary nawet do 15 lat więzienia.

W zeszłym roku informowaliśmy jako pierwsi, że Damian D. przyznał się częściowo do zarzutów – chodzi m.in. o uczestnictwo w grupie przestępczej i przestępstwach gospodarczych, polegających m.in. na dokonaniu szkody finansowej wielkich rozmiarów spółce. Natomiast nie przyznaje się do zarzutu przemytu 20 kilogramów marihuany z Czech do Polski.

W sądzie byliśmy świadkami odczytywania wyjaśnień Marzeny S.C. Była prezes tłumaczyła, że znała jedynie osoby formalnie związane z klubem lub Towarzystwem Sportowym Wisła, a z liderami Sharksów miała ograniczony kontakt. Przyznała, że w 2014 roku była pełnomocniczką „Miśka” w sprawie cywilnej, ale ich relacje były sporadyczne. Opisała, że została członkiem zarządu TSW na prośbę znajomych, którzy uznali jej kompetencje prawnicze za przydatne. Szczegółowo relacjonowała kulisy sprzedaży klubu Jakubowi Meresińskiemu i odzyskania Wisły przez TSW po interwencji Tele-Foniki. Podkreślała, że funkcję prezesa objęła z inicjatywy Roberta Sz., a pierwsze decyzje w klubie dotyczyły ratowania finansów i spłacania zajęć komorniczych.

Więcej o początku procesu można przeczytać tutaj: