Jan T., zasłużony dla gminy Wieruszów, emeryturę spędza w sądzie

fot. Krzysztof Kalinowski

Były urzędnik zamiast cieszyć się emeryturą lub honorową funkcją w którejś ze spółek miejskich, wciąż musi się bronić przed zarzutami sprzed lat. Ale do sądu ostatnio nie przychodzi z uwagi na stan zdrowia.

Jan T. urodził się 1 listopada 1955 roku. 19 lat później ukończył Technikum Leśne w małej miejscowości koło Tarnowskich Gór. Przed podjęciem studiów na krakowskiej Akademii Rolniczej, przez rok pracował jako leśniczy w Nadleśnictwie Wieluń. W 1980 roku pełnił funkcję asystenta na wydziale leśnym. Trzy lata później objął stanowisko głównego specjalisty w przedsiębiorstwie „Budostal” jako kierownik kontraktów w Budapeszcie.

Wszyscy święci i ZCK

W aktach Instytutu Pamięci Narodowej można znaleźć, że między 1987 a 1988 rokiem był pod obserwacją służb bezpieczeństwa „w związku z podejrzeniem o możliwość podjęcia działalności wymierzonej w interesy PRL”.

Gdy twór komunistów upadał, Jan T. był zastępcą dyrektora w Miejskim Przedsiębiorstwie Usług Komunalnych. Następnie zajął się prywatnym biznesem, by w 1995 roku zasiąść na fotelu dyrektora Zarządu Cmentarzy Komunalnych. – Jestem stworzony do tej roboty. Urodziłem się 1 listopada – miał powiedzieć po nominacji. Te słowa przypomniała w 2015 roku Gazeta Wyborcza.

18 czerwca 1999 roku rada miejska gminy Wieruszowa zadecydowała o wpisaniu swojego rodaka do tamtejszej księgi zasłużonych.

Do Zarządu Dróg i Komunikacji wchodził dwa razy. Pierwszy raz w 2003 i odszedł po 40 dniach. W 2004 roku został na dłużej, bo do 2006 roku.

Ostatni akord związany z pełnieniem funkcji publicznej w krakowskiej administracji rozbrzmiał w wakacje 2015 roku. Prezydent Jacek Majchrowski uznał, że Jan T. będzie idealny do przeprowadzenia przygotowań do zbliżających się Światowych Dni Młodzieży. Jednak po kilku dniach, w związku z niezadowoleniem krakowian (już wtedy było wiadomo o licznych zarzutach przeciwko dyrektorowi), prezydent odwołał go ze stanowiska. Choć nie była to typowa dymisja.

– Widziałem zagrożenie, że nie wykonam zadań, jakich się podjąłem w takiej atmosferze. Kiedy będę musiał tyle czasu poświęcać tyle czasu tłumaczyć się z tego co robię, będzie to zawsze wzbudzało emocje wśród krakowian – powiedział Jan T. w Radiu Kraków.

Od przekroczeń uprawnień po siłowe odpinanie stanika

Przed krakowskimi sądami wciąż toczy się kilka postępowań, gdzie jednym z głównych oskarżonych jest Jan T. Najstarsze sięgają 2009 roku, jednak czyny, których dotyczą – nawet początkowych lat XXI wieku. W niektórych sprawach współoskarżeni z Janem T. zdążyli umrzeć.

Jedna z nich rozpoczęła się 13 lat temu i dotyczy poważnych oskarżeń, bo molestowania seksualnego czy mobbingu. Jan T. odpowiada tu z art. 197. Wśród zarzutów całowanie w usta i dotykanie pośladków podległej pracownicy, oczywiście bez jej zgody. Znęcanie się psychicznie, używanie obelżywych określeń czy wykręcanie nadgarstka. Prokuratura oskarżyła Jana T. również o próbę rozpięcia biustonosza innej pracownicy, ale z uwagi na jej opór, to się nie udało. W tej sprawie pojawiają się również wątki Budostalu.

Przed sądem rejonowym dla Nowej Huty od 2015 roku toczy się proces związany z niegospodarnością przy okazji przetargu i remontu placu Bohaterów Getta w 2005 roku. Śledczy uważali, że na ustne polecenie ówczesnego dyrektora ZDiK prace poszerzono o budowę ul. Na Zjeździe za blisko 700 tys. złotych. Następnie urzędnicy w dokumentach poświadczyli, że potrzebne było np. pompowanie wody z wykopów przez 3 tys. godzin i stąd wzięła się większa kwota. I w tej sprawie swój udział ma firma Budostal.

Tak, jak i w następnej, związanej z wykonaniem ulicy Nowosadowej. Chodzi o antydatowanie wykonania umowy między miastem a Budostalem. Dzięki zmianie daty firma uniknęła kary w wysokości 290 tys. złotych. W sprawie występujący jako oskarżeni obok Jana T. to Andrzej Z., Iwona K. oraz Tadeusz T. Według śledczych przestępstwo miało miejsce w 2006 roku.

„Sprytny plan”

Sąd Okręgowy zajmuje się natomiast sprawą z 2009 roku. – To był sprytny plan. Budostal 5 miał dostawać od Zarządu Dróg i Komunikacji zlecenia na remonty krakowskich ulic, a potem w koszty przeprowadzonych tam robót wliczać budowę domu dla dzieci dyrektora T. – tak o tej sprawie 13 lat temu pisał Dziennik Polski. Proces jest w toku. Świadek, który ostatnio zeznawał, opowiadał o umowach na… budowę stadionu, gdzie swoje mecze rozgrywa Wisła Kraków.

Inny proces toczący się od 2015 roku dotyczy przekroczenia uprawnień i niegospodarności związanej z budową ul. Lema i drogi technicznej do Tauron Areny w latach 2006-2007. W ocenie śledczych miasto miało stracić na działaniach Jana T. ponad milion złotych.

Tym razem występuje tu inna firma. Według informacji prokuratury za realizację inwestycji – sporządzenie projektu, pozyskanie wszelkich pozwoleń i ostatecznie prace budowlane – odpowiadała firma InterBud.

– Według śledczych, firma nie skończyła nawet projektu (nie mówiąc o pozostałych etapach), a ZDiT, któremu szefował Jan T., zapłacił InterBudowi 1,4 mln zł – pisała Gazeta Krakowska.

400 tys. zł wzięło się stąd, że wykonawca miał za zadanie zbudować wcześniej wspomnianą drogę techniczną. Bez odpowiedniego przygotowania przetargu i wykonania kosztorysu, przyjął wycenę firmy i zapłacił żądaną kwotę, czyli pół miliona złotych, podczas gdy inwestycja kosztowała 100 tys. złotych.