Wpatrzony w Marcina Wasilewskiego, fan żużla. Dawid Szot czeka na wygraną w ekstraklasie

Dawid Szot w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec fot. Krzysztof Porębski
Wisła przedłużyła umowę z 19-letnim piłkarzem do końca czerwca 2023 roku. Po debiucie w ekstraklasie powiedział, że jego marzeniem jest wygrywać każdy mecz. Wciąż nie doczekał tego momentu w lidze, gdy miał realny wpływ na wynik.

Wisła jest trzecim krakowskim klubem urodzonego w 2001 roku Szota. Zaczynał w Hutniku, potem szkolił się w Progresie, a następnie w 2018 roku przeszedł do Wisły. 13-krotny mistrz Polski był bardzo zdeterminowany, by go pozyskać. Namawiał go na zmianę barw w czasie, gdy nie grał przez kilka miesięcy z powodu kontuzji.

Na debiut w ekstraklasie czekał niecały rok. W przypadku młodych zawodników trenerzy przeważnie powoli oswajają ich z ekstraklasą. Szot od razu został rzucony na głęboką wodę, ponieważ trenera Macieja Stolarczyka zmusiła do tego trudna sytuacja kadrowa w obronie. Na środku nie mogli zagrać Maciej Sadlok i Marcin Wasilewski, więc duet stoperów stworzyli Szot z Łukaszem Burligą.

W Lany Poniedziałek wiślacy otrzymali kubeł zimnej wody. I nie chodziło o tradycję związaną z drugim dniem świąt czy lejącym z nieba deszczem. Krakowianie prowadzili do przerwy 2:1, by po czerwonej kartce na początku drugiej połowy stracić panowanie nad spotkaniem i przegrać z Wisłą Płock 2:3.

Szot nie uniknął błędów, między innymi przy drugiej bramce płocczan, ale pokazał się z dobrej strony. – U nas od początku występował na środku obrony, czasem jako defensywny pomocnik. Miał dobry przegląd pola i łatwo przyswajał zadania taktyczne. To także zawodnik, który lubił podłączyć się do akcji ofensywnej – mówi Marcin Pasionek, który prowadził piłkarza w Progresie. 



Prawa obrona

W seniorach Wisły Szot zdążył zaliczyć obie pozycje. Nowy trener, Artur Skowronek, na początku roku znalazł mu nową pozycję. W sparingu z Wigrami Suwałki wystawił go na prawej obronie. I choć nieopierzony zawodnik maczał palce przy ubu straconych golach, Skowronek nie zamierzał porzucić pomysłu.

- Znaleźliśmy mu pozycję, na której może rywalizować i rozwija się. Ma taką motorykę, że może zasuwać na boku boiska. Musi jednak szlifować dośrodkowania, by to jego bieganie miało sens. Na pewno daje nam alternatywę – podkreślał trener.

Marcin Pasionek nie jest zdziwiony występami Szota na boku defensywy. Uważa, że radzi sobie coraz lepiej i może się na niej rozwijać. Pokazał to sobotni mecz ze Śląskiem Wrocław, bardzo nieudany dla wiślaków. Krakowianie zagrali źle i przegrali 1:3, a próbujący naprawić błąd kolegi Szot sfaulował rywala w polu karnym. Mimo tego był jednym z nielicznych zawodników gospodarzy, którzy zasłużyli na pochwały.

Cztery dni po tym występie Wisła poinformowała 19-latka o nowym kontrakcie, który obowiązuje do 30 czerwca 2023 roku. Po debiucie w ekstraklasie Szot powiedział, że jego marzeniem jest wygrywać w każdym meczu. Wciąż czeka, by Biała Gwiazda zdobyła trzy punkty, gdy on pojawia się na boisku. Dotąd w spotkaniach ekstraklasy z jego udziałem wiślacy ugrali tylko jeden punkt na 27 możliwych do zdobycia.

Choć Szot zaczynał w Hutniku, a potem rozwijał się w Progresie, od zawsze marzył o występach dla Wisły. Na mecze przy Reymonta zabierali go ojciec i starszy o osiem lat brat. Wielkim idolem młodzieżowca jest Marcin Wasilewski, z którym do końca poprzedniego sezonu dzielił szatnię. "Wasyl" imponował mu nie tylko poziomem sportowym i bogatą karierą, ale również charakterem. Obaj pochodzą z Nowej Huty, Wasilewski wychował się na osiedlu, które jest blisko rodzinnego domu Szota.

Czerwona kartka za radość

Rok przed debiutem w ekstraklasie, jeszcze jako piłkarz Progresu, młody piłkarz przez tydzień był testowany przez włoską Weronę. W tym roku zdawał maturę jako absolwent liceum sportowego z Nowej Huty. Jak na mieszkańca Nowej Huty przystało, interesuje się żużlem i można go było spotkać na spotkaniach Speedway Wandy, zanim klub upadł i nie przystąpił do kolejnego sezonu.

– Jest dobrze wychowany, ułożony – podkreśla Pasionek.

Szot stara się grać fiar-play. Za słowami idą czyny, bo w swojej przygodzie z piłką zobaczył tylko jedną czerwoną kartkę. I nie za brutalny faul. W spotkaniu juniorów do lat 17 przeciwko... Wiśle tak ucieszył się z jednej z bramek Progresu, że zdjął koszulkę, zapominając, że ma już na koncie żołtą kartkę. Sędzia musiał pokazać mu drugą i nakazał opuszczenie boiska.

 

News will be here