Był cieniem samego siebie. A teraz jeszcze to

fot. Krzysztof Porębski
Zespół Wisły Kraków wrócił ze zgrupowania w Woli Chorzelowskiej z jednym urazem. W sparingu z Puszczą Niepołomice lewy staw skokowy skręcił skrzydłowy Mateusz Młyński.

Jak wyjaśnia klub, doszło też do uszkodzenia więzadeł w tym stawie, co eliminuje zawodnika z gry na co najmniej na trzy-cztery tygodnie. 21-letni Młyński rozpoczął rehabilitację.

„Badania kontrolne i postępy w leczeniu określą dokładną datę powrotu zawodnika do treningów” – informuje Wisła.



Miesiące bez gry

Młyński po raz pierwszy trenował z Wisłą 1 lipca ubiegłego roku, czyli w pierwszym dniu obowiązywania czteroletniego kontraktu. 30 czerwca wygasła jego umowa z Arką Gdynia, której nie zamierzał przedłużyć. Z tego względu już na początku roku mógł związać się z nową drużyną – Wisła ogłosiła jego sprowadzenie 15 stycznia. Idealnym rozwiązaniem byłoby dla niego wykupienie przez Białą Gwiazdę lub rozwiązanie kontraktu, by mógł dołączyć do klubu z Reymonta już w rundzie wiosennej poprzedniego sezonu. To się nie udało, bo właściwie nie mogło udać. Młyński trenowal z Arką, ale więcej w niej nie zagrał, choć jesienią był podstawowym zawodnikiem. Taka polityka wobec piłkarza, którzy nie wiąże przyszłości z klubem. Zastosowana nie po raz pierwszy w polskiej piłce.

Cień samego siebie

Choć z powodu obowiązywania kontraktu z Arką Młyński nie przepracował pełnego okresu przygotowawczego z Wisłą, w nowej drużynie zadebiutował już w pierwszej kolejce. Wszedł na boisko w 68. minucie spotkania z Zagłębiem Lubin i po niespełna kwadransie ustalił wynik na 3:0. Krakowianie byli gospodarzami ostatniego meczu inauguracji sezonu i  zostali pierwszym liderem tabeli, a skrzydłowy zbierał pochwały za udane wejście i zimną krew w wykończeniu akcji.



Dziś Wisła jest w strefie spadkowej i czeka ją dramatyczna walka o utrzymanie. Zespół osuwał się w dół tabeli, a pierwszy zawodnik urodzony w XXI wieku, który zagrał w ekstraklasie, nie potrafił nawiązać do formy, z której był znany jako gracz Arki.

Nie dał ani jednej asysty, a dwa pozostałe gole strzelił w Pucharze Polski. Pięć meczów w tym sezonie – w tym dwa za kadencji Jerzego Brzęczka – kończył po pierwszej połowie. Dla zdrowego piłkarza to jasny sygnał, że kompletnie zawalił. Młyński w wielu spotkaniach był cieniem samego siebie. Nie ustabilizował formy choćby na przyzwoitym poziomie, za to potykał się o piłkę lub własne nogi.

Jesienią był jeszcze powoływany do młodzieżowych reprezentacji. Teraz jego nazwiska zabrakło na liście wybrańców Macieja Stlarczyka, selekcjonera kadry U-21.

REKLAMA
REKLAMA