Paweł K., który odpowiada za pobicie i spowodowanie pożaru, w którym zginęła kobieta, przyznał się do winy i uznał, że już wszystko w tej sprawie powiedział. Mężczyzna nie potrafił powiedzieć, dlaczego zachował się w tak bestialski sposób.
Oskarżony w przeszłości był karany za niepłacenie alimentów oraz napaść na policjanta. W 2014 roku po odbyciu kary zaczął spotykać się z Anną P-K. Jak wyjaśniał, tylko i wyłącznie w celach seksualnych. Kobieta mieszkała w altance przy ul. Makuszyńskiego.
9 marca Piotr K. wyszedł na spacer z psem. Spotkał Macieja B., mężczyznę, który pomieszkiwał u Anny P-K. Zakupili wódkę i poszli do altany. Po spożyciu około litra alkoholu, oskarżony rozpoczął rozmowę z kobietą. Chciał, aby w dalszym ciągu mu się oddawała. Anna P-K. jednak odmówiła i Piotr K. nie był w stanie jej przekonać do zmiany decyzji.
Morderczy szał
W tym czasie upojony alkoholem na podłodze spał Maciej B. Gdy zaczął się podnosić, otrzymał dwa mocne ciosy od oskarżonego i stracił przytomność. Później było już tylko gorzej. Mężczyzna rozebrał Annę i skrępował jej ręce, pobił ją i przyduszał. Następnie zawiesił ją na wystającym ze ściany gwoździu. Ubrania wrzucił do skrzynki i podpalił. Gdy ogień był odpowiednio duży, dorzucił do niego dwa dezodoranty. – Wszyscy byli nieprzytomni, kiedy wychodziłem – wyjaśnił chwilę po zatrzymaniu.
Piotr K. następnie poszedł do domu i opowiedział wszystko swojej konkubinie. Ta nie uwierzyła mu i nie dała telefonu, aby mógł zadzwonić pod 112. Oskarżony skorzystał więc z telefonu innego lokatora. Wyjaśnił dyspozytorowi, co i gdzie zrobił. – Czekałem później na policję, wiedziałem, że mnie znajdą. Nie wiem, czemu to wszystko zrobiłem – dodał.
Prokuratura oskarża go o zabójstwo ze szczególnym okrucieństwem i próbę zabójstwa. Mężczyźnie grozi kara od 18 do 25 lat lub dożywotnie pozbawienie wolności.