Inwestycje „covidowe”. Ustawodawcy zabrakło doświadczenia

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl
Specustawa pozwalająca na budowanie praktycznie, gdzie się chce i co się chce, byle w duchu walki z pandemią, miała przynieść wiele korzyści. W Krakowie mieszkańcy odkrywają zdumiewające pomysły inwestorów.

Zaskoczeniem jest dla pana fakt, że deweloperzy postanowili skorzystać z prawa, jakie im dał rząd, mimo że oczywiście chęci mogły być słuszne?

Grzegorz Stawowy, radny miejski, przewodniczący komisji planowania przestrzennego: Trochę tak. Inwestycje deweloperskie to możliwość zarobienia dużych pieniędzy, ale to też duże pieniądze na wejściu do biznesu. A jeśli wykłada się duże pieniądze, to najlepiej mieć pewność zarobku, ponieważ ryzyko straty jest wysokie.

Dla każdego, kto działa w nieruchomościach, jest oczywiste, że takie nadzwyczajne sytuacje mogą spotkać się ze sprzeciwem władz samorządowych i brakiem przychylności sąsiadów.

Proszę zwrócić uwagę, że pośród tych, co złożyli wnioski, nie ma dużych znanych firm deweloperskich.

Dobrym przykładem jest ulica Sodowa. Tam inwestor złożył zawiadomienie o rozpoczęciu budowy na dzień przed wygaśnięciem specustawy. W dodatku na miejskich działkach.

Jest oczywistym, że prezydent i radni zrobią wszystko, aby tych gruntów nie stracić. W dodatku to są działki w bezpośrednim sąsiedztwie rezerwy pod Kanał Ulgi i Trasę Pychowicką.

Inwestycję wstrzymał PINB, ale deweloper się odwołał do MINB. Jakie pana zdaniem są szanse, że decyzja zostanie utrzymana? Później zresztą sprawa może trafić do sądu administracyjnego. Ostatecznie deweloper – wcześniej lub później – może wygrać i zacząć budować.

Tego typu sytuacje bardzo szkodzą władzy centralnej i myślę, że oni już to wiedzą. Nie spodziewam się szybkiej decyzji.

Jeśli sprawa będzie musiała się bronić przed kilkoma instytucjami, to zapał dewelopera spadnie. Procesy administracyjne mogą trwać latami.

Dlaczego nie wyłączono możliwości budowania inwestycji komercyjnych? Albo jakoś konkretniej nie zapisano, że np. chodzi o budynki użyteczności publicznej.

To jest duży problem obecnie rządzących. Przeprowadzają tak szybko projekty ustaw, że sami nie mają czasu na zastanowienie się nad skutkami przyjętych rozwiązań. Większość aktów prawnych nie jest konsultowana z odpowiednimi środowiskami. Ponadto w wielu ustawach zmienia się też inne ustawy, a nierzadko nawet kilkadziesiąt zapisów. To powoduje galimatias, w którym coraz trudniej się połapać.

Po znikomej liczbie inwestycji medycznych trudno zrozumieć, jaki był spodziewany efekt. Służba zdrowia nie była przygotowana na inwestycje, a samorządy (zazwyczaj są właścicielami szpitali), aby rozpocząć inwestycję, muszą mieć zabezpieczone środki w budżecie.

Wierząc w dobre intencje ustawodawcy, wyraźnie zabrakło im doświadczenia z rynku inwestycji.

News will be here