Janusz Gol. Piłkarski profesor z siatkarskiej rodziny

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Mógł – jak rodzice – odbijać piłkę rękami, ale wybrał jej kopanie. Janusz Gol, kapitan Cracovii, kończy dziś 34 lata. – Będę grał dopóki fizycznie i psychicznie będę się czuł na siłach – zapewnia pytany o plany na przyszłość.

Pod koniec października Cracovia ogłosiła podpisanie nowej umowy ze środkowym pomocnikiem. Ma obowiązywać aż do 30 czerwca 2022 roku. Nic dziwnego, że w ubiegłym tygodniu do Gola ustawił się sznureczek dziennikarzy. Koledzy z zespołu i członkowie sztabu nie mogli zmarnować okazji do docinek, gdy widzieli kapitana udzielającego kolejnego wywiadu. „Dalej gwiazdorzy”– niosło się po korytarzach w bazie przy ulicy Wielickiej.

Cichy bohater

Nie gwiazdorzy. Nie jest zawodnikiem, na którego przeciętny widz co chwilę wskazuje palcem i rozpływa się nad efektownymi zagraniami i bramkami. Gwiazdy mają to do siebie, że świecą, ale potem na dłuższy czas gasną. A zaletą Gola jest utrzymywanie równego poziomu, bez gwaltownych spadków dyspozycji.

Przerwie akcję rywali, wyłuska piłkę, zmieni stronę, uporządkuje bałagan w środku pola. Zwraca uwagę na dokładność swoich podań. Jest bardzo zadowolony, gdy w meczu ma takich zagrań ponad 90 procent. Nic dziwnego, że trener Michał Probierz zaczyna od niego ustalanie składu.



Sam prowadzi karierę

Cracovia chciała podpisać z nim krótszy kontrakt. To normalne, bo piłkarzom w jego wieku kluby najczęściej oferują roczne umowy, by ograniczyć ryzyko. Zawodnicy z kolei potrzebują stabilizacji. Gol uzyskał, co chciał, bo miał argumenty.

– Rozmowy poszły gładko, choć wiceprezes Tabisz trochę narzekał, że jestem trudnym negocjatorem – uśmiecha się. – Zdaję sobie sprawę, że gdybym był w gorszej formie, bardziej musiałbym się starać nawet o roczny kontrakt.

O swoje interesy potrafi zadbać sam. Kiedyś miał menedżera, ale już ostatni kontrakt w rosyjskim Amkarze Perm negocjował osobiście. Nie jest jedyny w piłkarskim światku, który radzi sobie bez agenta. Nie wychodząc poza Kraków, można wspomnieć o byłym obrońcy Cracovii, Deleu czy skrzydłowym Wisły, Patryku Małeckim.

Do Pasów trafił pod koniec sierpnia ubiegłego roku. Latem okazało się, że jego klub w Rosji upadł, więc musiał szukać nowego. Kusił go Maciej Stolarczyk z Wisły Kraków, z którym dzielili szatnię w GKS-ie Bełchatów, przez miesiąc przekonywał Michał Probierz.

– Miałem też oferty z innych klubów rosyjskich i chciałem wybrać jak najlepiej. W końcu zadzwonił profesor Janusz Filipiak i zdecydowałem się na Cracovię. Dałem sobie dzień na ostateczną odpowiedź – wspomina.



Strzał w dziesiątkę

Był dziesiątym piłkarzem pozyskanym tamtego lata. Dziś bez zawahania można powiedzieć, że dla obu stron był to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Dzięki grze w Polsce Gol jest bliżej rodziny, a Cracovia z takim kapitanem (Probierz dał mu opaskę po kilku tygodniach w klubie) rośnie w siłę.

Gdy jednak ponad rok temu wchodził do szatni Pasów, nie było w niej wesoło. Zespół zawodził i po sześciu kolejkach zajmował przedostatnie miejsce z zaledwie dwoma punktami. Wtedy marzeniem była grupa mistrzowska, a skończyło się na czwartym miejscu i awansie do eliminacji Ligi Europy.

Gdy był bez klubu, trenował wcześniej z rezerwami Legii i utrzymywał formę. Nic dziwnego, że po podpisaniu umowy w Krakowie od razu wskoczył do pierwszego składu i zadebiutował w spotkaniu z... Legią.

Urazy się go nie trzymają

Od tego czasu w lidze opuścił tylko dwa spotkania z powodu zawieszenia za żółte kartki. Cieszy się dobrym zdrowiem. Z poważną kontuzją ostatni raz zmagał się, gdy marzył o karierze, występując w czwartoligowym klubie z rodzinnej Świdnicy. W krótkim okresie dwa razy złamał kość śródstopia.

– Urazy szczęśliwie mnie omijają. Najważniejsze, by dbać o mięśnie. Wykonuję specjalne ćwiczenia rozciągające, ale nie ma w tym przesady. Dieta? Nie wariuję, ale staram się uważać na to, co jem. Unikam tłustych rzeczy, fast foodów, choć od czasu do czasu się skuszę – przyznaje.

Pod koniec ubiegłego roku złamał palec u nogi, ale nawet nie myślał, by z tego powodu siadać na trybunach.

– Nic, tylko się cieszyć, że mamy takiego kapitana. Zawodnicy łapią urazy, a Janusz już od trzech kolejek gra ze złamanym palcem. Jest ambitny i można go tylko chwalić, że tak pomaga zespołowi. To przykład człowieka, który może napędzać innych, od którego młodzi piłkarze mogą się uczyć – chwalił trener Probierz.



Spokojny człowiek

Kapitan też potrafi pochwalić trenera, choć są trochę z innej bajki. Probierz to wulkan emocji, lubi zaczepki. Gol jest bardziej stonowany, rzadko wybucha. Ciśnienie najczęściej podnoszą mu sędziowie.

– Trochę uprzykrzają życie. Na naszą korzyść pomylą się dwa, trzy razy, a na korzyść przeciwnika dziesięć. To mnie denerwuje i czasem zdarza mi się im coś powiedzieć – zaznacza.

Gdy przychodził do Cracovii, był pytany, czy Probierz to taki polski Stanisław Czerczesow (były trener Legii), z którym pracował w Amkarze.

– Trener Probierz rządzi twardą ręką, jest bardzo wymagający i zwraca uwagę na najmniejsze detale. Cechy wolicjonalne są u niego na wysokim poziomie. U Czerczesowa było podobnie – mówi.

Jeżeli wypełni kontrakt, będzie miał prawie 37 lat. Co dalej? Jego starsi koledzy z boiska jak Marcin Robak czy Łukasz Trałka wciąż grają, choć już nie w ekstraklasie.

– Zależy mi, by w kolejnych meczach dawać Cracovii nie mniej niż teraz. Nie wiem, co będę robił za 2,5 roku. Skoro Marcin i Łukasz grają, to widocznie ich to cieszy. Będę grał, dopóki fizycznie i psychicznie będę się czuł na siłach. Psychika jest bardzo ważna – podkreśla.

Gdy już skończy karierę, planuje osiąść z rodziną w Warszawie, gdzie ma dom.



Nie został siatkarzem

Gol pochodzi z niewielkiej Świdnicy na Dolnym Śląsku. Niespełna 60-tysięczne miasto wydało kilku znanych sportowców: kolarza Bartosza Huzarskiego i przede wszystkim siatkarki Dorotę Świeniewicz (dwukrotna złota medalistka mistrzostw Europy) i Annę Werblińską (brąz ME).

Kapitan Cracovii z siatkówką był na bieżąco, bo jego rodzice grali w niższych ligach. Nie utrzymywali się jednak ze sportu, był ważnym dodatkiem. Ze swoim wzrostem (182 cm) Gol nie miał dużych szans na zaistninie w tej dyscyplinie, choć mierzący tyle samo Grzegorz Wagner był całkiem niezłym rozgrywającym.

Mały Janusz od odbijania piłki wolał jednak kopanie i od dziecka biegał po boisku. Pierwsze kroki stawiał w Polonii i Sparcie, a potem występował w drużynie stworzonej z połączenia obu klubów.

Kariera nabrała rozpędu po transferze do GKS-u Bełchatów w 2008 roku. W pierwszych miesiącach przygody z Brunatnymi strzelił samobója w meczu Pucharu Ekstraklasy z Legią, do której trafił kilka lat później. W stolicy w 2013 roku świętował jedyne w karierze mistrzostwo.

Mało goli Gola

Choć na nazwisko ma Gol, w polskiej lidze strzelił ich tylko siedem, a w Cracovii ani jednego. Debiutanckie trafienie zaliczył w maju 2009 roku przeciwko Polonii Bytom, gdy pokonał swojego obecnego kolegę z szatni, Michala Peskovicia.

– Na pewno chciałbym strzelić dla Cracovii, ale nie jest to dla mnie priorytetem. W końcu się uda – mówi i uśmiecha się, gdy słyszy propozycje kibiców, by podczas meczów zmienić nieco popularną przyśpiewkę „Hej, Pasy gol” na „Hej, Janusz gol”.

Czesław Michniewicz, selekcjoner kadry do lat 21, stwierdził po jednym z ostatnich meczów, że Gol to najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inni eksperci zastanawiają się, dlaczego 34-latek od kilku lat nie zasłużył na powołanie do kadry, w której ostatni raz wystąpił po mistrzostwach Europy w Polsce i na Ukrainie w 2012 roku.

Gdy za naszą wschodnią granicą wyrobił sobie markę solidnego pomocnika, nie dzwonił do niego Adam Nawałka. Jerzy Brzęczek też nie wybiera jego numeru telefonu. A Gol nie ukrywa, że powołanie byłoby dla niego nobilitacją, a nie problemem.

– Może myślą, że po tylu latach występów w Rosji zmieniłem obywatelstwo? – ironizuje.

News will be here