Nigdy nie zagram w kraju, który napadł na moją ojczyznę [Rozmowa]

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

– Siedziałem w kawiarni i nagle za oknem zaczęli strzelać. Od razu wstałem, pojechałem po rodzinę i uciekliśmy – o ukraińsko-rosyjskim konflikcie opowiada Ołeksij Dytiatjew, obrońca Cracovii. Swoje rysunki z dzieciństwa zamknął w teczce i od 15 lat nie wziął ołówka do ręki. Obrazów wojny nie potrafi tak łatwo wyrzucić z głowy.

Michał Knura (LoveKraków.pl), Eliasz Suchodolski (Krakiv.pl): Gdy zamkniesz oczy i pomyślisz o wojnie widzisz...

Ołeksij Dytiatjew: Moich przyjaciół, którzy stracili wiele lub nie mają nic. Piłkarza, który zainwestował dorobek życia w nieruchomości w Ługańsku, a teraz stoją puste i są niewiele warte. Jak spokojnie siedzę, piję kawę i nagle za oknem zaczynają strzelać. Wybiegam, jadę po żonę i córkę. Uciekamy stamtąd.

O tym nie da się zapomnieć.

Wy się interesujecie, gdy mówią o tym media, my żyjemy tym na co dzień.

Kiedy zgłosiła się po pana Cracovia, na stole leżała też oferta z Rosji.

Nigdy nie zagram w kraju, który napadł na moją ojczyznę.

Polska jest drugą ojczyzną?

Czuję się tutaj jak w domu, choć pierwsze pół roku było trudne ze względu na język. Kto mówi, że nasze języki są bardzo podobne, bardzo się myli.

Do Krakowa przyjeżdża coraz więcej Ukraińców. Piszą do mnie, zabieram ich na stadion. Kraków jest bardzo pięknym, komfortowym do życia miastem. Mojej rodzinie też się tu podoba.

Czuje się pan tak komfortowo, że raz zszokował pan kolegów z drużyny. Na zbiórkę przed derbami jechał pan ubrany w strój Cracovii. W tym mieście to bardzo ryzykowne.

Nie miałem pojęcia, że konfrontacja z Wisłą może wychodzić poza stadion. Zdziwiłem się, gdy kibice przyszli na trening, by nas zmobilizować, gdy doświadczyłem atmosfery meczu. Na Ukrainie nie ma takiego ciśnienia. Są derby, ale nikt ich tak nie przeżywa. Gra na polskich stadionach sprawia mi przyjemność.

Tęsknota za najbliższymi nie przeszkadza w skupieniu się na treningach i grze?

Żona i córka odwiedzają mnie trzy razy w roku, przyjeżdżają na miesiąc. Moje dziecko ma pięć lat i chodzi do przedszkola. Zdecydowaliśmy z żoną, że najpierw nauczy się języka ojczystego.

Gdy się widzicie…

Traktuję ją jak królewnę, to kochane dziecko. Daję jej wszystko, bo sam straciłem ojca, gdy miałem sześć lat...

Często do siebie dzwonimy, najszczęśliwsza jest na wakacjach. Ostatnio pojechaliśmy wypocząć, zarezerwowaliśmy pokój z podwójnym łóżkiem i sofą. Jak myślicie, kto spał na sofie? Żona! (śmiech).

Wybrał pan piłkę, choć mama bardzo nie chciała, by szedł drogą ojca.

Tata był bardzo dobrym piłkarzem, występował w młodzieżowych drużynach CSKA Moskwa. Szybko go straciłem i mama próbowała wybić mi piłkę z głowy. Dziś się do tego nie przyznaje, ale tak było.

Spałem z piłką, graliśmy od rana do wieczora na ulicy. Popatrzcie [Ołeksij podnosi nogawki], to są moje zdarte kolana. Te ślady to pamiątka z dzieciństwa. Wtedy każdy chciał być Andrijem Szewczenką.

Ja marzyłem o karierze, a mama chciała mnie posłać do szkoły malarstwa, bo bardzo ładnie rysowałem. Gdy miałem 15 lat postawiłem na swoim.

Nie żałuje pan?

Nie żałuję, choć nie zawsze było miło. Na przykład wtedy, gdy po meczu z Zagłębiem Lubin nazywali mnie rzeźnikiem. Nie ma co mówić, sfaulowałem i zostałem ukarany, ale nigdy specjalnie nie chcę skrzywdzić rywala.


Kiedy jeszcze pojawiały się czarne myśli?

Gdy grałem w Połtawie nie płacili nam przez kilka miesięcy. Pieniądze dostałem dwa lata po zmianie klubu. Teraz moi koledzy nie mają wypłat od pół roku, bo właściciele klubów tłumaczą się trudną sytuacją w kraju. To głupie gadanie, bo oni cały czas mają pieniądze, ale manipulują.

Z Cracovii odszedł Serder Serderov, niedługo to samo może zrobić Sergei Zenjov. W szatni będzie mniej języka rosyjskiego.

To prawda, że z nimi się trzymałem, ale z innymi też mam dobry kontakt. Jeżeli zaś chodzi o rosyjski, to Janusz Gol powiedział, że jak chcę, to będzie do mnie mówił po rosyjsku. (śmiech).

Lubi pan zimę?

Dla piłkarza to najgorszy czas. Jest zimno, ale trzeba zasuwać ze skrzypiącymi zębami. Miesiąc pocierpimy, a potem wraca liga.

Przerwa nie była zbyt krótka?

Na Ukrainie jest więcej wolnego, ale ja wolę szybciej wracać do rytmu. Im dłużej nie jestem w mocnym treningu, tym dłużej wracam do optymalnej formy.

Michał Helik czy Niko Datković?

Najważniejsze, by grał Ołeksij Dytiatjew! (śmiech). Z obydwoma dogaduję się bardzo dobrze. To siła naszej drużyny, że ma trzech dobrych środkowych obrońców i w każdej chwili możemy się zamienić.

Miejsce Cracovii jest…

W pierwszej ósemce. Czterema wygranymi z rzędu udowodniliśmy, że zasługujemy na grupę mistrzowską. Teraz mówi się, że mamy sześć punktów straty do trzeciego miejsca, ale nie możemy tracić czujności. W Polsce przegrasz dwa mecze i musisz walczyć o życie. Gdy w dwóch zdobędziesz sześć punktów, już możesz myśleć o walce o coś więcej. To bardzo specyficzna liga.

Nieprzewidywalna.

I ciekawsza. Na Ukrainie wszystko kręci się wokół Szachtara Donieck i Dynama Kijów. W Polsce jest więcej niespodzianek. Liderem jest Lechia Gdańsk, która w ubiegłym sezonie walczyła o utrzymanie.