Jacek Majchrowski: Nie lubię poniedziałków [Rozmowa]

Jacek Majchrowski fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Spotykam się z prezydentem Krakowa kilka minut po godzinie siódmej rano. Jacek Majchrowski wita mnie w drzwiach swojego gabinetu z cygarem w ręku. Pytam prezydenta, o której godzinie kończy swój dzień pracy.

Jacek Majchrowski, Prezydent Miasta Krakowa: Różnie. Czasami wychodzę stąd o 20, a czasami przed 23.

Patryk Salamon, redaktor naczelny LoveKraków.pl: Jak reaguje na to pańska żona?

JM: Żona się już przyzwyczaiła. Po 44 latach.

Zadaję pytanie prezydentowi, dlaczego zdecydował się startować. Nie pytam o argumentację polityczną, bo pojawia się ona w każdym wywiadzie przeprowadzanym z Jackiem Majchrowskim. Chcę wiedzieć, kto wpłynął na decyzję o udziale w wyborach.

JM: Ja z reguły sam decyduję o tym, czego chcę. Raczej nie ma tutaj ludzi, którzy mnie do czegoś skłaniali – tłumaczy i dodaje, że żona namawiała go do tego, by nie startował.

Urząd miasta domem codziennego pobytu

PS: Cały dzień spędza pan w Urzędzie Miasta Krakowa?

JM: To jest taki dom dziennego pobytu – odpowiada z nieskrytym uśmiechem.

PS: Pasuje panu ten gabinet? Ten „dom”?

JM: Nie ma innego wyjścia, jeśli chce się pełnić obowiązki w sposób rzetelny.

PS: Panie profesorze, ile spędza pan godzin na pracy w magistracie?

JM: Dziennie około 14.

Mój rozmówca postanowił opowiedzieć anegdotę z własnego doświadczenia na temat luksusów życia prezydenta. – Niedaleko ode mnie jest dom pielgrzyma w Łagiewnikach, do którego przyjeżdżają ludzie z całej Polski. Naprzeciwko znajduje się sklepik osiedlowy. Jak żona była chora, poszedłem zrobić zakupy, aby było coś do jedzenia. Stoi mężczyzna, przypatruje mi się i mówi: „Jaki pan podobny do tego prezydenta Majchrowskiego”. Na co sprzedawczyni mówi, że to jest prezydent Majchrowski, a ten gość „O Jezu. A ja myślałem że prezydenci to tylko limuzynami jeżdżą”.

Do rozmowy włącza się Monika Chylaszek, rzeczniczka prezydenta. – Tutaj, do urzędu bardzo często przychodzą wycieczki. Zawsze, gdy są oprowadzane, przewodnicy opowiadają historię o czarnej damie. Kiedyś słyszałam opowieść, że ten duch pojawia się rzeczywiście nocami, zawsze jak prezydenta trzeba wygonić do domu.

PS: Panie prezydencie, jakie jest pańskie ulubione miejsce w urzędzie?

JM: Ten gabinet, bo tu mogę palić – mówi i bierze cygaro do ust.

PS: I tylko tutaj?

JM: Tak, bo to jest miejsce wydzielone do palenia (śmiech).

PS: Czyli to jest palarnia?

JM: Tak. Druga jest u skarbnika (Lesław Fijał, skarbnik Krakowa również ma zamiłowanie do palenia tytoniu – przyp. red.).

W gabinecie nie ma komputera

Zwracam prezydentowi uwagę, że w jego gabinecie nie widzę komputera.

PS: Korzysta pan z niego?

JM: Tutaj nie.

PS: Nie ma pan potrzeby korzystania?

JM: Nie. Tutaj nie potrzebuję. W moim gabinecie wszystko odbywa się na zasadzie spotkań face to face.

PS: A poza urzędem nie posługuje się pan komputerem?

JM: Mam tablet.

PS: Pamiętam, jak mi pan w kwietniu opowiadał anegdotę o stole, który zastawiony jest papierami. Dąży pan do tego, żeby całkowicie zająć gabinet dokumentami?

JM: Nie, ale jest cała masa papierów, która musi tutaj być. Pewne rzeczy są w ciągłym ruchu i muszę mieć dokumenty przy sobie. Jednak najgorsze dla mnie są poniedziałki. W te dni tygodnia o 10.00 odbywa się tutaj (w gabinecie prezydenta – przyp. red.) spotkanie całego kierownictwa miasta i wtedy muszę uprzątnąć stół. Potem mam kłopoty z rozłożeniem wszystkiego z powrotem. Muszę zdradzić, że dziennie do podpisu mam nawet 200 dokumentów.

PS: Czyta pan to wszystko?

JM: Nie. Nie mam możliwości. Jedynie najważniejsze. Wcześniej wszystkie dokumenty przechodzą przez ręce mojej asystentki.

Churchill wygrał wojnę, ale przegrał wybory

PS: Panie prezydencie, piąta kadencja?

JM: Czwarta.

PS: Ale mówię o wyborach za cztery lata.

JM: Nie. To już na pewno nie wchodzi w grę. Ja zawsze uważałem i stosowałem tę zasadę, że jak ktoś osiągnie wiek emerytalny to powinien zbierać się na emeryturę. Nawet po to, żeby zrobić miejsce młodym. Jeśli wygram, to w końcówce kadencji osiągnę wiek emerytalny.

PS: Bierze pan pod uwagę sytuację, że nie wygra nadchodzących wyborów?

JM: Wybory polegają na tym, że albo się wygrywa, albo się przegrywa.

PS: Patrzy pan na sondaże wyborcze i obserwuje nastroje społeczne. Nie myśli pan sobie: „po co robić kampanię”?

JM: Nie. Po pierwsze trzeba szanować konkurentów. Churchill wygrał wojnę, ale przegrał wybory bezpośrednie. Można mieć bardzo dobre osiągnięcia i przegrać wybory. Głos ludu jest niezbadany.

PS: Nic nie wskazuje na to, aby miał pan przegrać.

JM: Nigdy nie wiadomo, jak to się potoczy. Zawsze jestem bardzo ostrożny w osądach.

Epoka Jacka Majchrowskiego

Baczni obserwatorzy życia publicznego w Krakowie niejednokrotnie podkreślają, że doczekaliśmy się pokolenia Jacka Majchrowskiego. Prezydent doczekał się również określenia „Król Jacek I”.

PS: Jak pan skomentuje to, że w Krakowie mamy epokę Jacka Majchrowskiego? Jest pan władcą Krakowa?

JM: To jest przesadzone. Rola prezydenta to nie jest rola władcy. To jest rola kogoś, kto współrządzi z radą miasta. Po drugie, cała masa spraw w mieście to są kwestie, które nie podlegają prezydentowi. Inne podmioty podejmują decyzję w wielu sprawach.

PS: Ale ludzie nie dostrzegają różnicy między porządkiem publicznym (odpowiada za to gmina) a bezpieczeństwem (odpowiada za to administracja rządowa). Wszystko idzie na pana konto.

JM: To prawda. Ludzie uważają, że wszystko, co dzieje się w mieście, dotyczy prezydenta. Jest to bardzo skomplikowana struktura i o sprawach miasta współdecyduje wiele innych instytucji.

PS: Teraz powinien pan zacząć krytykować rząd albo media, jak to ma pan w zwyczaju.

JM: Nie, ale uważam, że ktoś powinien się zastanowić nad strukturą administracji w Polsce, nie tylko w Krakowie. Należałoby ją uporządkować. Kiedyś taki zamysł miał minister Boni, ale został odwołany i do tematu już się nie wraca.

Programy wyborcze

PS: Panie prezydencie, nie będę pytać o kontrkandydatów, bo oczywiście nic mi pan nie będzie chciał powiedzieć. Zapytam więc o ich programy, które pewnie pan przeglądał albo chociaż rzucił na nie okiem. Jak pan je ocenia? Co tam jest najbardziej egzotycznego?

JM: Po pierwsze cieszę się z niektórych programów, ponieważ mówią, że zrobią to, co ja już zrobiłem. To jest bardzo budujące. Niektóre z kolei są bardzo egzotyczne. Jeśli ktoś mówi, że wprowadzi bezpłatną komunikację, bo pokryją to dochody z PIT-ów ludzi, którzy się przemeldują tutaj, to wyliczyłem sobie wstępnie, że licząc 1500 złotych za jeden PIT, to ponad 300 tys. osób musiałoby się przeprowadzić do Krakowa. To jest jedno. Jeżeli natomiast słyszę o tym, że ktoś chce sprywatyzować wszystkie szkoły, to chciałem przypomnieć, że, mieliśmy ogromny kłopot, żeby nakłonić ludzi do prywatyzacji przedszkoli. Możemy prowadzić do tego, żeby powstawały szkoły prywatne, ale tego, co jest, nie bardzo możemy prywatyzować. Uderza mnie to, że wiele osób tak jakby nie bardzo wie, o czym mówi. Ale to jest już ich sprawa.

PS: Może w ogóle nie znają miasta…

JM: Tak. Z tego, co widzę, to na pewno.

Prawa ręka prezydenta

Podczas rozmowy towarzyszy nam rzecznik prasowy prezydenta – Monika Chylaszek. Jacek Majchrowski zapewnia, że to jego „prawa ręka”.

PS: Pojawiają się opinie, że jest pan wyjątkowo łagodnym szefem. Urzędnicy się pana boją?

JM: Zawsze uważałem, że ludzi należy traktować kulturalnie. Nawet jeśli się z kimś rozstaję, to robię to w sposób kulturalny i delikatny. Nie widzę powodu, żebym miał kimkolwiek pomiatać, choć czasem mam wrażenie, że takie jest oczekiwanie, np. mediów. Jeśli ktoś zawalił, to trzeba mu to uzmysłowić i się pożegnać. Kulturalnie.

PS: Kim są pana najbliżsi ludzie w urzędzie? Przypuszczam, że dyrektor Nowak jest jedną z pana bliższych współpracownic, choć nie jest szerzej znana.

JM: Ona zajmuje się sprawami wewnątrz urzędu. Nie wychodzi na zewnątrz, bo nie ma takiej potrzeby. Oczywiście bliscy są mi wiceprezydenci, szef kancelarii, rzecznik prasowy. Monika jest moją prawą ręką.

Prezydent: Już nigdy nie wystartuję. To ostatni raz.

PS: Panie prezydencie, trochę jednak zahaczę o życie prywatne. Pańska żona jest współwłaścicielem organu, który prowadzi Krakowską Akademię. Pojawiają się zarzuty, że buduje pan tramwaj pod akademię, że wszystko, co jest robione w mieście – albo przynajmniej zdecydowana część inwestycji – jest robione pod pana uczelnię. Czy wygodnie panu z tymi ciągłymi zarzutami?

JM: Proszę pana, ja na głupotę nie mam wpływu. Jak pan wie, linia tramwajowa była projektowana w latach siedemdziesiątych. Kiedy pan profesor Gołaś wybudował most Kotlarski, to już z miejscem na szyny. Wiadomo było, że tam pojedzie tramwaj. Profesor wybudował ten fragment do ul. Nowohuckiej, otwierałem to razem z nim tuż po rozpoczęciu kadencji. Miałem nie budować tramwaju, bo tam jest ta szkoła?

PS: Rozumiem, że jeśli pan wygra, to nadchodząca kadencja będzie ostatnią. Może pan to powiedzieć na sto procent czy tak, jak cztery lata temu?

JM: Wszystkich to bardzo interesuje. Tak, mogę powiedzieć na sto procent.

PS: I już nigdy pan nie wystartuje?

JM: Nie. Nigdy nie wystartuję.

Co na emeryturze?

PS: Czuje się pan zmęczony tym urzędem?

JM: Nie.

PS: Przyzwyczaił się pan, czy to kwestia wytrzymałości charakteru?

JM: Całe życie pracowałem naukowo.

PS: Nie będzie się panu nudzić na emeryturze?

JM: Nie. Będę pisał.

PS: Ostatnia pana książka jest z 2002 roku. Rozumiem, że będzie pan nadrabiał zaległości.

JM: Tak, są takie rozgrzebane rzeczy, które należy dokończyć.

PS: Historia Polski, okres międzywojenny?

JM: Historia ustroju od 1918 do 1997, do uchwalenia konstytucji.