O pasji i talencie - rozmowa z dyrektorem Teatru KTO Jerzym Zoniem

Współzałożyciel eksperymentalnego Teatru KTO. Związany z nim od samego początku działalności. Reżyser i aktor. Ale przede wszystkim wielki miłośnik teatru, który kocha to, co robi. Z Jerzym Zoniem rozmawiam o pasji, talencie i tym jak spektakl może oddziaływać na widza.

 

Agnieszka Dybaś: Teatr KTO to 36 lat tradycji. Historia zaczęła się od teatru studenckiego. Jakie były początki? I skąd w ogóle pomysł na jego założenie?

Jerzy Zoń: W tamtych latach, czyli w latach 70 polski teatr studencki był potęgą kulturalną. To były drzwi do wolności, drzwi do możliwości wypowiedzi, niecenzurowanej, często zakamuflowanej. Ale także wielka moda. Teraz działa może pięć czy sześć teatrów studenckich, wtedy w Polsce istniało ich około 100. Działały wspaniałe grupy. Grupy słabsze, grupy amatorskie, ale był trzon teatru, który jeździł po całym świecie. To byli ambasadorzy polskiej niezależnej kultury. Tamten czas to okres wielkich przedstawień Teatry STU, Teatru Ósmego Dnia, Teatru 77, Teatru Kalambur. Nasza grupa powstała 36 lat temu z inicjatywy obecnego dyrektora Teatru Groteska Adolfa Weltscheka, Bogdana Rudnickiego oraz wykładowcy uniwersyteckiego pana Bronisława Maja. W ciągu tak wielu lat pojawiali się tutaj różni ludzie. Przez pewien czas byli to głównie studenci obecnego Uniwersytetu Pedagogicznego (wtedy Wyższej Szkoły Pedagogicznej). Generalnie zawsze to był teatr studencki. Potem tych studentów zaczęło ubywać. Kluby studenckie zaczęły przestawiać się na dyskoteki i nie zawsze z dobrą muzykę i chyba tak zostało do tej pory. Zawsze jednak był to teatr młodych ludzi. Pracowali tutaj studencki różnych kierunków, oczywiście również ze szkoły teatralnej. Ale najważniejszy nigdy nie był dyplom. Najważniejsze są umiejętności, pasja, chęć ekspresji i zdolność pracy w zespole.

 

Jakie były najtrudniejsze momenty w historii Teatru KTO?

Było kilka momentów przełomowych. Wiadomo, że z teatru trudno żyć. Wtedy było jeszcze gorzej. Ludzie musieli przecież gdzieś pracować. Próby odbywały się wieczorami kilka razy w tygodniu. Pracowało się, ćwiczyło materiał. Przez ten Teatr przewinęło się jakieś 300 osób. Do dziś zostały trzy lub cztery osoby w zespole, z którymi pracuję ponad 30 lat. Były momenty, gdy podejmowaliśmy przełomowe decyzje. Zdecydowaliśmy o porzuceniu tekstu. Zaczęliśmy myśleć o kreowaniu rzeczywistości teatralnej pozawerbalnej, bez porozumienia tekstowego, czyli jak to, co chcemy powiedzieć przełożyć na język obrazu, język ciała. Ale nie chcieliśmy również, by był to balet lub pantomima. Stworzyliśmy nasz unikalny dla tego Teatru język. Drugim przełomem była decyzja o wyjściu na ulicę. Pierwsze doświadczenia, a potem gigantyczne widowiska plenerowe dla kilkunastu tysięcy widzów, nawet dla kilkudziesięciu. Obecnie jesteśmy na etapie szukania nowej lokalizacji, troszkę większej. Forma Teatru zostanie w pewnym stopniu przeorganizowana. Natomiast zawsze pozostaniemy, jak ja to mówię, teatrem studyjnym tzn. takim, który nie ma obowiązku repertuarowego oraz teatrem eksperymentu i przestrzeni otwartych, przestrzeni nieznanych, teatrem podróży, teatrem, który wymienia doświadczenia z innymi kulturami.

 

To chyba właśnie wyróżnia Teatr KTO wśród wielu przecież krakowskich teatrów.

Tak. Bogactwo teatru krakowskiego polega na tym, iż my nie będziemy się starać być tacy jak Teatr Słowackiego, a Teatr Słowackiego nigdy nie zrobi takiego widowiska plenerowego jak Teatr KTO. W tym bogactwie każdy widz może odnaleźć coś dla siebie.

 

Teatr KTO otwiera się na ludzi młodych i starszych. Młodzieżowa Grupa Teatralna „Kto tam?”, warsztaty „Scena + 50”, Warsztaty teatralne dla dorosłych. Jaki jest cel tworzenia warsztatów dla różnych grup wiekowych?

Wierzę w to, że wychodząc na ulicę zdobywam widza, że kontaktuję się z młodą osobą, czy starszym człowiekiem, który być może nigdy w teatrze nie był. Jeśli się spodobamy, to korzyść z takiego widza może później mieć Teatr Bagatela czy Teatr Stary. Każda grupa wiekowa ma swoje oczekiwania i marzenia, stąd cykle warsztatów. Inne marzenia ma młody człowiek, a inne marzenia ma starsza osoba, która często siedzi samotnie w pustym mieszkaniu. Liczymy, że nasza oferta warsztatowa trafi do każdego, że każdy wyciągnie z niej coś innego. Młody nauczy się czegoś, być może zostanie aktorem. Osoba w średnim wieku wspaniale spędzi czas i zaspokoi swoje potrzeby intelektualne oraz emocjonalne. A starsi ludzie wyjdą z domu. Spotkaliśmy panią, która świetnie gra Moliera pomimo swoich 77 lat. Chcemy tę ofertę warsztatową rozbudowywać. Uważam, że każdy teatr powinien coś takiego organizować. Żeby obok zwykłej działalności teatralnej zaproponować jeszcze coś – przyjdź do nas i zobacz, że to nie jest łatwo być aktorem.

 

Bycie dyrektorem Teatru to wymagające zajęcie, ale również dające na pewno wiele satysfakcji. Co Pana najbardziej cieszy w zajmowaniu się teatrem?

Najważniejsze jest to, że robię to, co lubię i z tego żyję. Nie jest to może życie z basenami, brylantami i mercedesami, ale pozwala mi koncentrować się maksymalnie na tym, czym się zajmuję. Pozwala mi szukać swojej ekspresji i języka teatru. Cieszę się jeżeli (specjalnie używam trybu przypuszczającego) jest we mnie i w tym miejscu taki magnetyzm, że ludzie tutaj przychodzą i chcą pracować. Młodzi ludzie, którzy zjawiają się w Teatrze KTO przez dwa, trzy lata nie wchodzą na scenę. My ich dopiero uczymy. To jest ciężka praca. Rzadko zdarza się, żeby ktoś po roku pojawił się na scenie (choć czasem się zdarza). Ale potem aż miło zobaczyć, gdy wsiadamy np. do samolotu do Korei i widzę 20 uśmiechniętych twarzy. Nowa przygoda, nowe wyzwanie. Nigdy nie grali w Kolumbii albo Iranie, a nagle okazuje się, że publiczność wstaje, że biją brawa, że w Kolumbii na pięć przedstawień jest sprzedanych 9 tysięcy biletów. Wtedy chce się żyć. Satysfakcję czuję, gdy idę do innego teatru i widzę spektakl, który mnie porusza i zachwyca. W takich chwilach wychodzę optymistycznie nastawiony do życia. Jest mi smutno natomiast, gdy widzę nieporozumienia, język bełkotu i hochsztaplerkę.

 

Powrót do przeszłości. Co sprawiło, że kiedyś zdecydował się Pan zająć teatrem?

Zawsze chciałem zostać aktorem. Na studiach to się trochę zmieniło. Chciałem być dziennikarzem. Ale zobaczyłem przypadkowo kilka studenckich teatrów, bardzo mocnych przedstawień. Postanowiłem, że spróbuję dostać się do grupy Teatru STU. Dostałem się i byłem tam aktorem pięć albo sześć lat. Udało mi się wtedy w latach 70. zwiedzić kawał świata. Moja pierwsza podróż zagraniczna była do Szwajcarii. To był szok! Po jakimś czasie stwierdziłem, że już mi to nie wystarcza i że trzeba zacząć coś robić samodzielnie. Wystąpiłem więc z Teatru STU. Nigdy nie spędziłem ani jednego dnia w szkole teatralnej. Uważam, że talentu nie da się nauczyć. Można tylko troszeczkę podciągnąć warsztat. Zawód aktora i reżysera polega na tym, że albo ma się to coś – talent, iskrę Bożą albo nie. Aktor nie zawsze będzie genialny. Reżyser nie zawsze zrobi genialne przedstawienie. Każdy ma lepsze i gorsze momenty. Ale aktor czy reżyser ciągle stara się być coraz lepszym. I to jest piękne. Zmaganie się z materią, zmaganie się ze sztuką, zmaganie się z samym sobą.

 

A pamięta Pan swój debiut na scenie?

Już jako aktor mój debiut odbył się w Teatrze STU. „Sennik polski”, „Exodus”. Małe, ale ważne role, które bardzo się przeżywało.

 

Co jest najważniejsze, najistotniejsze w spektaklach przygotowywanych przez Teatr KTO?

Po pierwsze nie przygotowujemy spektaklu, jeśli nie wiemy o czym. Z tego powodu nie ma u nas trzy premier w roku, a jedna na trzy lata. Zespół i ja jako reżyser (bo większość spektakli reżyseruję ja, choć czasem zapraszam też innych artystów, którzy podobnie myślą o teatrze) musimy do czegoś dojrzeć, coś przeżyć, musi się coś stać wokół nas i w środku nas. Niektóre spektakle gramy od kilkunastu już lat. Co sezon są nowe próby, odrestaurowanie dekoracji. To wymaga wielkiego nakładu pracy. Robimy to dopóki nie pojawi się chęć, imperatyw wewnętrzny zrobienia czegoś następnego. Nie jesteśmy teatrem repertuarowym w tym sensie, że nie musimy składać do Wydziału Kultury sprawozdań. W ciągu roku możemy zrobić kilka premier albo żadnej. Ważne żebyśmy byli aktywni. W każdym spektaklu gra trochę inny zespół. Ale to co jest moim konikiem to ulica i plener.

 

Jakie możliwości daje teatr uliczny, których nie ma podczas tradycyjnego spektaklu na scenie?

Scena teatralna to pewna konwencja. To sala, tradycyjny teatr mieszczański, w tym dobrym znaczeniu. To pomieszczenie, do którego przychodzi się konsumować sztukę. Konwencję kupuje się w postaci biletu. Siadamy w teatrze i wiem, że tutaj jest scena, a na scenie jest aktor. Na ulicy często nie wiadomo o co chodzi. Widz idzie, patrzy. Ktoś stoi, coś robi. Zanim zrozumie się konwencję mija trochę czasu. My przestrzeń spektaklu ulicznego budujemy cały dzień. To jest już rodzaj teatru. Moi pracownicy wiedzą, że w tej przestrzeni trzeba zachować dyscyplinę i spokojnie pracować. Od momentu, gdy pojawiamy się na ulicy, by budować dekorację, to już jest teatr. To lubię najbardziej. Wykorzystanie magii przestrzeni, ulicy, widza, przechodnia. Trzeba mieć talent żeby coś takiego robić. Zapraszam na Festiwal Teatrów Ulicznych. Mamy w tym roku kilku takich geniuszów.

 

Ulica jest bardziej wymagająca?

Jest inna. Żeby zagrać spektakl o 21 trzeba rozpocząć pracę o 10 rano. Wyładunek dekoracji, zamontowanie dekoracji, krótki odpoczynek i obiad, próba, spektakl, demontaż, załadunek i dopiero wtedy powrót. Ciężka praca.

 

Kto może zostać aktorem w Teatrze KTO?

Utalentowany, zdyscyplinowany młody człowiek. Starszy również. Przede wszystkim liczy się talent i pracowitość oraz umiejętność pracy w zespole.

 

Jakie są plany Teatru KTO na najbliższy czas?

W lutym zrealizowaliśmy spektakl „Rondo”. Realizujemy polsko- niemiecki  spektakl „Ziemia obiecana”. Udział w nim bierze trzech polskich i trzech niemieckich muzyków oraz podobnie trzech polskich i trzech niemieckich aktorów. Przedstawienie będzie opowiadać o emigracji w latach 70. Zostanie on zaprezentowany w Niemczech i Krakowie. Oprócz tego, Noc Poezji ze specjalnym widowiskiem przez nas przygotowanym. Noc Teatrów, Festiwal Teatrów Ulicznych. Wyjazdy do innych miast w Polsce – Toruń, Kalisz, Zamość, Świnoujście. W październiku być może wyjedziemy do Japonii. Od września będziemy przygotowywać kolejny spektakl bez tekstu, którego akcja rozgrywa się w domu dziecka.

 

W teatrze ważny jest widz. Przychodzi, by coś zobaczyć, przeżyć, zrozumieć… Co według Pana teatr powinien „robić” z widzem?

Przede wszystkim nie nudzić. Teatr nudny jest teatrem okropnym. Widz musi zobaczyć fascynujące wydarzenie, coś co go dotknie. Spektakle nie powinny być mu obojętne. Z teatru nie można wyjść z uczuciem „no dobre było”. Nie. Trzeba wyjść z odczuciem, że było rewelacyjnie albo beznadziejnie. Nie ma średniości w sztuce. Po to pracujemy by powstawały arcydzieła. Oczywiście arcydzieła nie powstają codziennie i należy chodzić na przedstawienia dobre, ale one także w jakiś sposób muszą dotykać widza. Przedstawienie teatralne według mnie to wielkie show, jest czymś, co musi wywołać wielkie emocje, wstrząsnąć widzem. Nie zawsze uda się to osiągnąć, ale dążyć do tego trzeba.