W jednej z krakowskich gazet zostali wyzwani od żebraków i osób, które deprecjonują zawód przewodnika. Mowa była o… innych przewodnikach, którzy oprowadzają turystów w formule free walking tour. – To nie wygląda tak, że przychodzi przypadkowy chłopak, nie płaci podatków i zarabia 300 złotych w dwie godziny – mówi Paweł Mrozowicz, prezes i założyciel Fundacji Free Walking Tour, która działa w kilku miastach w Polsce.
Dawid Kuciński: W jednej z krakowskich gazet działalność Free Walking Tour została nazwana żebractwem przez prezesa Stowarzyszenia Przewodników Turystycznych.
Paweł Mrozowicz: Pyta mnie Pan czy jestem żebrakiem?
Tak, choć Pan nie wygląda.
(Śmiech) Jeśli wejdę na taki poziom dyskusji, to nigdy nic konstruktywnego nie powiem. Te słowa są niesprawiedliwe. Po pierwsze, nikt się z nami w tej sprawie nie kontaktował. Po drugie, artykuł dotyczył naszej konkurencji, a odbił się negatywnie właśnie na nas, ponieważ jesteśmy największą tego typu organizacją w Polsce. Ostatnio ekspedientka w sklepie po lekturze wspomnianego artykułu „pochwaliła” mi się wiedzą o tym, ile zarabiam. Według autorów artykułu jesteśmy dzieckiem deregulacji – najwyraźniej ktoś nie wiedział, że istniejemy już od siedmiu lat. Dodatkowo, póki co w Krakowie zatrudniamy tylko przewodników z licencją.
Właśnie miałem pytać, kto pracuje w fundacji.
Od samego początku współpracowałem z licencjonowanymi przewodnikami. Często zdarzało się, że musieliśmy uczyć oprowadzania osoby, które ukończyły kurs. Dlatego nie rozumiem zarzutów o to, że nie dbamy o jakość. Bardzo dużo godzin spędzamy na szkoleniu przewodników oraz dokształcaniu się. Opracowaliśmy kanon idealnego przewodnika i cały czas nad nim pracujemy, aktualizujemy go i ulepszamy.
Sam egzamin przewodnicki weryfikuje tylko faktografię, a umiejętności interpersonalne są marginalizowane. Dla mnie kurs na przewodnika był pasjonującą szansą na zgłębienie historii sztuki i zwiedzenie krakowskich muzeów ze specjalistami, jednak w trakcie szkolenia nikt nie sprawdza, czy przewodnik potrafi się z kimś porozumieć, zaciekawić, opowiadać z pasją.
Jak deregulacja wpłynęła na Pana biznes?
Mam więcej możliwości – mogę rekrutować ludzi z pasją. Z drugiej strony teraz na rynek turystyczny mogą wejść międzynarodowe korporacje, które oferują wycieczki Free Walking Tour w kilkudziesięciu miastach. Dlatego uważam, że nie powinniśmy się zwalczać artykułami prasowymi, bo to nie obchodzi ani tych korporacji, ani turystów, szczególnie zagranicznych. Kraków dzięki nam ma największą i najbardziej zróżnicowaną siatkę Free Walking Tour na świecie. To podnosi jego walor turystyczny.
Ponadto promujemy lokalność, zwłaszcza za pomocą projektu Free Walking Map, na którym zaznaczamy atrakcyjne miejsca. Może Pan teraz wyjść na rynek i zapytać przechodniów gdzie zjeść najlepsze pierogi, skosztować świetnej maczanki krakowskiej albo gdzie w mieście można obejrzeć street art. Założę się, że większość będzie miała problem z odpowiedzią. A my to wszystko umieściliśmy na naszej mapie. Ponadto na bieżąco sprawdzamy i aktualizujemy informacje. Jedno z wybranych przez nas miejsc ma tylko sześć krzesełek, ale pierogi mają przepyszne. Dla nas to jest bardzo ważne, żeby turysta mądrze głosował portfelem, próbował lokalnych przysmaków i wspierał wartościowe przedsięwzięcia. Dzięki temu mapa jest na tyle atrakcyjna, że ponoć w niektórych punktach informacji turystycznej była kserowana i rozdawana turystom. Sam zawsze wręczam najnowszą wersję nawet mojej dentystce, która jest zachwycona, że może dzięki temu lepiej poznawać swoje miasto.
W artykule napisano, że Free Walking Tour to przykład nieetycznego działania, które degraduje zawód przewodnika. Co Pan myśli o takich wypowiedziach starszych kolegów?
Przede wszystkim nie chciałbym tworzyć takich sztucznych podziałów, bo ani ja nie jestem z roku na rok coraz młodszy, ani nie jest prawdą, że w naszej fundacji oprowadzają tylko młodzi przewodnicy. Martwią mnie takie wypowiedzi, bo przypominają bratobójczą walkę. Ja z nikim nie walczę, jestem z boku, ale muszę reagować, bo nasi przewodnicy czują się obrażani, a wykonują dobrą pracę. To nie wygląda tak, że przychodzi przypadkowy chłopak, nie płaci podatków i zarabia 300 złotych w dwie godziny. W naszej fundacji nie jest tak różowo. Jej prowadzenie generuje spore koszty niezależnie od tego, czy otrzymujemy dotacje od turystów, czy nie, a oprowadzamy ich codziennie przez cały rok, nawet przy minus 20 stopniach. Nie zawsze mamy klientów, a nawet jeśli ktoś dołączy do wycieczki, to czasami czerwony woreczek przewodnika i tak jest pusty. Zdarza się, że dostajemy tylko miłe słowa i uścisk dłoni, bo bywa tak, że ludzie nie mają pieniędzy. To jest w porządku. Jesteśmy dostępni dla każdego, niezależnie od zasobności portfela. To już nasz problem, żeby zorganizować to w ten sposób, żebyśmy nie musieli do tego dokładać.
Stowarzyszania przewodników zawiązały federację, będą się dokształcać, wewnętrznie certyfikować. Chcielibyście współpracować z tą federacją?
Obdzwoniłem pół miasta i w dalszym ciągu nie do końca wiem, o co chodzi. Słyszałem, że są ruchy w kierunku wewnętrznej certyfikacji. Jesteśmy otwarci, nie widzę żadnego problemu. Na razie jednak nikt się z nami nie kontaktował.
Takie klastrowanie przyniesie pozytywne czy negatywne skutki dla branży?
Nie jestem pewien, czy efekt będzie współmierny do wysiłków. Znaczna większość zagranicznych turystów nigdy nie wraca do Polski i trzeba to zaakceptować. To, co jest dla nich ważne i o czym później opowiadają znajomym, to przede wszystkim to, co zobaczyli, spróbowali i kogo poznali. Szczególnie ważne są osoby, które turysta spotyka podczas swojego pobytu. Pierwsze doświadczenie rzutuje później na opinię o całym kraju. Z tej perspektywy nie jest ważne, czy ta spotkana osoba miała licencję, tylko co sobą reprezentowała – jak bardzo była komunikatywna i otwarta oraz świadoma wyjątkowości swojego kraju. Czujemy się ambasadorami Krakowa, dbamy o jego wizerunek i moim zdaniem właśnie w ten sposób powinniśmy wszyscy współdziałać dla dobra naszego miasta.
Celujecie w turystę zagranicznego?
Niekoniecznie. Oprowadzamy głównie po angielsku, ale rozszerzyliśmy ofertę także o język hiszpański w Krakowie i niemiecki we Wrocławiu. Do tej pory w języku polskim oprowadzaliśmy tylko w ramach zbiórki na WOŚP lub cyklu FREE Walking SPECIAL z okazji Dnia Przewodnika. Od maja w weekendy będą odbywały się klasyczne spacery FREE Walking TOUR po Starym Mieście i Kazimierzu. Pod tym względem bardzo się wyróżniamy na tle innych organizacji na całym świecie.
Zgodnie z tym, co niedawno powiedział Rafał Szmytke, prezes Polskiej Organizacji Turystyki, w 2012 roku Polskę odwiedziło prawie 15 milionów turystów zagranicznych. Poznałem osoby, które po przeczytaniu artykułu na nasz temat we wrocławskiej prasie postanowiły wybrać się na weekend do Krakowa. Dla nich Free Walking Tour było pretekstem do zwiedzenia grodu Kraka, uczestniczyli co najmniej w czterech naszych wycieczkach pomimo tego, że nie mówili płynnie po angielsku. Z myślą o takich osobach będziemy wprowadzać spacery po polsku. Póki co, zapraszamy wszystkich na angielskie wycieczki do Krakowa, Wrocławia, Warszawy, a już niedługo do Zakopanego. Udane wakacje to nie koniecznie słońce w Tunezji. Można powiedzieć, że cudze chwalicie, a swojego nie znacie.
W artykule była jeszcze mowa o tym, że Państwa wycieczki są za krótkie.
Redaktor, który napisał artykuł, dołączył do wycieczki naszej konkurencji, która faktycznie organizuje krótsze zwiedzanie. Nasze trasy są dostosowane do możliwości poznawczych człowieka. Samo Stare Miasto to kwestia dwóch i pół godziny. Druga podstawowa wycieczka, żydowski Kraków, to już trzy godziny. Są to spotkania wprowadzające w temat, które gwarantują orientację po najciekawszych miejscach. Dla wytrawnego turysty to tylko przystawka i jeśli mu ona zasmakuje, to dalej może kontynuować zwiedzanie. Od 1 kwietnia będziemy oprowadzać regularnie jeszcze trzy inne wycieczki w formacie FREE Walking Tour. W ofercie mamy również bardziej specjalistyczne wycieczki, na które cena jest ustalona. Jeździmy do Nowej Huty na wycieczki komunistyczne, oprowadzamy po muzeach w podziemiach rynku i w Fabryce Schindlera. Na życzenie turystów zabieramy ich do dawnego obozu w Płaszowie oraz spacerujemy cztery i pół godziny śladami Oscara Schindlera. O muzeum Schindlera i nim samym nie opowiadamy faktów z Wikipedii – przewodnicy opierają się na 600-stronicowej biografii oraz dziennikach Emilie Schindler, które są obecnie białym krukiem. Stworzenie tych tras wymagało ogromnego nakładu pracy, natomiast treści merytoryczne daleko wykraczają poza materiał z kursów przewodnickich. Dzięki tak zróżnicowanej ofercie udowadniamy, że Kraków jest miastem, w którym stanowczo warto zostać dłużej niż trzy dni.
Ale nie odmawiacie, jeśli turyści chcą zwiedzać same kościoły.
Oczywiście, jeśli ktoś chce zwiedzać kościoły, to bardzo chętnie go oprowadzę. Ale typowy zagraniczny turysta widział w swoim życiu już setki kościołów. Nie ma sensu zmuszać kogoś do słuchania historii, które go nie interesują. Polska większości zagranicznym turystom kojarzy się głównie z Auschwitz, komunizmem i wódką. Nie jest to pozytywne, ale prawdziwe. Mogę protestować i obrażać się, ale tak jest i trzeba to przyjąć, a następnie budować pozytywny wizerunek, bazując na tym, co już wiedzą o Polsce. Dla mnie opowiadanie o kulturze picia wódki w Polsce jest równie ważne jak opowieść o największym państwie Europy, Rzeczypospolitej Obojga Narodów. To nie jest ignorancja, tylko używanie nowoczesnego języka, posługiwanie się popkulturą do przekazywania ważnych treści, ocieranie się o performance, żeby przyciągnąć uwagę i nie nudzić.
Z drugiej strony, gdy mówimy o komunizmie, to nie jemy ogórków kiszonych i nie zakładamy czapek z sierpem i młotem. Nie wspieramy popowej wersji PRL-u. Opowiadamy historię „Solidarności” i walk pod krzyżem nowohuckim. W kontekście Holocaustu nie wstydzimy się mówić o bardzo kontrowersyjnym Oskarze Schindlerze, ale wspominamy też Henryka Sławika, który uratował pięć tysięcy żydowskich dzieci (co najmniej cztery razy więcej niż znany na całym świecie bohater filmu Lista Schindlera). Opowiadamy o Polakach, którzy byli masowo mordowani podczas wojny. Zagraniczni turyści często nigdy wcześniej o tym nie słyszeli. To jest nasze podejście do turystyki i historii oraz przekazywania ich innym. To wszystko nie jest łatwe, ale cel – promocja Polski – jest tego wart.