– Nie ukrywamy, że każdy z dzierżawców schronisk z obawą patrzy w przyszłość. Trudno przewidzieć, kiedy obiekty zostaną otwarte i jak będzie wyglądał ruch turystyczny. Czy po takim kryzysie turystyka odżyje przez złaknionych wyjazdów turystów czy wręcz przeciwnie: kryzys pochłonie oszczędności i będzie chwilowy impas? – zastanawia się Izabela Hudziak ze schroniska PTTK Markowe Szczawiny na Babiej Górze.
Na cztery spusty
Najpierw była niemal bezśnieżna zima, później epidemia (teraz już pandemia) COVID-19, a wraz z nią – kolejne obostrzenia rządu w walce z koronawirusem.
„W związku z Rozporządzeniem Ministra Zdrowia z dnia 13 marca 2020 r. w sprawie ogłoszenia na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej stanu zagrożenia epidemicznego schroniska górskie PTTK aż do odwołania – zawieszają świadczenie usług” – czytamy w komunikacie spółki Karpaty, odpowiedzialnej za schroniska i hotele spółki PTTK na terenie Tatr, Beskidów (Żywiecki, Śląski, Mały, Sądecki, Wyspowy, Gorce) i Pienin.
Od tego czasu schroniska turystyczne w Tatrach i Beskidach są zamknięte na cztery spusty – świadczenie usług noclegowych i gastronomicznych zostało zawieszone.
W wyniku kolejnych rozporządzeń zamknięto parki narodowe, górskie szlaki i lasy.
„Na zero”
Gospodarze schronisk nie ukrywają, że to trudna sytuacja, ale mają nadzieję, że wszystko dość szybko wróci do normy. Dlatego apelują, by turyści nie odwoływali, a przekładali swoje przyjazdy na późniejszy termin.
– Zawieszenie działalności wiąże się z brakiem jakichkolwiek dochodów. Tak naprawdę wychodzimy „na zero”, a musimy jeszcze utrzymać obiekt, opłacić rachunki za prąd, opłacić czynsz i zapłacić pracownikom – wymienia Bogumiła Długopolska, kierowniczka schroniska PTTK im. Władysława Orkana na Turbaczu. – Co prawda wcześniej rozważaliśmy możliwość prowadzenia działalności gastronomicznej na wynos, ale w górskich warunkach nie ma to racji bytu. Tarcza antykryzysowa nie jest dla nas, bo zatrudniamy więcej niż 9 pracowników. Pozostaje mieć nadzieję, że to się szybko skończy, a turyści ruszą w góry i zaczniemy normalnie funkcjonować. Teraz jest najgorszy moment – mówi.
Kwarantanna absolutna
Maria Łapińska, szefowa schroniska nad Morskim Okiem, śmieje się, że takiej sytuacji nie było tu od czas stanu wojennego.
– Mamy tu kwarantannę absolutną! Jak kiedyś zeszła lawina, to byliśmy odcięci od świata. Teraz chociaż mamy łączność ze światem: radio i telewizor. Jesteśmy w schronisku z niewielką grupą pracowników. Trzeba pilnować chałupy, poza tym mamy jeszcze oczyszczalnię ścieków, którą musimy sterować i kontrolować czy wszystko działa. Nie chcę się stąd nigdzie ruszać, bo tu jest bezpiecznie. Tylko trochę ciężko przyzwyczaić się do tej ciszy i pustki – zdradza. – Już mam dość tego odpoczywania – śmieje się.
Żarty żartami, ale pani Maria ocenia, że trochę potrwa, zanim turyści wyruszą na górskie szlaki.
– Ludzie jeszcze długo będą ostrożni. Nad Morskim Okiem nie da się uniknąć tłumu, kiedy jest normalny ruch. Jestem tym trochę przerażona, ale nie mamy wpływu na to, co się dzieje. Nie wiem, jak to będzie z pomocą rządu. Nie prowadzę mikrofirmy, zatrudniam 20 pracowników. Musiałam zamknąć schronisko z dnia na dzień. Mamy leasingi, kredyty, ZUS do opłacenia. Czarno to widzę – mówi Łapińska.
Góry nie uciekną
W niepewną przyszłość z okien schroniska spoglądają również gospodarze schroniska na Hali Lipowskiej w Beskidzie Żywieckim (po stronie woj. śląskiego).
– Jesteśmy z całą rodziną tu na górze, w schronisku. Można powiedzieć, że izolujemy się przed tym, co na dole. Straty? Na pewno zaopatrzenie. Byliśmy przygotowani na normalny ruch turystyczny. Niestety część żywności będzie trzeba zutylizować – mówi Jakub Szupieńko, menedżer schroniska na Hali Lipowskiej.
Pod koniec marca schronisko zaapelowało na swoim facebookowym profilu, aby w czasie pandemii turyści nie wybierali się na górskie wyprawy.
– Bardzo tęsknimy za turystami. Ale góry jak stały, tak stoją i nigdzie nie uciekną. Musimy się zmierzyć z różnymi przeciwnościami, ale apelujemy, by wycieczki w góry przełożyć – stwierdza Jakub Szupieńko.
Schronisko: drugi dom
Z podobną prośbą zwróciło się do miłośników gór schronisko na Markowych Szczawinach:
„Każdy z nas wierzy, że dzięki zachowaniu zaleceń do pozostania w domu zdołamy spowolnić rozprzestrzenianie się wirusa – tak, abyśmy spotkali się jak najszybciej na Babiej Górze. Choć to trudna sytuacja dla wszystkich”.
Gospodarze schroniska jednak nie próżnują – czas zamknięcia wykorzystują na gruntowny remont całego obiektu.
– Po otwarciu przywitamy gości odświeżonym wnętrzem. Już teraz możemy obiecać, że planujemy kilka atrakcji dla pierwszych turystów. Poza tym przyroda, która właśnie nabiera głęboki wdech, przywita ich w pełnej krasie – podsumowuje Izabela Hudziak.