Nagroda Krakowianina Roku redakcji LoveKraków.pl przypadła w tym roku grupie radnych, którzy zaangażowali się w pomoc na Ukrainie.
– Jesteśmy zwykłymi ludźmi i postanowiliśmy pomóc zwykłym ludziom – przyznają wprost radni Krakowa, którzy zaangażowali się w niesienie pomocy humanitarnej na Ukrainie. W tej ponad politycznej grupie znaleźli się przedstawiciele wszystkich klubów Rady Miasta Krakowa: Małgorzata Kot i Jerzy Zięty z Prawa i Sprawiedliwości, Andrzej Hawranek i Łukasz Sęk z Platformy Obywatelskiej, Łukasz Wantuch z „Przyjaznego Krakowa” oraz Jan Pietras z klubu „Kraków dla Mieszkańców”.
– W momencie, kiedy wybuchła wojna, mając doświadczenia życiowe z poprzednich działań wojennych, które widziałem z bliska, zdałem sobie sprawę, że za naszą wschodnią granicą będzie się działa wielka tragedia. Wiedziałem dokładnie, co to znaczy i że ludzie, którzy są na wschodzie będą potrzebowali zwykłej, ludzkiej pomocy w znalezieniu pożywienia, schronienia czy odzieży – mówi o powodach zaangażowania się w pomoc na Ukrainie radny Krakowa Andrzej Hawranek.
Inny radny Łukasz Wantuch przyznaje, że w pomoc zaangażował się przypadkowo, kiedy jego znajomy zaczął jeździć na Ukrainę. Nie ukrywa, że przed przekroczeniem granicy odczuwa strach. – Tylko głupi się nie boją. Każdy się boi, bo każdy wyjazd jest niebezpieczny – zaznacza. Po chwili dodaje, że potrzeba niesienia pomocy jest silniejsza niż strach.
Z Krakowa na Ukrainę grupa radnych i znajomych przetransportowała blisko 150 ton żywności, środków opatrunkowych, karmy dla zwierząt, śpiworów, odzieży wojskowej, ale także zaopatrzenia dla pediatrycznych szpitali. – Wcześniej otrzymujemy listę najpotrzebniejszych rzeczy. Nasza pomoc jest celowana, aby nie wozić tego, czego w danej chwili nikt nie potrzebuje na Ukrainie – mówią.
Wspominają, że transport z Krakowa dotarł również do Mołdawii. To ten niewielki i biedny kraj na początku wojny przyjął wielu uchodźców. – Na początku nie było łatwo, ale zawsze mogliśmy liczyć na pomoc osób z różnych krajów. Daliśmy sobie radę, również dzięki pomocy, którą otrzymywaliśmy z Polski – mówi Angela Cutasevici, zastępczyni mera Kiszyniowa.
Pomoc z Krakowa dociera także wprost w rejon walki. – Dziękujemy za pomoc. Ona natychmiast dociera do osób, którzy jej potrzebują, a szczególnie są to kobiety i dzieci, mężczyzn nie zostało zbyt wielu, bo Rosjanie wywieźli ich w nieznane nam miejsce – mówił Jurij Fedorenko z 112 Brygady Obrony Terytorialnej Miasta Kijowa i jednocześnie radny stolicy Ukrainy. Krakowianie pierwszy raz z wojskowym spotkali się w miejscowości Szewczenkowe zaledwie kilka dni po wyzwoleniu terenów obwodu charkowskiego spod rosyjskiej okupacji.
Dary dotarły również do Iziumu, gdzie wolontariusze z Krakowa, przy dźwiękach altymetrii, w kamizelkach kuloodpornych i hełmach rozdawali paczki żywnościowe. – Jesteśmy wam bardzo wdzięczni. Po tylu tygodniach okupacji, dobrze że mamy teraz do czynienia ze wspaniałymi ludźmi – podkreślał Wałerij Marczenko, mer miejscowości.
To nie koniec pomocy dla mieszkańców obwodu charkowskiego. Już teraz „grupa krakowska” – bo taka nazwa coraz częściej jest wymieniana przez mieszkańców wschodniej Ukrainy – zamierza jechać z tonami świeczek. Ten pozornie prosty przedmiot jest niezwykle potrzebny. – Przez wiele miesięcy nie mieliśmy prądu. Tak po ludzku, potrzebujemy światła, potrzebujemy nadziei – mówiła ze łzami w oczach 70-letnia mieszkanka Iziuma.