Do Domu Piłsudskiego muszą przyjechać pirotechnicy. „Nie było chęci współpracy”

fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Około 90 eksponatów z Domu Piłsudskiego wyjechało w czwartek i w piątek z Domu Piłsudskiego. Akcja – wbrew założeniom – nie zakończy się dziś, ponieważ część przedmiotów może stanowić zagrożenie i muszą się nimi zająć pirotechnicy.

Jak informowaliśmy w czwartek, urzędnicy i muzealnicy w asyście policji wkroczyli do siedziby Muzeum Czynu Niepodległościowego na Oleandrach, by zabezpieczyć i przejąć eksponaty. Wiosną 2020 roku minister kultury Piotr Gliński zakazał dalszej działalności muzeum, a we wtorek minął termin dobrowolnego oddania zbiorów. Szef Związku Legionistów Polskich Krystian Waksmundzki nie zastosował się do poleceń ministra kultury, dlatego też zdecydowano o przymusowym przejęciu zbiorów.

Eksponaty w złym stanie

Wojewoda Łukasz Kmita podczas briefingu przed Domem Piłsudskiego mówił m.in. o złym stanie technicznym zbiorów, w tym cennych sztandarów. – Są one w bardzo złym stanie, mocno zawilgocone, dalsze przebywanie w tym miejscu wiązałoby się z ich bezpowrotnym zniszczeniem – podkreślał. W jego ocenie to dowód, że decyzja o przymusowej egzekucji była właściwa.

Eksponaty zostały przewiezione do archiwum przy ul. Orzeszkowej. Zostały tam specjalnie przygotowane pomieszczenia, by zbiory mogły zostać zabezpieczone, pod opieką Muzeum Narodowego.

Pierwotnie wojewoda chciał zaprosić dziennikarzy do budynku, okazało się to jednak niemożliwe. – Nie możemy wejść do tego budynku, ponieważ znajdują się tam przedmioty, które muszą zostać sprawdzone pirotechnicznie. One mogły stanowić zagrożenie dla zdrowia i życia, więc przyjadą tu specjaliści, aby je zabezpieczyć – mówił Łukasz Kmita. Jak stwierdził, jeśli informacja o możliwym zagrożeniu się potwierdzi, konsekwencją może być postawienie zarzutów.

W czwartek i w piątek zabezpieczonych zostało łącznie ponad 90 eksponatów. Zabrane zostały tylko te przedmioty, które stanowią realną wartość. Kopie dokumentów czy mniej istotne pamiątki pozostały w rękach Związku Legionistów Polskich.

Służby wojewody zakładają, że po zakończeniu egzekucji przekażą klucze miastu, aby to ono zarządzało nieruchomością. Zbiory mają zostać odpowiednio zabezpieczone i eksponowane. – Toczą się już rozmowy ministra Glińskiego i prezydenta Majchrowskiego. Ma tutaj powstać filia oddziału Muzeum Narodowego, która w godny sposób będzie prezentowała te eksponaty – mówił wojewoda.

Nie było chęci współpracy

Egzekucja będzie trwała jeszcze w poniedziałek. Wszelkie prace związane z zabezpieczeniem zbiorów mają zostać przeprowadzone jak najszybciej.

– Niestety muszę powiedzieć, że pan Waksmundzki nie chciał współpracować. My byliśmy gotowi do tego, aby ta procedura wyglądała zupełnie inaczej, ale nie było chęci współpracy, a jedynie działania pozorowane. Od dziś, mam nadzieję, zaczyna się nowa historia tych muzealiów. Muzealiów, które warto, aby zobaczyli Polacy, w godnych warunkach, w godnym miejscu, odnowionym, uporządkowanym, we współpracy z miastem, które prawdopodobnie będzie właścicielem tego obiektu – podsumował wojewoda.

O braku współpracy mówiła też Joanna Florkiewicz-Kamieniarczyk, dyrektor Wydziału Rewaloryzacji Zabytków Krakowa i Dziedzictwa Narodowego w urzędzie wojewódzkim. – Pan Waksmundzki cały czas mówił, że dokonujemy kradzieży – stwierdziła.

– To, co zabraliśmy, to są rzeczy naprawdę wyjątkowe, bardzo cenne. Wszystkie tkaniny są tak mokre, że ma się wilgotne ręce po dotknięciu, a część mundurów ma ślady działania moli. Najwyższy czas to wszystko zdezynfekować i ratować pod względem konserwatorskim – powiedziała.