Mówią, że jedno piwo to nie piwo. Mówią, że jedna bania zaburza równowagę, więc wypada polać i na drugą nóżkę. W imię tej zasady właściciele BaniaLuki, która kojarzyła się do tej pory z placem Szczepańskim postanowili otworzyć kolejny lokal przy ul. Estery 12. Stanęło przed nimi trudne zadanie – sprostać wymaganiom bywalców Placu Nowego.
Kilka słów dla nowych w temacie. BaniaLuka powstała jako połączenie pasji gastronomicznej i imprezowej – bar zakąskowy z szerokim asortymentem polskich tradycyjnych dań w dobrej cenie i „na szybko” plus solidny wybór alkoholi. Do tego prosta polityka cenowa – wszystkie trunki za cztery złote, wszystkie posiłki za osiem złotych. Tradycyjnie najzagorzalsze spory bywalców dotyczą nazwy. Ostatnio spotkałem się z teorią, że wchodzisz na banię, a wychodzisz z luką w pamięci. Skoro czytacie te słowa to znaczy, że ta teoria wymaga dopracowania (albo ja nie przyłożyłem się do praktyki). Możecie sprawdzić mój artykuł, który dogłębnie testuje walory pierwszego lokalu i opowiada więcej o jego historii.
Więcej: Chodź na banię do Bani >>
Na ul. Estery uruchomiono wszystko, co najlepsze – mamy piwko za 4 zł i wypełniony po brzegi kieliszek wódki w tej samej cenie. To chyba jedyne miejsce przy Placu Nowym, gdzie skosztujemy też kieliszka whiskey za 4 zł. Za czwóreczkę dostaniemy też świetną włoską espresso lub cappuccino. W kwestii posiłkowania też się nic nie zmieniło. Za osiem złotych można solidnie wzmocnić się przed dalszym wysiłkiem. Obok wybitnych pierogów jak u babci, niezmiennie polecam tatara z jajkiem, marynowanymi pieczarkami, cebulką, kiszonym ogórkiem, musztardą i pieczywem.
Innymi słowy BaniaLuka na Estery stwarza idealne warunki, by bywać, bawić się z przyjaciółmi i poznawać nowych ludzi. Mam wrażenie, że to jest przeznaczenie tego miejsca i nie zna życia ten, kto nie jadł pierogów na krawężniku w towarzystwie belgijskich informatyków stawiających wszystkim browary po 1 € (słownie: jedno euro). Czy to wystarczy jak na konkurencję Placu Nowego? W porównaniu z większością barów zakąskowych i pierwszej BaniaLuki, przy Estery mamy większą przestrzeń, w drugiej sali można spokojnie rozsiąść się ze znajomymi, mimo wiecznego natłoku ludzi nie jest ciasno. Jest też coś dla osób lubiących piwo pod chmurką i świeże powietrze. Właściciele przygotowali spory ogródek przed lokalem, dzięki któremu można ochłodzić się zimnym napojem w upalny dzień w cieniu, a nocą relaksować się na chłodniejszym powietrzu i księżycu nad nami. Z czymś w ręku rzecz jasna.
Zresztą Klimat BaniaLuki sprawia, że na widok tłumów rozentuzjazmowanych ludzi twarz sama się uśmiecha. W końcu nikt tu nie przychodzi zjeść i wypić w samotności. Zdarza się też wpaść na parę wybitnych postaci Kazimierza, jak białobrody bajarz czy poeta-freestyler.
Jak więc w podsumowaniu wygląda nowa BaniaLuka w nowej lokalizacji? Mimo ogromnego sentymentu do tej pierwszej i najróżniejszych przeżytych tam przygód wygląda na to, że będę częściej pojawiał się przy Estery 12. Plac Nowy nigdy nie jest pusty i już dawno potrzebował miejsca, które kojarzy się z pełnym kuflem, domowym jedzeniem i taką atmosferą. Ode mnie piątka.
Mówią, że jedno piwo to nie piwo, a dwa piwa to pół piwa. Zatem życzę BaniaLuce sukcesów w pomnażaniu lokalizacji. Może po ogranym Starym Mieście i kultowym Kazimierzu czas na podnoszące się Podgórze lub nieodkryte Dębniki? Mam nadzieję kiedyś popłynąć także drugą stroną Wisły.