W wielkiej hucie (część I)

Pracownik krakowskiej huty fot. Krzysztof Kalinowski/LoveKraków.pl

Trudno mówić o Nowej Hucie w oderwaniu od „starej”. W czasach PRL-u, każdy mógł znaleźć tam zatrudnienie. W „najlepszych czasach” Polski Ludowej to małe miasteczko liczyło blisko 40 tys. pracowników. Teraz jest ich 10 razy mniej, ale to wciąż miasto w mieście z własnym systemem drogowym, gdzie za przekroczenie prędkości 40 km/h można się pożegnać z pozwoleniem na wjazd. Na szczęście są jeszcze autobusy. To tutaj produkowana jest stal, wykorzystywana przez producentów AGD oraz przemysł motoryzacyjny. Przy pomocy przedstawicieli ArcelotMittal Poland udało nam się zobaczyć, jak powstaje stal i jak wygląda praca hutnika.

Szczytem produkcyjnym starej huty były lata 70. Wówczas z Krakowa wyjeżdżało 7 milionów ton stali rocznie. Obecnie wszystkie huty ArcelotMittal Poland nie są w stanie zbliżyć się do tego wyniku.

Proces produkcji

W największym skrócie: stal produkowana w hucie powstaje z rudy żelaza oraz złomu przy udziale węgla. Ruda  przetapiana jest w wielkim piecu.  Później surówka żelaza jedzie do stalowni w formie płynnej (transportowana jest wielkimi kadziami torpedo drogą kolejową) do stalowni konwertorowej. To w konwertorach powstaje płynna stal, która następnie trafia na instalację COS – na linię ciągłego odlewania stali. To właśnie tutaj formowane są slaby - półprodukty, które trafiają do walcowni gorącej, wybudowanej za 1,2 mld złotych w 2007 roku. To do dziś najnowocześniejsza walcownia w Europie. Druga z krakowskich walcowni to walcownia zimna.  Odwiedzimy wszystkie te miejsca. Najpierw jednak, jak wszyscy, którzy mogą zobaczyć zakłady, musimy przejść szkolenie.

Z filmu instruktażowego wynosimy, że można zginąć od temperatury, porażenia prądem albo pod  kołami pociągu. Dodatkowo, zawsze można nam coś spaść na głowę. Dlatego ubieramy się w strój ochronny. Z kaskiem i okularami nie rozstajemy się ani na moment.

Pierwszy przystanek: koksownia

Lucjan Pawlak jest kierownikiem produkcji koksu i pary. W zawodzie od 37 lat. Odpowiada za to, by wielki piec miał paliwo. W koksowni pracuje około 300 osób. Najczęściej to robotnicy wielopokoleniowi. W hucie pracował dziadek, później ojciec. Sami mężczyźni, ponieważ prawo zabrania zatrudniania kobiet w tzw. wydziałach gorących. Czy to ciężka praca? Inżynier Pawlak nie narzeka. – Na pewno nie jest lekka, ale przeciętnie predysponowany człowiek daje sobie radę – mówi. Przeciętny wiek hutnika to 46 lat.

– Podobna średnia jest w całym przemyśle ciężkim. Mamy problem z wymianą pokoleniową. Między innymi przez likwidację szkół technicznych  i zawodowych  – odpowiada Sylwia Winiarek, rzecznik prasowy ArcelorMittal Poland. Notabene córka hutnika. Będzie nam towarzyszyć przez całą podróż. Czyli najbliższe 6 godzin.

Jak dodaje, firma prowadzi obecnie program i współpracuje z uczelniami wyższymi w Małopolsce,  na Śląsku i Opolszczyźnie. Ponoć dzięki temu aplikuje do pracy coraz więcej młodych ludzi. –  Ktoś przecież będzie nas musiał zastąpić – dodaje inżynier Pawlak.

Bez tego zakładu huta by nie działała. To tutaj w baterii koksowniczej opala się węgiel kamienny (polski, choć w czasach kryzysu – jak choćby podczas ostatnich górniczych protestów –  trzeba było kupić „zamorskie” surowce). Po ponad 16 godzinach koks jest gotowy. Następnie trzeba go schłodzić. Wcześniej robiło się to „na mokro”, przez co do atmosfery przedostawały się bardzo szkodliwe substancje. Obecnie wymagana jest technologia schładzania na sucho. Inaczej huta nie mogłaby funkcjonować.

Dziennie z koksowni wyjeżdża prawie 1800 ton paliwa, czego 80% trafia do wielkiego pieca. Przy jednej schładzanej tonie koksu, powstaje pół tony pary.

– Bez tego nic by nie działało.

– Tak, proces wielkopiecowy nie może się obywać bez koksu. Również procesy energetyczne nie mogą się odbywać bez gazu, który jest przy okazji oczyszczania koksu wytwarzany – mówi kierownik koksowni, dodając, że do zakładu wraca połowa gazu, który tam wyprodukują. Używany jest on ponownie do wytwarzania koksu. Nic się więc nie marnuje.

– Wypadki często się zdarzają? – pytam.

– Akurat w moim przypadku ostatni wypadek zanotowaliśmy w roku 2011. Natomiast przez 2 lata nie było w ogóle takich zdarzeń – twierdzi kierownik. Sylwia Winiarek dopowiada, że przed przejęciem huty przez koncern (2205 rok), współczynnik wypadków wynosił 5,9 (wypadek na milion roboczogodzin skutkujący L4). Obecnie to 0,8. – Pracujemy nad tym, aby zupełnie je wyeliminować – mówi Winiarek. Częściej niż hutnicy ofiarami nieszczęśliwych zdarzeń padają jednak podwykonawcy.


W Wielkim Piecu nr 5

Ten nie ma nic wspólnego z wyobrażeniami o piecach. Przede wszystkim dominuje nad nim elektrofiltr. Potężna maszyna, która działa non stop. Winiarek twierdzi, że nikt nie chciałby się przekonać, co stałoby się, gdyby elektrofiltry zostały wyłączone. Wokół wielkiego pieca jest zielono. Pełno drzew i krzewów. Płatki metalu tańczą w powietrzu. Osiadają na skórze i we włosach. Nie jest to sytuacja standardowa, płatki wydobywają się z kadzi torpedo.Wchodzimy do hali. Wita nas oczywiście kierownik. Dostaję detektor – urządzenie monitorujące stężenie tlenu i dwutlenku węgla w powietrzu.

– Jak będzie pikać, to spadamy. To znaczy spadamy, kiedy ja będą uciekał – mówi.

Wielki piec był modernizowany w 1997 roku. W hucie stoi od połowy lat 60. Produkuje średnio 3 tys. ton surówki z rudy żelaza (56%) oraz koksu, co przekłada się 1,3 mln ton rocznie. Potrzebny jest jednak remont. Wtedy można by zwiększyć produkcję. To właśnie o ten piec drży ponad 1,5 tysiąca osób, a regionalni politycy używają go do swojej walki przedwyborczej.

W trakcie opowieści o produkcji, zaczyna pikać detektor. Uciekamy? Nie. Bo ten kierownika nie wydaje żadnych dźwięków. Przysłoniłem ręką czujnik tlenu.

–  Tak a propos bezpieczeństwa. Zapewne nieczęsto dochodzi tu do wypadków, ale jeśli…

–  Proces jest generalnie niebezpieczny. Ale okres szkolenia pracowników jest długi. Szczególnie zwracamy uwagę na względy bezpieczeństwa.

Robotnicy nie są od razu dopuszczani do pracy. Najpierw muszą przejść 3-miesięczne szkolenie podstawowe. Jednak dopiero po roku mogą pracować sami. Nie dotyczy to pracy na urządzeniach energetycznych czy nagrzewnicach. Tutaj potrzeba minimum dwuletniego doświadczenia. W szkole nikt się takiej pracy nie nauczy.

Również na wielkim piecu jest problem z pracownikami. Dlaczego? Ponoć średnia pensja nie przekonuje. Gdy pytam, ile wynosi to „średnio”, słyszę… średnio.

*

Za tydzień ciąg dalszy. Odwiedzimy m.in. walcownię zimną, gdzie spotkamy uczestnika strajków w czasie stanu wojennego. Opowie również o tym, jak zmieniła się huta przez ostatnie 30 lat.

Czytaj wiadomości ze swojej dzielnicy:

Nowa Huta