Stara Nysa, najzwyklejszy ruszt, kiełbaska i ten niepowtarzalny klimat, jaki tworzą pod Halą Targową – to wystarczy, aby stać się kulinarnym symbolem Krakowa. Pomysł narodził się spontanicznie, a panowie sprzedający kiełbaski od początku czuli, że podbiją serca klientów. Nie mylili się. Od 21 lat, codziennie po pyszne przekąski ustawia się kolejka chętnych. W czym tkwi sukces?
Co przesądza o tym, że ludzie chcą się stołować w danym miejscu? Reklama, piękny wystrój wnętrz? Nie. Przede wszystkim dobre jedzenie. I o takim można mówić w przypadku niebieskiej nyski. Pierwszy krok do sukcesu? Jakość sprzedawanego produktu. – Kiełbasę bierzemy od prywatnego dostawcy. Robi taką, żeby była jak trzeba, z prawdziwego mięsa, a nie z resztek. Pieczemy ją na drewnie bukowym, stąd ich pyszny smak – mówi Aleksander Malik, sprzedawca spod Hali Targowej. – Zawsze świeże i smaczne – dodaje.
„Kupiliśmy nyskę, no i się zaczęło”
Gdy w 1991 roku pracowali jako kierowcy taksówek, wpadli na pomysł „kiełbasowego” biznesu. I choć na początku nie było łatwo, opłaciło się. Obecna nyska jest już drugą z kolei, ale na początku w ogóle nie było planu, żeby sprzedawać kiełbaski właśnie w niej. Przypadek zadecydował, że stała się symbolem i dopełnieniem smaku przekąsek. – Nyska to była okazja. Na początku mieliśmy tylko przyczepę i dwa samochody. W samochodzie trzymaliśmy pieczywo, na przyczepie drewno i rożen. Kiełbasę woziliśmy w drugim samochodzie. A później znajomy po okazyjnej cenie sprzedał mi nysę. No i się zaczęło – mówi Aleksander Malik.
Pomysł na biznes przyszedł sam z siebie, choć żołądek również był doradcą w tej sprawie. Panowie nie zastanawiali się zbyt długo i nie tworzyli żadnego biznesplanu. – Od początku wiedzieliśmy, że będziemy sprzedawać kiełbaski. Chcieliśmy dać ludziom to, co sami lubimy jeść – przyznają.
Dlaczego jednak można ich spotkać tylko w nocy, od 20 do 3 nad ranem? Praca na taksówce podsunęła im ten pomysł. – Często jeździliśmy w nocy i zauważyliśmy, że o tej porze ludzie najchętniej jedzą. I tak oto stoimy codziennie, bez względu na pogodę, oprócz świąt. W żadne święto nie pracujemy – opowiada nam pan Aleksander. – To, co jest zaznaczone w kalendarzu na czerwono, odpada. Odpoczynek, czas dla rodziny jest bardzo ważny – dodaje.
Tu czują się pewnie, bo są na swoim terenie
Nyska stoi zaparkowana przed Halą Targową. Nigdzie indziej nie kupimy t a k i c h kiełbasek. Wydawać by się mogło, że to także wynika z obserwacji, że to przemyślane i idealne miejsce. Nic bardziej mylnego. Jak się okazuje, i w tej kwestii zadecydował przypadek. – Obydwaj jesteśmy stąd, mieszkamy niedaleko. Kolega co prawda wyprowadził się, ale ja nadal mieszkam przy Rondzie Kotlarskim. Jesteśmy na swoim terenie – opowiada, w przerwie nakładając na papierową tackę kiełbasę z bułką i odrobiną musztardy.
Jak to jest z klientami? Każdy, kto choć raz widział w nocy niebieską nyskę wie, że na ich brak nie można narzekać, a wręcz przeciwnie. Jak mówią sprzedawcy, są jednak lepsze i gorsze momenty. – Latem mamy większy utarg, bo wiadomo: ciepło, spacery… Zimą najczęściej ludzie samochodami podjeżdżają, wezmą kiełbaskę i tyle. Wielkich kolejek nie ma. Nie jest powiedziane, kiedy ruch jest, a kiedy nie ma. Teraz jest, a za godzinę nie będzie. Ale często mamy też zamówienia do różnych lokali, do domu, na imprezy – mówi z kolei Marek Dyląg.
Jak już wcześniej pisaliśmy, panowie nie wykupili kilkunastu bilbordów w Krakowie ani nie rozdawali ulotek pod Bagatelą. Jak więc udało im się dotrzeć do klientów? – Na początku wspierali nas koledzy z taksówek, zawsze przyjeżdżali w nocy po kiełbaskę, a potem ludzie sami nas zauważyli, przekonali się, że mamy dobre jedzenie i tak, z dnia na dzień, klientów przybywało. Co ciekawe, w ogóle się nie reklamujemy, a wszyscy o nas wiedzą. Nawet pan Makłowicz często u nas bywał – dodaje z dumą.
Zapalniczki za kiełbaski
Utarg z kiełbasek jest duży – panowie (jak na prawdziwych mężczyzn przystało) są w stanie utrzymać swoje rodziny z ich sprzedaży. – Gdyby się nie opłacało, to nie stalibyśmy tu od 21 lat. Nie narzekamy, bo kiełbasowy biznes to jedyne źródło naszych dochodów, utrzymujemy się z tego – z uśmiechem na twarzy mówi pan Marek.
Żeby jednak móc zarobić na kiełbaskach, trzeba być uczciwym wobec klientów oraz szanować ich. – Jesteśmy tu bez przerwy, o stałych godzinach. Wszyscy wiedzą, że mogą podjechać i kupić kiełbaskę. Ktoś ma ochotę, wsiądzie w auto, przejedzie 5-10 km i wpadnie pod Halę Targową, bo wie, że na pewno będziemy. Gdybyśmy pracowali w kratkę, to nikt by nam nie zaufał. Niepewność jest zła dla klientów – przekonują panowie, serwując kolejną kiełbaskę. – Studenci bawią się na Kazimierzu, a jeść przychodzą do nas. Jak zabraknie im pieniędzy, to licytują zapalniczki i wiele innych rzeczy! – śmieją się.
Międzynarodowy sukces
Niedawno kiełbaski z niebieskiej nyski wygrały konkurs na najbardziej krakowski smak. Pokonały nawet – zdawałoby się kultowego – obwarzanka i choć zdarzają się negatywne komentarze na temat ich smaku, to nie jedyny sukces kiełbasek. Słynne krakowskie przekąski znalazły się w przewodniku „Zjeść Kraków”, tuż za Restauracją Hawełka i przed Klezmer Hois. – Wcześniej też był jakiś konkurs na najlepszą małopolską restaurację. Zajęliśmy 3. miejsce z tego, co pamiętam. Wszyscy nam gratulują, ale wiadomo, że zdarzają się niemiłe opinie. Na Facebooku jest tak samo, ale mamy tam dużo fanów. Wiemy, bo sami prowadzimy stronę! – zapewnia Aleksander Malik. – Jesteśmy we wszystkich przewodnikach: polskim, niemieckim, angielskim, Ludzie przyjeżdżają do nas z różnych stron świata, mówią, że słyszeli o kiełbaskach z niebieskiej nyski. To bardzo miłe! – dodaje.
Co również ciekawe, kto oglądał film „Anioł w Krakowie”, z pewnością pamięta scenę, kiedy anioł Giordano, czyli Krzysztof Globisz, wraz z Hanką (Ewą Kaim) pieką kiełbaski przy niebieskiej nysie. Niepowtarzalny klimat ciepłej, letniej nocy, ogromna kolejka i ten smak – to świetnie oddaje atmosferę tego miejsca.
Produkt ekskluzywny z oranżadą
Skoro biznes tak prężnie się rozwija, dlaczego niebieska nyska nie wjedzie do centrum? Sprzedawcy mieli kilka propozycji, aby poszerzyć biznes i stworzyć sieć. Padały nawet oferty, żeby ustawić samochody wzdłuż trasy z Krakowa do Warszawy i tam sprzedawać kiełbaski „spod” Hali Targowej. Panowie jednak, bez zawahania, odrzucili tę propozycję. –Każde poszerzenie biznesu idzie w parze z pogorszeniem się jakości towaru. Było kilku takich, którzy proponowali nam, aby rozciągnąć sieć od Krakowa do Warszawy, ale nie da się tego zrobić. Grill postawiony przy drodze, to jest jednorazowy klient. My jesteśmy od 21 lat i nikt się nie skarży – przekonują obaj.
A do kiełbasek podawane są oranżady w szklanych butelkach, rodem z PRL-u. O tym również zadecydował przypadek. – Tak się jakoś złożyło, że oranżada była najlepsza, bo jest w szklanych butelkach. Oranżada jest najlepsza. Oranżada i nysa! – zapewnia pan Aleksander, podczas gdy obok nyski zdążyła ustawić się długa kolejka.
fot. Damian Kieroński/lovekrakow.pl