Ani miasto, ani kolej nie przyznaje się do kładki nad torami w sąsiedztwie zalewu Bagry. Dopóki ta sprawa nie zostanie uregulowana, nie ma co liczyć ani na bieżący remont, ani na sprzątanie, ani na oczekiwaną przez rowerzystów pochylnię.
Sprawa kładki toczy się – a w zasadzie stoi w miejscu – od lat. Zarówno spółki kolejowe, jak i miasto, przez długi czas przekonywały, że nie są właścicielami obiektu. Miasto co prawda przeprowadziło kilkanaście lat temu remont kładki, ale utrzymuje, że po zakończeniu umowy w 2012 roku obiekt wrócił do właściciela, czyli kolei.
Rower na plecy
O poprawę komfortu korzystania z kładki od dawna zabiega radna miejska Grażyna Fijałkowska. Dopomina się o to, by kładka była bardziej zadbana i uporządkowana, ale przede wszystkim o to, by pojawiły się na niej szyny, dzięki którym łatwiej będzie pokonać kładkę rowerem czy wózkiem dziecięcym.
– Sytuacja wygląda jak zwykle, czyli nieciekawie. Ludzie dalej chodzą tamtędy na Bagry i muszą nosić rowery i wózki na plecach – mówi radna. – Mam nadzieję, że kiedyś ten problem się rozwiąże. Coraz więcej ludzi, nawet poza sezonem, skraca sobie tędy drogę do Lipskiej na rowerach – stwierdza.
Urzędniczy ping-pong
W grudniu 2019 prezydent zapowiedział, że jeszcze w tym samym roku Zarząd Dróg Miasta Krakowa zwróci się do Wojewódzkiego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego o ustalenie zarządcy i użytkownika kładki.
Pytamy ZDMK o efekty tych działań, ale ten odsyła nas do Zarządu Zieleni Miejskiej, jako jednostki zajmującej się terenem wokół Bagrów. ZZM odpowiada, że co prawda kładka leży w pobliżu Bagrów, ale na terenie, który nie należy do miasta i w żaden sposób jej utrzymanie nie mieści się w kompetencjach jednostki. – My jedynie wysłaliśmy inspektorów z uprawnieniami, żeby sprawdzili stan tej kładki, czy ona po prostu nadaje się do użytku. Stwierdzili, że kładka nie stwarza zagrożenia i ludzie mogą z niej dalej korzystać – mówi nam zastępca dyrektora ZZM Jarosław Tabor.
Wracamy do ZDMK z pytaniem o ustalenia nadzoru budowlanego. Dowiadujemy się, że owszem, urzędnicy zarządu dróg zwrócili się do WINB z pytaniem o kładkę, ale ten „nie odnalazł dokumentów związanych z oddaniem obiektu do użytkowania”. – Działki, na których leży kładka, należą w części do PKP oraz osób fizycznych. ZDMK nie utrzymuje obiektu i nie planuje w tej dziedzinie żadnych kroków – stwierdza Renata Postawa-Giza z biura prasowego jednostki.
Kolej: to sprawa miasta
Zupełnie odwrotnie na sprawę patrzy spółka PKP SA. Argumentuje, że obiekt został zbudowany w latach 80. na zlecenie Dyrekcji Rozbudowy Miasta Krakowa, a z późniejszych dokumentów i opinii wynika, iż administratorem obiektu powinno być miasto. – W 2007 roku WINB wydał decyzję, na podstawie której nałożył obowiązek remontu kładki na miasto Kraków, który został przez samorząd wykonany – przypomina Bartłomiej Sarna z PKP SA.
– Uważamy, że utrzymanie kładki powinno zostać powierzone miastu Kraków, gdyż jest to ciąg pieszy używany przede wszystkim przez mieszkańców miasta i taka historycznie była idea jej budowy – podsumowuje.
Bałaganu ciąg dalszy
W tej sytuacji zapewnienia prezydenta z odpowiedzi na najnowszą interpelację radnej Fijałkowskiej nie napawają optymizmem. W piśmie podpisanym przez Jacka Majchrowskiego czytamy m.in., że ZDMK zwróci się do właściciela gruntu, na której kładka jest posadowiona, o umycie schodów i montaż szyn. Przy okazji urzędnicy przygotowujący odpowiedź pomylili nazwę ulicy i spółkę kolejową, której dotyczy sprawa. Ale niezależnie od tego, do której by się nie zwrócili, na razie nie widać perspektyw na wyjście z pata.