Na stronie Facebookowej poświęconej ratownictwu medycznemu pojawiło się zdjęcie, na którym widać kolejkę karetek pogotowia do miejsca, skąd odbierani są pacjenci i transportowani na Szpitalny Oddział Ratunkowy w szpitalu im. S. Żeromskiego. Pytamy czy to wyjątek, czy codzienność.
Pytanie czy to wyjątek, dlaczego tak się stało i czy jest to norma? Jak mówi rzecznik Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego, Joanna Sieradzka, należy podkreślić, że na SOR-y nie przyjeżdżają wyłącznie pojazdy z systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego. – Są również samochody transportowe, które wożą pacjentów między szpitalami lub dowożą ich z domów. Natomiast jako KPR zauważyliśmy, że w ciągu ostatnich tygodni mamy więcej wyjazdów, co przekłada się na zwiększoną liczbę pacjentów i stąd takie skumulowanie w jednym miejscu – twierdzi Sieradzka.
Przedstawicielka KPR tłumaczy, że przechodzimy obecnie sezon grypowy i osoby cierpiące na inne choroby przy zarażeniu wirusem doznają powikłań, które mogą zagrażać życiu. – Dlatego też mamy więcej pracy. Muszę też przypomnieć, że naszym zadaniem jest transport pacjenta do szpitala – dodaje Joanna Sieradzka.
Rzeczniczka twierdzi, że takie korki karetek zdarzają się rzadko i zazwyczaj składają się z dwóch lub trzech pojazdów, a ich rozładowanie nie zajmuje więcej niż kilkanaście minut.
„Nie pracujemy na akord”
– Oczywiście, takie sytuacje gdy karetki ustawiają się w kolejce do SOR-u, nie powinny się zdarzać. Warto jednak zaznaczyć, że kolejki w Szpitalnych Oddziałach Ratunkowych to problem wszystkich szpitali, które mają w strukturze takie oddziały – mówi dr n. med. Jerzy Friediger, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie.
– Lekarze dyżurni pracujący na Oddziale Ratunkowym, nie są w stanie zająć się wszystkimi pacjentami, którzy zostali przywiezieni niemalże jednocześnie do szpitala. Warto także zastanowić się, dlaczego do szpitala przyjeżdża w tym samym czasie osiem karetek pogotowia, a nie są to jedyni pacjenci pozostający pod opieką lekarzy dyżurujących w SOR. Szybsza praca „na akord” niosłaby ryzyko poważnych pomyłek diagnostycznych. Zastanawiamy się nad przeorganizowaniem pracy oddziału, by zaopatrzenie pacjentów było szybsze – tłumaczy dyrektor.
– Pragnę także zwrócić uwagę, że pacjenci w karetkach są pod fachową opieką ratowników medycznych i w sytuacji, gdy dojdzie do pogorszenia stanu chorego, ratownicy informują lekarzy dyżurnych i wówczas ten pacjent trafia natychmiast pod opiekę naszych specjalistów – dodaje.
To też problem KPR
– Uważam jednak, że jest to problem nie tylko szpitala, ale również i Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego. Czy dyspozytor wysyłając do nas w krótkim odstępie czasu aż tyle karetek, nie miał innych opcji? Czy w tym samym lub podobnym zakresie był w tym czasie obciążony drugi oddział ratunkowy, dyżurujący w Nowej Hucie? Warto zatem wspólnie z dyrekcją Krakowskiego Pogotowia Ratunkowego zastanowić się, jak najlepiej rozwiązać ten problem. Próbujemy nie dopuszczać do takich sytuacji, ale nie zawsze jest to możliwe i najczęściej nie od nas zależne – zaznacza Jerzy Friediger.