Wadim Dyba był policjantem przez 23 lata. Krakowską policją rządził przez trzy lata, jednak z powodów osobistych zdecydował się na porzucenie służby, za którą tęskni, ale nie zamierza wracać. Startuje do Rady Miasta Krakowa, aby skupić się na stanowieniu prawa lokalnego i w dalszym ciągu walczyć o bezpieczeństwo w naszym mieście.
Dawid Kuciński, LoveKraków.pl: Zacznijmy od ogólnego pytania. Kraków to bezpieczne miasto?
Wadim Dyba, były komendant miejski policji, kandydat na radnego: Kraków można uznać za bezpieczne miasto na tle innych, takich jak Wrocław, Poznań czy Warszawa. W każdej kategorii przestępstw, zarówno tych najbardziej drastycznych jak i pospolitych, Kraków miał ich najmniej i dynamika jest malejąca.
Badania mówią, że 90% mieszkańców Krakowa czuje się bezpiecznie w swoim najbliższym otoczeniu. Gdy jednak zostali zapytani o całe miasto, odsetek ten mocno spadł. Dlaczego?
Również mam takie zdanie. Dzieje się to z kilku przyczyn. Pierwsza sprawa to nagłaśnianie ciężkich przestępstw, które się dokonują w Krakowie w sposób transparentny – ta informacja dociera do wszystkich. I przez ten pryzmat ludzie patrzą na miejsce swojego zamieszkania, na całe miasto. A przecież wszędzie coś takiego się dzieje – w miejscowościach większych i mniejszych, czego przykładem jest Bochnia. Mieszkańcy patrzą też przez pryzmat zwykłego chuligaństwa, na które reakcja jest zbyt powolna i za mało stanowcza.
Ale z drugiej strony policja chwali się tym, że zatrzymała kolejnego groźnego dilera z trzema gramami marihuany.
Narkotyki, zwłaszcza te miękkie, to codzienność. Patrzę na to jako były komendant, mam w pamięci osoby, które zostały zatrzymane, prowadząc pojazd pod wpływem narkotyków. Te ilości były bardzo duże i wzrastały. Inną dyskusją jest to, czy takich drobnych ilości nie traktować jako osobistych i czy nie powinno być to karalne. Ale to nie dla mnie dyskusja.
Mamy też grafficiarzy-wandali, którzy krzywdy nikomu nie robią, ale jednak niszczą mienie. Walczył pan z nimi?
Ten problem jest duży i skomplikowany. Miasto i państwo konserwuje zabytki nie po to, aby ktoś je niszczył. Czy ja walczyłem? Kiedy byłem komendantem, graffiti należało do kompetencji straży miejskiej. Policja reagowała nie tak aktywnie jak powinna. Gdy pojawiły się treści kibicowskie, policjanci zaczęli działać aktywniej i każdego tygodnia zatrzymywali po kilka grup wandali. Wiem, że dalej policja krakowska kładzie na to nacisk i ma sporo sukcesów na koncie. Gdy graffiti zaczęło nosić treści kibicowskie, nacjonalistyczne, zareagowaliśmy błyskawicznie i wyeliminowaliśmy sporo grup. To był element naszych codziennych narad.
Planowany w naszym mieście monitoring pomoże rozwiązać ten problem?
Jestem zwolennikiem monitoringu. Doświadczenia płynące z innych miast wskazują na to, że i przestępczość i chuligaństwo (czyli wykroczenia) tam, gdzie ten monitoring jest zainstalowany, spada o 40-60%. Niezależnie od tego, trzeba jasno sobie powiedzieć, że to właśnie dzięki monitoringowi wykryto sprawców zamachów terrorystycznych w Londynie czy Madrycie. To miara czasu oraz cywilizacji i dla dobra ogólnego powinniśmy zrezygnować z odrobiny prywatności.
Koncepcja zaproponowana przez Platformę Obywatelską jest wystarczająca? (szczegóły pod tym linkiem).
Projekt ten znam, sam dostarczałem danych do niego i jak najbardziej uważam, że powinien być zrealizowany tak, jak jest w pakiecie bezpiecznego Krakowa.
Zmieńmy temat. Za pana czasów w komendzie pracowali więźniowie?
Za mojej kadencji nie.
A jak to jest możliwe, że gangster pracuje w Komendzie Wojewódzkiej Policji?
Nie chciałbym oceniać moich kolegów z pracy.
Atakujemy Służbę Więzienną.
Na pewno prawo na to pozwalało. Inna sprawa to kwestia nadzoru i tego, w jaki sposób więźniowie weszli w posiadanie tych przedmiotów.
Jak długo był pan policjantem?
23 lata.
Nie tęskni pan za tą pracą?
Oczywiście, już podejmując decyzję o odejściu, wiedziałem, że tak będzie. Jednak powody były tak głęboko osobiste, że decyzja padła nieodwołalnie.
Jeśli się pan dostanie do rady miasta, nie będzie się pan nudził?
Myślę, że nie. Ucieszyłem się z propozycji startowania z listy PO jako niezależny kandydat. Bardzo przypadł mi do gustu pakiet bezpieczeństwa i gdybym się dostał do rady, robiłbym to, co do tej pory robiłem i na czym się znam. Skupiłbym się przede wszystkim na bezpieczeństwie lokalnym. Bo rozwiązania systemowe są dobre i idą w dobrym kierunku, ale w skali lokalnej jest dużo do zrobienia.
Czyli konkretnie co?
Chodzi przede wszystkim o to, że są instytucje, które są odpowiedzialne za bezpieczeństwo w różnych aspektach. Jest tych podmiotów sporo, ale brak wyraźnej współpracy, którą trzeba uściślić. Druga rzecz to profilaktyka. Zauważam, że po boomie z lat 90. niewiele zostało. Profilaktyka wśród dzieci i młodzieży – jak nie zostać nie tylko przestępcą, ale też ofiarą; jak zachowywać się w ruchu drogowym itd. – cieszyła się sporym powodzeniem. Teraz jest to robione w małej skali. A jest to ważna sprawa.
Dlaczego tak jest?
Policja czy straż miejska nie mają z tego namacalnych korzyści, a nauczyciele nie mają kompetencji w tych sprawach.
Jakie mają być te namacalne korzyści?
Spadek przestępczości, mniej „wiktymne” społeczeństwo. Mam też pomysł na to, by stworzyć program, który będzie diagnozował i kontrolował poczucie bezpieczeństwa wśród lokalnych społeczności. Nie chodzi tylko i wyłącznie o rozboje i kradzieże, ale też przemoc domową, sprawy socjalne. Program tak zbudowany, aby w jasny sposób sprawdzać, jak instytucje do tego powołane sobie radzą.
Pośrednio będzie miał pan też wpływ na straż miejską. Jaka jest to teraz jednostka?
Jako komendant współpracowałem z komendantem Adamem Młotem. Współpracę uważam za bardzo owocną. Obserwowałem zmiany, jakie pan Młot wprowadzał i wiem, że te zmiany są oceniane przez krakowian jako raczej pozytywne.
Strażnikom miejskim potrzebna jest broń palna i większe uprawienia?
Zdania są podzielone. Jeśli mieliby dostać broń, wiąże się to ze zmianami w prawie oraz pakietem proponowanym przez PO, gdzie się zmienia uposażanie strażników z racji tego, że wystawiają się na większe ryzyko. Sprawa jest otwarta. Jedno i drugie rozwiązanie ma swoje wady i zalety.
Pseudokibice. Kolejny duży problem Krakowa. Czy wie pan może, co skłania ludzi do tego, że z takiej chuliganki idą dalej – w stronę bycia gangsterem?
Ten problem jest złożony. Trzeba go rozpatrywać w aspekcie historyczno-socjologiczno-socjalnym. Dlaczego historycznym? Zaczęło się to wszystko w XIX wieku w Anglii, kiedy uczestnictwo w meczach było rozrywką, które budowało rytm życia. Jeśli chodzi o aspekt socjologiczny, to ci ludzie czują się częścią społeczności, w której są szanowani, mogą piąć się po szczeblach hierarchii. Również w kwestii socjalnej: większość zatrzymywanych ludzi była bez wykształcenia, co drugi był bezrobotny. A to po prostu sposób, by zdobyć jakieś pieniądze.
Jacek Bednarz, który poszedł na wojnę z kibolami, ostatnio stwierdził, że Wisłą Kraków chce rządzić półświatek. Bednarza już w klubie nie ma.
Stanowisko pana Bednarza przyjąłem z szacunkiem, jako bardzo odważną, kibicowałem mu. Zastanawiałem się, czy to będzie wzorzec ogólnopolski, czy coś się zmieni. Czas pokazał, że nic się nie zmieniło. Zobaczymy, czy to dobrze, czy nie. Ja dla pana Bednarza za taka postawę mam duży szacunek.
W więzieniach jest coraz więcej osób, którzy machali szalikami, a poza stadionem nożami. Uda się kiedykolwiek ich wszystkich posadzić?
To nie jest kwestia pozamykania ludzi, ponieważ są do tego określone procedury. W więzieniach jest faktycznie bardzo dużo ludzi. W tylko jednej sprawie było około 30 osób zatrzymanych.
Jakiś czas temu wyszła na jaw sprawa „kreta” w policji, który informował pseudokibiców o jej ruchach. Jaka to może być skala zjawiska?
W każdej grupie występują patologie. To jest pierwszy taki przypadek, odkąd pamiętam. Człowiek jest tylko człowiekiem, poddał się temu procederowi, nie wiadomo czy z pobudek ideologicznych czy materialnych. Na szczęście udało się go wyeliminować z policji. Funkcjonariusze też są kibicami, mam nadzieję, że zwykle pasywnymi, dlatego to się zdarza. Ciężko oceniać skalę, mam nadzieję, że to jednostkowy przypadek.
Mamy w Krakowie mafię?
Nie, mafia w Krakowie nie występuje. Za mojej kadencji i wcześniej takiego zjawiska nie było. Trzeba podkreślić, że mafia działa na styku biznesu i polityki.
Między pseudokibicami trwa względny spokój. Jak długo jeszcze?
Tak, na pewno jest lepiej niż było. Trzeba jednak rozgraniczyć pewną rzecz: aktywność pseudokibiców a aktywność ludzi, którzy się identyfikują z którymś klubem, lecz są zwykłymi chuliganami. Bardzo często dochodziło do zdarzeń z nożem. Po zatrzymaniu tych ludzi okazywało się, że nie chodzą na mecze, nie znają zawodników, natomiast określają się jako kibice Wisły czy Cracovii.